poniedziałek, 23 grudnia 2013

Piękna Król Najszlachetniejszy.


Mój Bóg jest największym i najlepszym Artystą, jakiego znam.
Mój Bóg jest najwspanialszym Twórcą.
Mój Bóg ma nieskończony zasób pomysłów.
Mój Bóg jest do końca pełen weny.
Mój Bóg jest prawdziwym Artystą, gdyż tworzy z Miłości, którą sam jest.
Mój Bóg tworzy z niczego.
Mój Bóg nie ma ograniczeń.


Mój Bóg, gdy tworzy, najpierw buduje napięcie.
Mój Bóg jest Mistrzem w każdej dziedzinie sztuki.
Mój Bóg jest najpiękniejszą Muzyką, jest najbarwniejszym Obrazem.
Mój Bóg może wszystko.
Mój Bóg jest kontrowersyjny - tworzy sztukę, którą sam wymyślił i zaplanował.
Mój Bóg jest najbardziej świadomym Tworzycielem.
Mój Bóg ma wszystko, jest wszystkim, ubogaca dogłębnie.
Tylko od Niego chcę się uczyć.
Mój Bóg to KRÓL ARTYSTÓW.

Dziękuję za piękno!









niedziela, 22 grudnia 2013

W trzech słowach o nieskończoności uczuć - w kilku słowach o PASJI.

Najukochańsi!
Nigdy nie robiłam żadnych notatek, przed napisaniem tutaj posta. Dziś musiałam, bo nie chcę o niczym zapomnieć.

PASJA. Czym jest? Po co jest? Jaka jest? Co z nią robić? Jak odnaleźć?

Pasja, moi kochani, to coś, co jest naszą częścią. Mam rękę, nogę, głowę, oczy, uszy i... pasję. Po prostu.
Chcę dziś zachęcić Was, byście nigdy z nią nie walczyli, nie próbowali jej zwalczyć, gdyż, po pierwsze jest to niemożliwe, po drugie, nie chcę, byście prowadzili jakikolwiek proces autodestrukcji. Są to do cna syzyfowe prace. Znam to z autopsji. Sama wiele razy próbowałam popełnić tę amputację, próbowałam odciąć się od moich pasji, które niekoniecznie pasują do kanonów uznanych za "pożyteczne", godne uwagi i dające zysk.
Pasja nie ma nic wspólnego z ZYSKIEM materialnym. Nic.
Rodzę się i widzę, mam ręce, mam nogi... Z pasją jest inaczej. Ona kiełkuje, rośnie, w końcu ją dostrzegamy. Niektórzy od razu, gdy są mali, wiedzą, co to jest. Niektórzy do końca utrzymują, że takowej nie posiadają. Żalą się często, że brakuje im pasji, brakuje powodu do wszelkich dążeń. NIEPRAWDA! Każdy z nas ją ma, chciej ją odkryć! Drąż! Może jest bardzo niekonwencjonalna. Tym lepiej.

Chciałabym być taka i taka, chciałabym lubić to czy to - niestety - to, co jest moją częścią, jest już WRODZONE. Nie mogę sama decydować o tym, jakie i czym to jest. Mam wpływ jednak na rozwój tego czegoś, na kiełkowanie. Mogę podlewać, pielęgnować, umożliwiać dostęp promieniom słonecznym, by wzrastało.

Uważam, że moje pasję, są częścią mojej twarzy. Jeśli ktoś ich nie zna, nie zna mnie. Są one tajemniczym zlepkiem upodobań, dążeń, które nie zawsze i wszędzie w ogóle da się demonstrować. Czytaj: nie możesz w każdym miejscu i czasie skakać na nartach, rozmawiać, bądź zajmować się dziećmi. Ta wynikająca z natury rzeczy niedostępność, sprawia, że pasja daje nam jeszcze więcej szczęścia i satysfakcji. Ty i Twoje pragnienia są jak małżonkowie. Czasem warto oddalić się na moment, "odpocząć" od siebie, nabrać dystansu, by stęsknić się mocno i w końcu ze zdwojoną siłą radości do siebie powrócić.


Teraz (znowu) trochę o muzyce.
Hmm... nie jestem w tym dobra, nie potrafię, nie mam żadnego wykształcenia w tym kierunku, ALE, jest ona w 100% moją pasją, która wypełnia mnie od stóp do głów. Nienawidzę w tym rejonie rywalizacji. Od dziecka nienawidziłam rywalizacji w każdej formie, choć zdaję sobie sprawę, że na większość osób działa stymulująco. Na mnie nie. Dobrze jest odkryć siebie i uczyć się swojej osoby.
Nie uważam siebie za artystkę, bo nią nie jestem, za to moja duszą jest nią w 100%, na co również nie mam wpływu. Artysta-egoista. Właśnie, ale ten pozytywny. Stąd pewnie ta niechęć do rywalizacji i afirmacja współpracy.
Dobrze jest w końcu pokazać się ze swoją pasją wśród ludzi. Pokazać nie po uznanie, czy w celu zysku. Po co dać naszej pysze szansę do wzrostu i rozwoju. Pokazywanie się z tym co kochamy, to po prostu okazja, by być z ludźmi jako prawdziwy ja. By pokazać swoją autentyczną twarz. Wreszcie po to, by samemu ubogacać swoją wytrwałość.

Wiecie dlaczego artysta często się złości i bulwersuje wewnątrz? Otóż, męczy go to, że inni go nie rozumieją. Nie to, że nie rozumieją sytuacji czy problemów, a to, że nie rozumieją uczuć i nie mogą być z tym prawdziwym 'ja' tylko są z 'jakimś' człowiekiem. Nie ze mną. Z kimś.

Zauważcie, te wyrażalne uczucia, są proste, bo kiedyś ktoś je nazwał. Są zimne, bądź ciepłe. Czarne, bądź białe. Wyrażają konkretne przesłanie. Artystyczne uczucia są inne niż te nazywalne. Owszem, niektóre są długodystansowe, wcześniej przemyślane, ale większość z nich jest nagła, nie odkryta przez samych artystów. Pewnie to trudne do zrozumienia, lecz można to zobrazować za pomocą góry lodowej. Czubek góry to typowe uczucia: złość, miłość, uznanie, sprzeciw, tęsknota, bunt, itd... Wiele jest takich, które są 'pod wodą', których sama nie rozumiem, nie wiem skąd się biorą, ale one są i są częścią mnie. Są jak małe komórki, z których powstają tkanki składające się na moją twarz.

Kojarzą mi się z kolorami, które w realu nie istnieją, ale mam je w głowie. Nie da się nimi podzielić. Tak samo różne inne doznania estetyczne, które są całkowicie egoistyczne, ale z niezamierzonej woli, gdyż, niemożnością jest podzielić się nimi. Niech tak zostanie. Są intymną częścią naszej budowy.
Zachęcam jednak, by jeśli tylko się da, uchylić czasem rąbka tej intymności artystycznej, by ubogacać innych.

Pisanie, chociażby tu, w kuferku, również jest moją pasją. Czasem ostatnimi siłami, w środku nocy, ale piszę...
Bardzo się cieszę, że mogę to robić. Jest to niezależne ode mnie, ale od niedawna widzę, że również może ubogacić innych, a inni ubogacają mnie. Jakie to piękne!


~~CNOTY~~
Są głównym dobrem, jakie możemy w sobie mieć, jakie niosą piękno. Zaraz po nich jednak są wszelkie dobre pasje, które nietłamszone są czymś, co może inspirować innych i czynić nas charyzmatycznymi.

Zrezygnujmy już z szarości i bierności! Rozwijajmy się, twórzmy.
Możemy uczyć się historii, ale ja osobiście wolę ją tworzyć, chociażby dla najmniejszego grona osób!


Przed najpiękniejszymi świętami w roku, chciałabym skorzystać z okazji i z tego swoistego nośnika, jakim jest kuferek, by powiedzieć Wam, w jak najszerszym gronie parę słów.
Najpierw pragnę przeprosić. Choć to przeprosiny wirtualne, pisane, są szczere. Przepraszam każdego, kogo kiedykolwiek skrzywdziłam, znieważyłam, obraziłam, uraziłam, zgorszyłam lub zasmuciłam. Przepraszam za każde zło, jakiego doznaliście przeze mnie.
Dziękuję za to wszystko, co w tym roku dostałam od Was. Dziękuję za piękne spotkania, nowe znajomości, dobre słowa. Za ostatnie życzenia i ogrom miłych słów, które TAK BUDUJĄ!



Pragnę życzyć Wam wszystkiego, co najpiękniejsze! Życzę Wam odnajdywania i rozwijania pasji. Życzę, byście nigdy się nie poddawali, nie tracili własnej osobowości. Byście nie tworzyli internetowych 'asków', które moim zdaniem są aktem desperackiego ekshibicjonizmu osobowości, ale byście dali poznać się osobiście.
By Pan Jezus narodził się w Waszym życiu. On jest, daje mnóstwo darów. Wyczekujcie Go, oczekujcie od Niego. Odkryjcie sens świąt na nowo. Życzę, by każdy dzień był przepełniony świeżością, uśmiechem, determinacją, indywidualnością i inspiracją. By słowa przemieniały się w czyny i nie pozostawały martwe.

Życzę Wam najprawdziwszej pod słońcem MIŁOŚCI i wiary.
Błogosławionych Świąt!!!




Koncert, którego właściwie opisać nie potrafię. Po prostu dziękuję Bogu za Igora, który daje świadectwo, że prawdziwi Artyści istnieją. Artyści przez duże A:

niedziela, 8 grudnia 2013

Całkowita niezależność.

Ubieram się dziś w całkowitą niezależność. Nie chcę, by o moim życiu decydowali inni ludzie, system, pseudo-wartości, moje krótkotrwałe zachwiania.
Jak tu stać się całkowicie niezależnym? Trudne zadanie.
Chcę je podjąć.

Zauważam pewną prawidłowość. Mając swoje poglądy, niektóre tak ważne, że stanowią wręcz samą mnie, przebywam często w otoczeniu ludzi, którzy mają totalnie odwrotne podejście do rzeczywistości. Z wielu powodów, jestem pewna, że jest ono wręcz nieprawidłowe. Jestem tego pewna do końca. Czas jednak jest nie tylko 'wspomagaczem', gdyż potrafi też mocno wpływać na nas nie tak, jak to powinno mieć miejsce.
Zauważam, że czasem zaczyna pojawiać się u mnie dziwne, bezsensowne poczucie winy (?), poczucie bycia gorszym (bo przecież uważam inaczej niż większość), poczucie odrębności i wyobcowania.

"Kiedy wejdziesz między wrony, będziesz krakał tak, jak one". Otóż to. Ale ja krakać nie mam zamiaru! Tak, jako człowiek, słaby do kruszca kości człowiek, wiem, że dotyka mnie wiele złudnych odczuć. Właśnie dziś, teraz, przechodzę trening życia. Myślę, że wielu z Was to dotyka, lub dotknie. Im bardziej inne od wszystkich są moje poglądy, tym mocniej utwierdzam się w tym, że są one dobre. Dobre dla mnie i ogólnie - poprawne.
Nie pozwolę sobie wierzyć w podszepty szatana, którym uległo nieświadomie tak wielu moich znajomych. Przykro mi patrzeć na cały ten ogromny proces, który jest procesem niesamowicie paradoksalnym.
Zauważmy, dziś każdy chce być oryginalny, zwracać na siebie uwagę, co za tym idzie, dąży za modą, która w danym czasie jest jedna. Wchodząc w to, co teraz jest na topie, stajemy się szarą masą pseudo-oryginalnych ludzi. Ech, nie łatwo dziś nie ulec większości.

Dziś może dotknę trochę tematyki wiary. Z jednej strony wszyscy biegają z transparentami "telewizja kłamie", z drugiej strony, wracają wieczorami do domów i włączają telewizory, by obejrzeć, jak prezentowali się podczas swoich demonstracji.

Najdziwniejszą rzeczą, jakiej nie mogę zrozumieć, jest patrzenie na wiele spraw przez pryzmat tego, co mówią inni, zwłaszcza media. Może to utarty temat, wyświechtany do granic wytrzymałości, aczkolwiek ciągle świeży i myślę, że warto się nad nim zastanowić.

Media patrzą na Kościół jak na instytucję, którą rządzą ludzie uporządkowani według pewnej hierarchii, mający na celu tylko własną wygodę i przyjemności, głoszący przykazania (Boga?), który i tak nie istnieje, sami się do nich nie podporządkowując.

Gdyby nie to, co widzę od wnętrza Kościoła, gdyby nie LUDZIE (!!!), którzy są tym Kościołem - wierzyłabym w to.Może niedługo napiszę coś więcej na ten temat, bo właśnie powinnam się tym podzielić, ale teraz chciałabym zachęcić wszystkich ludzi, którzy czytają regularnie, a być może wpadnie im kiedyś w ręce ten tekst, chcę zachęcić do tego, by nie oceniać czegoś, czego się nie zna z pewnych źródeł.

Dziś konkretnie, zwłaszcza, że mamy adwent - czas bielenia naszych szat i prostowania dróg Panu, chcę zachęcić, żebyśmy spróbowali odkryć Kościół, jako dom, jako grupę WSPANIAŁYCH ludzi. Można się bardzo pozytywnie zaskoczyć. :)

***
NAJŁATWIEJSZĄ, NAJSZERSZĄ i NAJBANALNIEJSZĄ drogą jest ta szeroka, która z.a.w.s.z.e. prowadzi do zguby. ZAWSZE!
Drogą tą jest myślenie, że Boga nie ma, które podpowiada nam szatan, w którego z resztą mało kto z nas wierzy (co jest jedną z jego największych wygranych). Spróbujmy odnaleźć Boga osobiście, dostrzec Go w Kościele, poznać Jego zamiary i Pedagogię, następnie dopiero oceniajmy Kościół.
Reszta niebawem.

Pozdrawiam :)


czwartek, 5 grudnia 2013

Z cyklu: "osz ty, losie!" - OBURZENIE.

Losie, nie dajesz czasu na przyzwyczajenia!
Nie dajesz czasu na okiełznanie własnych myśli!
Nie dajesz czasu na zidentyfikowanie sytuacji!
Nie dajesz czasu na przyzwyczajenie się do swojej codzienności!
Nie dajesz czasu na bycie sobą, bo nagle odkrywamy, że będąc sobą, już jesteśmy kimś innym.
Losie, pozwalasz nam się zmieniać! Pozwalasz zmieniać się wszystkiemu wokół.

To jeszcze jestem w stanie ci przebaczyć, jednak nigdy nie przebaczę ci tego, że nie dajesz nam czasu na poznanie siebie. Tego, że pozwalasz na takie zmiany. Tego, że choć jesteśmy stworzeni jako istoty ciągle przyzwyczajające się do czegoś, ty, losie, to wszystko zaburzasz.
Nie wybaczę ci, że nie mogę panować nad dziwnymi emocjami, które pochodzą ode mnie, a jakby nie ode mnie.

Losie, daj nam czas!!!






Śmiejecie się ze mnie, gdy mówię, że żyję bez zegarka i kalendarza. Owszem, ciągle się spóźniam, potrafię mocno zaspać, nie wiem który dziś dzień, jakie dziś święto, nie wiem, że już pasowałoby iść spać, nie wiem, co, jak i kiedy.
Ale po co się zmieniać, jeśli taka właśnie jestem?
Ty masz czas na wszystko, mając wszystko poukładane. Ja nie.
Powinnam nazywać się Karolina Na Wariackich Papierach.


Pędzę zatem wymienić dowód osobisty!

Was zostawiam z czymś, co świetnie smakuje w ustach, gdy ma się to w uszach.
Na muzykę czas jest zawsze. Codziennie, w każdej chwili dnia i nocy.

Panie losie, dziękuję za to, że dałeś mi chociaż przyzwyczaić się do piękna.












środa, 27 listopada 2013

Ciągle czuwając.

Kochani, jak bardzo cieszę się, że istnieje piękno. Ostatnio przekonałam się, że jest ono niezgłębione. Nie wiem co powiedzieć, nie wiem, co ze sobą zrobić!
Wszystko dzieje się tak szybko, wokół próbne matury, ciągłe zabieganie, trochę choroby, jakieś wyjazdy, a wszystko jakby obok. Obok mnie.
Codziennie zaglądam do kuferka moich myśli i odnajduję w nim nie to, co chciałabym dostrzec.
Codziennie też zaglądam do kuferka blogowego, choć jakoś nie miałam czasu czegokolwiek napisać.
Przepełnia mnie jednak miłość i wielka serdeczność wokół tego, co dzieje się wokół. Widzę, że wiele się zmienia. Czy mnie to cieszy?
Cóż, niektórzy lubią tajemniczość. Ja też - choć tylko wtedy, gdy jest piękna.

Powiedziałam, że to co dzieję się teraz jest obok mnie. Otóż, nie. To jest pode mną, jakoś bardzo przy ziemi. Ja jestem ciągle ponad to, ciągle ponad. Czy bujam w obłokach? To złe słowo. Moje nogi mocno stąpają po ziemi jednocześnie ledwo ją dotykając. Wszystko jest takie dziwne, obce. Sama dla siebie jestem obca, nie potrafię nawet tego opisać.
Parę nowych wyzwań, może pochopnie podjętych decyzji, pewnie sporo bezmyślności i naiwności. Ale to też jest potrzebne.

Niedługo świat zbieleje, pokryje go śnieg. Nie lubię zimy. Zima choć piękna niekiedy zza okna, zawsze sprawiała, że chciałam zakopać się pod kocem i nie wychodzić do pierwszych promieni wiosennego słońca. Ewentualnie wyjść parę razy z aparatem na piękne widoki. Ale zima może oznaczać tylko jedno - kiedyś przyjdzie wiosna. Pewnie jestem dziwna, ale już o niej myślę.

Gdybyście wiedzieli, ile potrafią zmienić niecałe trzy dni warsztatów muzycznych, które były spontaniczną decyzją. Hmm, chociaż w sumie one niczego nie zmieniły, ale mocno utwierdziły mnie w moich przekonaniach. Tak bardzo szanuję ludzi, którzy są sumienni, ciągle się czegoś uczą, zdobywają kolejne stopnie, wyróżnienia, pozytywne opinie. Ja jednak tak bardzo jestem inna.
Najwięcej uczy mnie spontaniczne życie. W wakacje uczę się 10 razy więcej niż w roku szkolnym, którego forma tylko mnie przytłacza. Ach, jak bardzo już chcę wiosny. Zostawić za sobą słowo 'matura', zamknąć parę nieszczęsnych drzwi i odwrócić się twarzą w kierunku obranym przez siebie.

Nie umiem się wpasować w to, co przyszykował dla mnie mój kraj. Nie potrafię być honorową patriotką, nie umiem być dobrą koleżanką, nie potrafię być porządna i zorganizowana. Nie umiem robić nic na siłę, nie potrafię zmusić się do czegoś, czego nie chcę, nawet dla dobra wyższego. Ciągle naginam zasady, potem obwiniam siebie. Taka właśnie jestem, ale taka właśnie chciałabym być kochana. Przez ponad 18 lat życia próbowałam być kimś PORZĄDNYM. Nie udało się. Myślę, że powinnam starać się pielęgnować w sobie to, co mam dane pięknego, nie robić nic na siłę. Nigdy nie będę idealna, jak każdy człowiek. Nigdy nie będę idealnie wyglądać, idealnie się uczyć, idealnie rozwijać, idealnie rozumieć, idealnie postrzegać, idealnie, idealnie... Nigdy.
Dziś chcę jednak, by mój uśmiech, który jest zawsze prawdziwy, pozostał właśnie takim uśmiechem.
Może prawdziwy = idealny?

Tak bardzo cieszę się, że mam uczucia. Może jest ich zbyt dużo, może są zbyt przejaskrawione?
Bardzo boli mnie i parę tysięcy razy na dobę kłuje w serce obojętność ludzi na istnienie innych.
Podobno konie noszą klapki na oczy. W szkole, na chodniku, w sklepie czuję jakby to ludzie je mieli, liczył się dla nich tylko własny cel.


Co tu zrobić, by walczyć z egoizmem? Co tu zrobić?

Błagam, ludzie, nie wykorzeniajcie z siebie wartości, które już macie! Kiedyś staniecie przed pewną Osobą. Osoba ta powie:

Dostałeś uśmiech - zakopałeś.
Dostałeś miłość - wmówiłeś sobie, że nie istnieje.
Dostałeś umiejętność wzruszenia - zaprzepaściłeś.
Dostałeś tak wiele, byłeś taki idealny - wszystko to zatraciłeś!
Pytam: GDZIE SĄ TWOJE TALENTY?!



Nigdy, nigdy, nigdy... Nigdy nie zapomnę. W żadnej minucie nie odpuszczę. Zawsze pamiętam o tym, co ważne. Nie zmienisz mnie.


Na koniec pragnę podziękować. Tak, znowu. Dziękuję, za każdy, nawet najmniejszy uśmiech, który kierujesz do mnie, za każdy przejaw serdeczności, za to, że jesteś.
Nie zdajemy sobie sprawy, że to własnie wszelkie dobro zagnieżdża się w czyimś sercu, nie tylko zło, które je niszczy. Zło rujnuje, ale nie zapominajmy nigdy, że dobro buduje, potem jeszcze podnosi.
Dzięki za skrzydła, za jasność spojrzenia, za ciągłą świeżość, o której zwykle mówię.
Cieszę się, że mam to co mam. Cieszę się, że jest jak jest.

sobota, 16 listopada 2013

Patrzeć. Odwrócić OBRAZ ogonem.

Często mówi się o tym, że ludzie są nieprawdziwi, ponieważ noszą MASKI. Owszem, tak jest, ponieważ nikt z nas nie potrafi być identyczny wobec rodziców, nauczycieli, znajomych ze szkoły, znajomych z kolonii, czy wujka, którego widzimy raz na 5 lat. Ja jednak widzę to trochę inaczej...

Lubię tak czasem zostawiać utarte schematy z tyłu i spojrzeć na sprawę z INNEJ PERSPEKTYWY.

Człowiek jest wielkim malowidłem. Ogromnym dziełem z mnóstwem kolorów, światłocieni, perspektyw, rzutów, dominujących barw i nastrojów. Jest wykonany techniką kolażu, w niektórych miejscach delikatnie muśnięty pewnymi cechami, być może to decoupage? Jest to obraz idealny, każdy jednak inny. Niektórzy jesteśmy malowidłem pełnym małych szczegółów, drobnych elementów, inni zaś abstrakcją tęczowych kolorów. 

O tak, dobrze być dziełem sztuki. Powiedzmy, że ta właśnie treść obrazu jest naszym 'ja'. Charakterem, uczuciami, umiejętnościami, zainteresowaniami - co ważne - wszystkimi REALNYMI.

Mówi się więc, że ludzie noszą maski, że wszyscy są sztuczni itd, itd. Otóż, nie!
Jest mnóstwo ludzi sztucznych, chodzących w co najmniej dziesięciu twarzach na zmianę, co ciekawe, twarzach nieziemsko od siebie różnych. W tym miejscu jednak powiem, że my nie zmieniamy wcale masek, tylko nasze RAMY. Znam jednak wielu ludzi, którzy zawsze są prawdziwi.
Ludzie widząc nas, odbierają tzw. pierwsze wrażenie, które jest kluczem i pryzmatem do oceniania nas już przez cały czas znajomości. Zauważam tu, że tym pierwszym wrażeniem, potoczną maską, jest właśnie rama obrazu.

NIE MA SZANS! Nie ma szans, aby ktoś, kto widzi nas po raz pierwszy, zobaczył od razu cały obraz.
Aby to zwizualizować wyobraźmy sobie, że podchodzimy do obrazu, nie do człowieka.
Nigdy nie podchodzimy jako zwiedzający galerię, od frontu obrazu, od jego najpiękniejszej strony. Nigdy nie mamy pięknych światełek okalających dzieło, które rzucają światło pod odpowiednim kątem. Nie mamy przed sobą czerwonych, miękkich dywanów. Przed nami nikt nie ustawia tabliczki z opisem naszej historii.
Podchodzimy do obrazu Z BOKU. Widzimy tylko wąską ramę, nie mając pojęcia, co dzieło prezentuje. 
Zmiana pozycji względem dzieła może zaistnieć tylko w czasie. Wraz z nim posuwamy się małymi kroczkami odkrywając coraz to nowsze motywy, patrząc pod innym kątem.


Obraz schowany w szufladzie lub wepchnięty ręką obrzydzenia do zatęchłego kantorka, niestety, niszczeje. Zazwyczaj jego butwienie, szarzenie następuje od strony ram do środka.


(...) Właśnie. Zauważmy, im bardziej nie dbamy o siebie, o swoje wnętrze, im dalej ludzi zostajemy, im bardziej się izolujemy, nasze brzegi zaczynają mieć na sobie ciemny nalot.
Osoba, która zechce obrócić się względem nas tak, by widzieć naszą fasadę, będzie musiała włożyć więcej wysiłku w tenże proces. Przed zniszczeniem ominęłaby tylko ramę i już ukazałaby się pełnia kolorów. Teraz, musi zrobić parę kroków dalej, by w ogóle dostrzec barwy.




Od nas zależy, w jaką ramę się oprawimy. Od nas zależy, czy pozwolimy zawiesić się na jasnej ścianie, ukazującej nasze piękno, z delikatnym oświetleniem. Od nas zależy, czy pozwolimy wyścielić przed sobą czerwony dywan, którym jest szacunek dla innych, otwierający drogę do naszego wnętrza.
Z czasem, gdy coraz więcej ludzi przyciągnie nasza wytworność, nasza wartość wzrośnie, a my będziemy mogli zaistnieć w złotej, rzeźbionej ramie, którą będzie nasz szczery uśmiech i prawdziwa otwartość.


Chyba każdy z nas chciałby być dziełem na wyodrębnionej, białej ścianie, gdzie będą przychodzić do nas ludzie na poziomie (a co się z tym wiąże w mniejszej ilości), niż być płaskim obrazkiem za 2,50 zł wiszącym na bazarze dla wieśniaków.

SAMI zadecydujmy, jakimi będziemy dla innych, zapracujmy na własny poziom kultury. Sami zadecydujmy w jakich wystawach będziemy brać udział!


***
Kiedy przyjrzymy się bardzo dokładnie, odnowimy nasze brzegi, oczyścimy i oddamy do renowacji, okaże się, że tam na samym dole, czarnym piórem najwyższej jakości podpisany jest Autor - Bóg.


P.S. Na bazarze, choćbyś miał najpiękniejszą ramę i wisiał przodem do całego TŁUMU, pamiętaj, słowo TŁUM jest złe.
Tłum nie zwróciłby uwagi na Twoją wartość, tłum nie zna Autora, ominąłby Cię szerokim łukiem nie wiedzą, jak wielka okazja na poznanie skarbu przeszła mu koło nosa.


środa, 6 listopada 2013

Niby, niby, niby. Niby zdrętwiałe, spróchniałe, w środku jednak soczyste!

Dzisiejszy kwejk, so good...  NAĆPANIE muuuzyką.


Zdrętwiałe ręce, nogi, ot, taka norma.
Wieczne narzekanie, ciągle źle i przykro, ale po co?

Spróchniałe pomysły, zakażone ambicje. Słomiany zapał?

Taka sytuacja: chcesz coś zrobić, coś inicjujesz, zaczynasz, podnosisz ręce, nabierasz powietrza, jesteś prawie pewien, że to zrobisz. Nagle - opadają ręce. Dlatego, że istnieje mnóstwo czynników gaszących zapał.
Brzydcy strażacy. Gaszą, tłamszą. Są niewidzialni.
Lenistwo jest jednym z takich strażaków, lęk przed opinią innych, niewyćwiczona kreatywność, mnóstwo ograniczeń. Jak z tym walczyć?
Dziwna świeżość jednak wkracza w życie. Czas niby deszczowy, powiesz - przytłacza. Gdzież tam. Byle wyjść ze szkoły i stać się sobą, już jest pięknie.
Niektórzy mówią, że cele są blisko, ale nasze przeszkody sprawiają, że nie odbijemy się mocno od ziemi, nie podskoczymy i nie przeskoczymy ich, tylko obchodzimy wokół być może do końca życia. Przykre to, lecz jak prawdziwe. Gdzie znaleźć wiarę w siebie? Gdzie znaleźć pomysł na siebie? - pomyślało 90% populacji ludzkiej.
Ech, może kiedyś wszystko się wyjaśni?


Niebo w moim Iwoniczu wciąż zachwyca:






Chyba zacznę wierzyć w jakże znane ostatnio motto:

"Kim jesteś?
-Jesteś zwycięzcą!"


Może jednak tchórzem? Może jednak człowiekiem brodzącym nosem po ziemi? Może jednak na zawsze poszukującym? Może jednak tylko obserwatorem? Może jednak na stałe w cieniu? Może jednak bez racjonalnych celów?

Może niezdrowym marzycielem?


Może jednak w końcu ZWYCIĘZCĄ?



Piękno samo w sobie. Kropka.






piątek, 1 listopada 2013

Szczypta łez, kropla uśmiechu, gęsia skórka. Wzruszenie przez duże W - niebanalne dla Wybranych.

"Ile się dusza wzruszy, tyle Boga wzruszy;
O ile dusza w Bogu, o tyle Bóg w duszy.
"
                                           Adam Mickiewicz

"Dawniej żądałem od ludzi więcej niż mogą dać: ciągłej przyjaźni, nieustannego wzruszenia. Dziś umiem od nich żądać mniej, niż mogą dać: towarzystwa bez frazesów. I ich wzruszenie, ich przyjaźń, ich szlachetne gesty zachowują w moich oczach całą wartość cudu: są łaską."
                                           Albert Camus

Pisać o wzruszeniu... Hmm... Trudna sprawa, ale potrzebna.
Do stworzenia tego wpisu zainspirował mnie filmik o maleńkim dziecku wzruszającym się, gdy śpiewa jego mama. Ostatni hit internetu. Można mieć mieszane uczucia - dziecko może się bać, nie wiedzieć co robić, może dla niego to dziwne uczucie, jednakże ja widzę w nim właśnie trochę z dorosłego wzruszenia.
Czy można tkliwość dzielić na dorosłą i dziecinną?
Myślę, że każda jest infantylna - i taką właśnie najlepiej jest przejawiać, bo jest autentyczna.



Czym jest wzruszenie?
Bardzo szkoda mi ludzi, którzy zalakowali gdzieś głęboko swoje "czujki" obojętnością. Przykro mi, gdy widzę pogardę w ich oczach dla piękna. Przykro mi, gdy idąc parę godzin drogą widzą tylko ekran swojego iPhone'a, po długim czasie spostrzegając, że w ogóle są w pięknym parku, mają przed sobą niepowtarzalny zachód słońca, czy w pośpiechu w drodze do pracy - wschód słońca, albo też plejadę gwiazd nocą.
To, co dzieje się wokół dotyka naszych wrażliwych miejsc i sprawia, że uśmiech zaczyna zdobić nasze oblicze.
LUDZIE - otwórzcie oczy!

Czym byłabym bez wzruszenia? Kościotrupem. Nie chcę nim być, kocham się wzruszać.
Dlaczego często kryjesz swoje przeżycia?
Wzruszenie właśnie jest aktem bardzo krótkim, nagłym, o dużym często nasileniu, lecz prawdziwym, wręcz FIZJOLOGICZNYM. Nie wstydź się.

***
Rozrzewnieniem jest dla mnie pączek zmieniający się w soczysty liść.
Nagle - całe drzewo zamieniające się w zieloną kulę. 
Czy widziałeś kiedyś najpiękniejszy witraż świata? Stoisz pod drzewem a niedawno wyrośnięte liście przepuszczają przez siebie światło słoneczne.


Wzruszam się i wzruszam, płacząc w duchu widząc biedę tego świata. Często toniesz w morzu smutków i szarości - wzruszenie jest chwiejne, tak, może nie jest stałym lądem, lecz przypominam Kochany, że wzruszenia są wyspami, wysepkami. Mocniejsze - półwyspami.
Ja chcę archipelag wzruszeń! ARCHIPELAG WZRUSZEŃ.

To każdy dźwięk, kolor, szept, świst, trzask, kształt, struktura, głębia, ogrom, dal, toń - to one są nam dane, by tworzyć archipelagi. Dziękuj Bogu za zmysły, które są naszymi architektami z najwyższym wykształceniem. Pomóż im tylko zdobyć doświadczenie - wzrusz wyobraźnię, OTWÓRZ ją, zasmakuj, zanurz się wbrew wszystkiemu.

Mam wrażenie, że patrzę na świat odbity w lustrze. Wszystko na opak.
Dziś wzrusza cię sarkazm, dziś wzrusza cię szydzenie, dziś wzrusza cię czyjś ból, twoja przyjemność.
Idź precz z taką karykaturą, idź precz! To nie te oczy masz otworzyć, nie te!

Zadanie na dziś: sprawdź w słowniku znaczenie słowa 'zachwyt', zapamiętaj, zastosuj.






 


Człowiek nieczujny pozostaje płaski, płaski - nieciekawy, nieciekawy - nieprawdziwy.




piątek, 25 października 2013

Nieustannie zadziwiająca jedyna rzeczywistość, świeżość jedyna, niezapomniana.

Człowiek bez kultury pozostaje małpą.
Człowiek bez piękna pozostaje blady.
Człowiek bez uczuć pozostaje żaden.
Człowiek bez wrażliwości nie ma fundamentu.
Człowiek bez miłości jest tylko szkieletem.
Człowiek bez muzyki ma zamknięte zmysły.

Człowiek bez kultury pozostaje małpą!


Piękno rzeźbi człowieka. Wyżłabia do indywidualności. Odsłania kurtynę osobistego JA.

Od niedawna zaczynam poznawać genezę każdego dźwięku. Szukać, naśladować, a potem tworzyć własne. Jak bardzo nie potrafię wyrazić mocy dźwięku. Jak mocno one drążą, jak bardzo mnie kształtują.

Świat bez muzyki - tej PRAWDZIWEJ kojarzy mi się z suchym, spróchniałym drzewem.
Świat przepełniony nią jest autentyczny i żywy. Jest soczystym drzewem.

Najpiękniejsze jest to, że nikt nie może mi tego odebrać. Nikt nie odbierze mi mojej miłości. Nikt nie wydrze ze mnie tego piękna, nikt nie wykorzeni mojego rusztowania. Tak. Jestem pewna, że nikt.

Wierzę, że kiedyś spotkam ludzi, którzy chorują na to samo co ja, chorują na piękno.



Niesamowite zderzenie pokoleń. Piękna lekcja życia:

Ostatnio przyszło mi na myśl stwierdzenie, iż ręka rzeźbiarza żłobi drewno, pędzel malarza sunie po płótnie, wszystko to jednak, choć nad wyraz piękne, zostaje stałe, pasywne i bierne.
Dźwięk, a najbardziej ten, który wydają ludzkie usta (wraz z sercem!) niesie się w dal.
RZEŹBI POWIETRZE.
Jest to zarazem obraz, malowidło, wiersz i proza.
Charakteryzuje go dynamizm i zmienność. Do końca indywidualna i nigdy nie odkryta przez drugą osobę interpretacja.
Dźwięk penetruje nasz umysł i serce docierając w miejsca, w które nikt i nic nie ma dostępu.
Co za tym idzie, nikt nie może nam go zabrać, a to, co wyrzeźbi, nikt nie może zniszczyć.

Co niematerialne jest najpiękniejsze. Szkoda, że tak mało ludzi to rozumie. SZKODA!!!













A przed T.A.M.Ą. szczęśliwa t r z y n a s t k a.

Czyżby przepowiednia przełomu? Może wreszcie skrawek szczęścia?
Dziś, teraz, uświadomiłam sobie jedno. (Jeśli ktoś śledzi kuferkowe wpisy na bieżąco - tym lepiej mu teraz zrozumieć).

Istnieje TAK OGROMNA MASA przeszkód, tak wielka tama przed nami, że ogranicza nasz wzrok do ZERA. Widzimy tylko beton.

Patrzę w lewo - BETON.


Patrzę przed siebie - BETON. 


Patrzę w prawo - BETON.

NIE WOLNO jednak, NIE wolno, zapominać mi tego, że przed tamą stoję z ludźmi, których kocham, którzy zawsze przy mnie są, a nad nami czuwa Ktoś, kto jedną myślą, może tę tamę i nieskończoność innych zdmuchnąć jak pył.

Teraz potrzeba tylko czasu...


Były dni, kiedy mój kuferek odwiedzało po 100 osób dziennie.
Teraz robi to 13 osób.
Jestem przeszczęśliwa, ponieważ wiem, że zostali najwierniejsi.
To Wam teraz najbardziej dziękuję!
Ta SZCZĘŚLIWA trzynastka, której nie znam, nie mogę sprawdzić, jest moją najukochańszą trzynastką,
która sprawia, że ciągle mogę pisać, ciągle chcę wyrażać, ciągle mogę tworzyć.
Tworzenie zaś jest moją częścią. Czy muzyki czy tekstu, bez tego nie byłoby mnie.
Dziękuję droga Trzynastko!

wtorek, 22 października 2013

Ewolucja w stanie zawieszenia, pole puste mimo zapisania.

Ani ja, ani Wy nie zdajemy sobie sprawy ile prób wpisu do kuferka od ostatniego postu miało miejsce.
Jedne wielkie - spektakularne, inne - ciche, nagłe - córki skrawków emocji. Fiasko.

Teraz jest taki czas, że wszystkie te próby zostały NIEUBŁAGANIE potraktowane klawiszem "backspace", ponieważ to co czuję jest po pierwsze niewyrażalne słowami, a po drugie tak niestałe, że zanim skończę pisać, stwierdzam, że wcale tak nie czuję, nie uważam.

Jedni mogą pomyśleć:
- A, panikuje przed maturą, albo tylko się uczy.
Inni:
-Znów przeżywa jakieś głupie depresje/kryzysy.
Jeszcze inni:
-Olała bloga, znudził jej się.

Pomysłów może być tysiąc: dużo pracy, czas przeznaczony dla znajomych, wyjazdy, pomoc w domu, czytanie...... miliardy.

Obawiam się tylko, że żaden z nich nie jest trafny. Wszystko bowiem, co dzieję się wokół mnie czy ja sama mam w tym udział jest teraz obok. Stoi obok mnie w postaci kobiety ubranej na czarno, w obdartych łachmanach, z pochyloną głową. Kobieta ta nie ma wyrazu twarzy, ba, może w ogóle nie ma twarzy. Tak, jej obliczem jest kamień. Na dodatek stoi ona tyłem, parę metrów ode mnie.

Wszystko, co na tę chwilę powinno być ważne, wręcz przepełniać moją codzienność jawi się jako taka postać. Dlaczego? Dlaczego akurat teraz? O co w tym wszystkim chodzi?


Jestem w stanie napisać na razie tyle, że nie znam osoby, która pisze te słowa - nie znam. Moje ręce są dla mnie obce, głos nieznany, przyjaciele inni, najbliżsi nie ci sami.
Pragnę dodać tylko, że do nikogo nie mam pretensji, nawet tych najmniejszych, od nikogo niczego nie oczekuję ani żądam, nie wyrzucam też nic sobie.

Siedzę nie odzywając się, ufając, że ten stan zmieni się szybko, a ja wrócę do dawnej ja.

Przepraszam.





Kiedyś zastanawiałam się jak brzmi znak zapytania.
Znak zapytania bez poprzedzającego go zdania czy słowa.
Teraz już wiem, bo brzmi w głowie nieustannie.
Słyszę WYŁĄCZNIE znak zapytania.
Mogę zdradzić to, że jego brzmienie podobne jest do dźwięku dzwonka.
Stwierdzam jego obcość. Wywołuje gęsią skórkę.




*Uwielbiam fotografować, najbardziej niebo.
Oto kilka z moich ostatnich zdjęć:








środa, 16 października 2013

Wyrastają z podłogi. Gwoździe. Gwoździe jak kwiaty. KOLIZJA MYŚLI.


Bose stopy. Bose stopy a skóra miękka, gładka - zaraz po kąpieli. Nogi wypoczęte - wydaje się - gotowe do drogi. 
Stawiam pierwszy krok, nie mogę. Jakby na całej powierzchni dostępnej do chodzenia ktoś złośliwie powbijał gwoździe szpicami w górę. 
Mam wąskie stopy - myślę - przecisnę się. Ależ nie! Każdy z możliwych sposobów kończy się niepowodzeniem. 
Jeśli stanę równomiernie, ciężar ciała rozłoży się na większej powierzchni i to spowoduje mniejszy ból! A zatem, spróbujmy.
Nadal stoję, krzyczę z całej siły, ale tak, że nikt nie słyszy.
Tylko ból, ból i ból. W miejscach, w których nie spodziewałabym się, że może w ogóle istnieć.
Nagle każda rana, nawet ta zabliźniona zaczyna krwawić, ropieć, ból zaczyna przeszywać na wskroś.

Od dłuższego czasu próbuję znaleźć powierzchnię bez gwoździ.
KTO JE PRZYBIŁ? PO CO?
Myślę, podczas gdy głowa opada mi raz na jedno raz na drugie ramię.
Nie umiem krzyczeć bezgłośnie. W końcu rozpadnę się na kawałki, których i tak nikt nie pozamiata.
Próbuję krzyczeć na głos... Nie, nie, nie!
Już tego nie potrafię! Tak długo tłumiona, skulona do granic wytrzymałości, związana wewnątrz łańcuchami - straciłam głos. Moje gardło w swych czeluściach nie wie, jak ma wibrować, nie wie jak ma służyć.


Oczy też. One też zawodzą. Już nawet nie próbuję płakać. Po co? 
Oczy, przecież i wy mnie zawiedziecie.

Nie ma przystani, w której mogę spocząć, by zabandażować stopy. Nie ma. 
Nagle kolana zaczynają mięknąć, biodra uginają się pod ciężarem ciała.

Niby tak, niby się troszczą, niby się troszczy, chociaż... ja wcale nie potrzebuję ich troski. Ona męczy mnie!
Męczy mnie dlatego, że jest jak praca Syzyfa - bezużyteczna. 

Tak trudno dobrnąć do cna. 
"Trzeba odbić się od dna, by w górę lecieć". A gdy dna nie ma? A gdy człowiek nawet gdy zdoła uchylić powieki, przed oczami nadal emanuje ciemność?



Tak, idąc drogą, gdzie jesień pięknie przyozdobiła pola i drzewa, myślę sobie - jeszcze to, jak dobrze, że mam te małe pocieszenia.



Odkryłam, że stare szwy z ran nie zostały wyjęte. To one, które miały ściągać brzegi rany nagle stały się przeszkodą, ogniskiem zakażenia.
Wyobrażam sobie wielki okrąg ludzi, którzy na odwrocie głowy mają nowe twarze. Twarze nieznane dotąd, może ukrywane pod czuprynami. Oczy może nigdy nie otwierane. Teraz otwierają się, zaczynają patrzeć i śledzić.
Jak ciężko wyrazić to, co trwa wewnątrz. To, co jest moje i tylko moje i nigdy w pełnym świetle tego nie wyłożę. A jednak, szarpie się i próbuje wydostać.

Moja skóra musi być teraz twarda, by to dzikie stworzenie z wnętrza nie wydostało się nieokiełznane w nieodpowiednim momencie i po to, by stopy były choć odrobinę odporniejsze na wbijające się zawzięcie szpikulce...




Wszystko, co dzieje się teraz zapewne ma swój cel i jest zamierzone, jednakże mój uciśniony umysł nie rozumie niczego. Taki jest. Nie skupia się już nawet na tym, co wewnątrz, lecz na tych właśnie niedobrych wiadomościach, o których pisałam wcześniej.




Tak drogi jesteś dla mnie. Tak cenna jesteś dla mnie. Jesteś.
To, co cenne, tak dalekie, nieosiągalne.
Zamawiam białą laskę. Teraz jestem zmuszona wydać na nią ostatnie pieniądze.

Mój szał uniesie się na wodzie i dopłynie tam, gdzie natura będzie chciała. Może się ujarzmi?

Zaciskam zęby. Nie chcę już słyszeć - zamykam uszy. Zamknięte dawno oczy - niech odpoczywają.
Teraz pozostaje już tylko Muzyka...



Dzięki za te samotność. Taką samotność, która jest wśród ludzi. Dziękuję za to, że policzkuje.


piątek, 11 października 2013

Oderwanie z napiętej struny. Rozregulowanie. Rozstrojenie. Nietrafiona korespondencja... Coś jeszcze?

Znowu zapomniałeś. Zapomniałeś przesłać list.

Tak dawno nie dostałam od ciebie żadnej dobrej wiadomości. Siedziałam cicho, nic nie mówiąc. Z oczyma otwartymi, jednak nie patrzyłam. Wzrok był obojętny, ramiona także. Patrzyłam nie widząc. Stojąc.

Czy limit został wyczerpany? Kiedyś skrzynka była kopalnią. Kopalnią dobra.
Czekam na dobrą wiadomość.

Dlaczego każdy sygnał jest toksyczny? Dlaczego w słuchawce szlochy zamiast sygnału? Dlaczego?
Śmiech płynący od byle kogo brzmi fałszywie. Drga. Gdzie jest szczęście?


                                                 

Czekam na dobrą wiadomość. Stojąc.

W akcie desperacji odkopuję najstarszą korespondencję. Jak na złość! Gdzież się podziały moje pocieszenia?
Całą godzinę zastanawiałam się, dlaczego kartka jest nierówna, papier zmęczony - to przecież nasiąknięcie łzami poturbowało jego strukturę. Nie chcę już patrzeć otwartymi oczami. Stojąc.

Nie piszesz, pusto, nie ma dobrych wiadomości. Obkręcam się na pięcie, wokół własnej osi.
Jak szybko płyną! Jest ich coraz więcej, coraz więcej. Czego? Złych wieści. Od kogo? Od ukochanych.

Ty Muzyko, która byłaś moją pociechą! Gdzie jesteś?
To nierówne brzmienia głosów sfrustrowanych zagłuszają Ciebie w moim sercu.

Boże, a Ty?
Skarbie...Jeden, Drugi, Dziesiąty... Powiedz, że u Ciebie w porządku!













Sygnał urwany, list niedopisany.
Czekam na dobrą wiadomość. Stojąc.







poniedziałek, 7 października 2013

Może paradoksalnie?

Wiecie, że są rzeczy, które nigdy się nie nudzą. Rzeczy, sytuacje, momenty, słowa.
Ważne, by zawsze były świeże.
Uwielbiam świeżość.
Świeżość słów i dźwięków.
Uśmiech jest oznaką świeżości. Uśmiech - każdy inny. Jak płatki śniegu, nigdy nie powtarzalne.
W największym smutku i dziwactwie można odnaleźć odrobinę świeżości. Każda taka namiastka jest jak aktualizowanie życia. Jak pobieranie coraz to nowszej, ulepszonej wersji.


Jak bardzo trzeba nam takich aktualizacji. Ciągle rodzić się. Rodzić się na nowo.
Jeśli przyjrzeć się nam, jest w nas tyle rdzy, pleśni, zakamarków nigdy nie odkurzanych i nie wietrzonych.

Żeby móc się odnawiać, potrzeba nam stymulatorów, bodźców. Do kuferka wrzucam wielką zachętę, by stać się takim powodem. Chciałabym być przyczyną odnowienia wielu ludzi, zarazem chciałabym, by wiele takich 'przyczyn' mnie otaczało. To jak domino. Jeden popycha drugiego.

Chciałabym być postacią dynamiczną.
Dynamizm = świeżość = chęci = radość = witalizm.

Cieszę się, że wielu ludzi jest tak soczystych jak lemoniada.
Nigdy nie lubiłam słodkich, waniliowych zapachów, zawsze przyciągały mnie zapachy cytrusów i innych świeżości. Ciekawe dlaczego...

***

Trochę o mojej najlepszej przyjaciółce - Muzyce.
Nigdy nie lubiłam stwierdzenia: "ładnie śpiewać". Co to znaczy: "ŁADNIE śpiewać"?
Powiecie: miło usłyszeć coś takiego. Ja powiem: przykro usłyszeć coś takiego.

Czasem zdarzało mi się usłyszeć podobne słowa. Paradoksalnie one potrafią ranić.
Wrażliwość to moje drugie imię. Moje i wielu milionów ludzi. Jeśli ktoś wykona utwór, który jest jego częścią, wypluje emocje, wrażliwość sprawi, że widzi też swoją niedoskonałość, widzi błędy, a nagle ktoś niby zachwycony podchodzi i rzuca hasło: było ŁADNIE.

To tak jakby najlepszy sprinter świata usłyszał od kibiców: "fajnie biegasz".
Otóż, takiego stwierdzenia można używać odnosząc się do trzylatków z przedszkola muzycznego.

Tutaj mówię stanowcze: NIE.




Zamykając oczy zatapiam się w najskrytszych tęsknotach. To dźwięk obezwładnia mnie. Oni tego nie rozumieją. NIE rozumieją. On jednak łapie mnie za kark i mocno ściska lodowatą dłonią. W głowie tyle kolorów, umiejętności nie wystarczają. No trudno. Nikt jednak nie odbierze mi tego, co we mnie. Nikt nie odbierze mi mojego świata. Tonę w brzmieniu. Tonę, ale nie próbuję się ratować. Uśmiecham się w myślach, że płynę po niestrzeżonym terenie. Nikt mnie nie uratuje!
Oddech pomiędzy frazami stanowi również część wyrazu. Teraz już nie potrzebuję słów. Mówię Muzyką.
Nagle mój nieprzyjaciel - Czas - krzyknie znienacka: HEJ! Włączy się czerwona lampka: koniec, koniec, koniec!
Ależ koniec czego? Koniec mnie? Znów powrót do maski? Znów powrót do czerstwej rzeczywistości?
- Wynurzaj się, wynurzaj!
-Ach, chwilę mogłam być sobą. Taką nierozumianą, ale prawdziwą sobą. Szkoda, że tak krótko to trwało.
Wstałam z ziemi, otrzepałam się z resztek osobowości i poszłam przed siebie.

NAGLE, podchodzi najlepszy z przyjaciół, ktoś wierny sercu i uśmiechając się, w beztroskiej nieświadomości wbija ostry nóż w plecy.
Ciarki przechodzą po całym ciele, łzy cisną się do oczu.

-Ładnie śpiewałaś. - powiedział przyjaciel.
-Dziękuję. -odpowiedziałam przełykając łzy...

sobota, 5 października 2013

środa, 2 października 2013

Część IV - ostatnia: "Schodami w dół, z melodią bez nut..."

Znalazła jeszcze mnóstwo innych tekstów. Swoich tekstów. Większość jednak tylko ponapoczynana, nie zrozumiana przez nią po paru latach.
- Jakie to dziwne uczucie -pomyślała - nie znając siebie samej sprzed paru krótkich lat.

Ostatni tekst, rzucający jej się w oczy (nie będący ani wierszem, ani prozą, jedynie inwalidą tekstowym), nosił tytuł "Troska".

"Troska"
Obłoki troski wznoszą się nad nami ciągle.
Jej nie widać, nie słychać, nie zawsze czuć...  ale ona JEST!
Krąży tu, tam. Jest jak tumany dymu z wielkiego ogniska rodzinnego,
a zarazem jak ciekawy, delikatny dymek unoszący się z kadzidełka przyjaźni.
Myślisz - jestem całkiem sam.
Leżysz bezdomny, może pod drewnianą ławką wyrzeźbioną zębem czasu i magii.
Widzisz szczury w kontenerach pełnych obrzydliwych odpadków...
Odwracasz wzrok w obrzydzeniu.
Ależ nie! To troskliwe istoty opiekujące się swoimi młodymi
w raju przysmaków i szlachetnego im bytu.
Wiedz, że tu jest życie.
Ktoś troszczy się o ciebie ZAWSZE.
Samotność nie usprawiedliwia cię z niczego!
Troska brodzi w rzece pytań, lecz na brzegu słyszysz gasnące głosy nadziei...
Troska JEST.


Gdybym chciała, mogłabym podpiąć te trzy teksty do jednego cyklu. Jakbym go nazwała?
Może i są śmieszne, ale nie odrzucę ich, bo kiedyś wyrażały mnie.
Teraz?


Teraz pozostaje mi opuścić to miejsce. Miejsce z wszystkimi jego zapachami, kształtami, strukturami, przywilejami. Z jego ciszą i akustyką. Z bordowym, starodawnym fotelem, z małym okienkiem spod dachu, przez które widać fragment naderwanej rynny. 
Pozostaje mi zamknąć drzwi, by wrócić tu za jakiś czas...
Może uzupełnić szkatułkę o nowe teksty?
Może odszukać innych skarbów?
Może po prostu zatracić się w ciszy na bordowym fotelu?

Teraz pozostaje mi schodzenie w dół. Po schodach.
Idę w dół, dół, dół....







***
Czasami nie wiem, co przeze mnie przemawia. Co sprawia, że mam siłę w czasie późnych godzin nocnych siedzieć tu i wymyślać nowe teksty. Choć wiem, że do niewielu osób one docierają, że teraz, w roku szkolnym i już akademickim, mało kto ma czas czytać moje bzdury. O chęciach nie wspomnę. Mimo to, widzę, że ciągle jesteście, co dodaje mi nowych sił.

Dodajcie jeszcze POWERA na poranek, bym potrafiła być tam, gdzie nie zawsze chcę być.




poniedziałek, 30 września 2013

Część III: "Krocząca po deskach."

Nowy dzień, nowa rzeczywistość. Nowa rzeczywistość. Rzeczywistość.
Piękne są wschody słońca, szkoda, że są tak wcześnie :)
Ileż razy w drodze do szkoły żałuję, że nie mam ze sobą mojego Canona. Wszystko takie przemijalne. Stale zmienne. Chciałabym tak na chwilę zatrzymać czas, oprawić w ramkę to, co pięknego przede mną, powiesić nad łóżkiem i patrzeć, patrzeć, patrzeć!
Nie liczy się to, co chcemy. Trzeba żyć, ciągle do przodu.
Miodem na zadziory niech będzie to, co nasze. Niech będzie Muzyka. Niech stanie się Muzyka!

Czym jest dla ciebie przyjaźń? Nie zapominaj o niej w natłoku zdarzeń. TYLE ZDARZEŃ.
Zapominasz o tym, co naprawdę ważne. Ugruntowałeś to, co dobre? Opublikowałeś uśmiechy i smutki?
Znosisz, nie znosisz?


Kolejny wieczór na strychu było dopiero jej drugim, jednak czuła, że przebywanie tam stało się rychlej niż wszystko - rytualne.
Rytuały osobiste budują własne "ja".
Kolejny tekst z przeszłości czytała jedząc rurki z kremem:

"Samotność"
Wokół błoga cisza... Napawa cię najpierw spokojem, możesz odetchnąć.
Nagle - atakuje melancholia - jakby od tyłu, z zaskoczenia.
Strach, nicość, bezkres...
Już nie jesteś jak korek na wodzie, masz samotność u boku, nie unosisz się swobodnie.
Kto tam? - Znowu nikt!
To złudzenie?
Nie, to prośba!
Wiesz, że samotność jest jak płatek róży - piękny nawet, gdy uschnie.
Pachnie nikim, tu pachnie nikim, ach...
W końcu poddajesz się... Coś zacisnęło się na twoich wnętrznościach.
Tęsknota! Tak, to ona!
Zawsze dogania samotność jakby grzmot błyskawicę.
Rozpaczliwie szukasz zdjęcia, czujesz, że zapominasz jak wygląda.
Fotografia zbyt głęboko w szufladzie.
Nie płacz, posłuchaj...
Otwórz.
Tęskniłeś?
Przecież byłeś sam przez kilka minut...



Za krótka jest moja doba.
Jak tu nie dać się wciągnąć w wir codzienności? Już uciekam.



***
Gdzie przekaz?
Trudne to, co piszę, jednak wiem, że pisać to muszę. Przepraszam.
Kuferek jest skomplikowany w pewnych obszarach.
Sferę artyzmu - tego mojego, może skrzywionego - objawiam tak. A tak. Atak.






Oto człowiek z prawdziwym talentem artystycznym.
Nie: "ładnie śpiewasz" (blee), lecz: "pięknie tworzysz, pięknie grasz, pięknie tworzysz, najpiękniej przekazujesz i wyrażasz się."

niedziela, 29 września 2013

Część II: "Stare, ale jare..."

Boso. Tak jest najlepiej. Chciała uniknąć drzazg powbijanych w stopy, więc jak najdelikatniej stawiała kroki. Schody były drewniane. Przyjemnie drewniane. Mimo rzadko osadzonych drzazg, były gładkie. Nikt nigdy ich nie polerował. Połysk nadały im wielokrotne spacery wielu domowników w skarpetkach. Uchyliła drzwi. Wcale nie był to wielki tajemniczy strych jak z bajki, w którym nikogo nie było od stu lat. Na podłodze kurz nie sięgał do kostek, a jej twarz wcale nie napotykała na pajęczyny co pół kroku. Nie. To zbyt schematyczne, tak jest wszędzie.
Usiadła z gitarą na starym fotelu z bordową tapicerką, który mimo utraty sporej części gąbki, nadal był wygodny. Zamknęła oczy. Miała pewność, że nie słyszy jej nikt...
Minęła godzina. Nawet nie wiedziała kiedy. Po prostu grała i śpiewała to, co miała w duszy.
To, co miała TERAZ. Wymyślała na bieżąco, nic nie planując, a po wyśpiewaniu nie pamiętała, co było przed chwilą. Uwielbiała ten stan. Swoista nirwana. Niebyt.

Po godzinie jej rytuału przyszła jej do głowy pewna myśl:
- Otworzę szkatułkę, do której nie zaglądałam parę lat.
Odnalazła tam swoje wiersze z kiedyś. Ha, one może mało przypominały wiersze, ale wtedy wydawało jej się, że nimi są. Oddawały to, jak kiedyś myślała, co tworzyła.

Jeden z wierszy przypomniał jej wiele sytuacji. Oto on:

"Bezsilność"
Bezsilność niszczy wszystko...
Cały świat, siłę, myśl, nadzieję!
Widnokrąg prosi: IDŹ! - A ty stoisz.
Stoisz na tym nędznym chodniku
pustych uczuć, nie dajesz się porwać
w gąszcz człowieczeństwa...
Jesteś bezsilny! Wzruszasz ramionami na świat,
jednak pragniesz bliskości nieba, Boga i przyjaciela.
Błagasz wzrokiem, krzyczysz! Dalej bezsilność.
Przez nią zawsze się płacze!
Nie ma schowka na zło, sejfu zamykanego szyfrem na wieczne czasy.
Nie ma i nie będzie, a ty do końca zostaniesz bezsilny,
nie przestaniesz wzruszać ramionami,
pozwolisz na to, by każda słona łza spływała swobodnie po policzku...
Przez to zawsze się płacze!
I na nic krzyk, błaganie.
Na nic.


Wyjrzała przez maleńkie okno pod dachem. Deszcz nadal padał. Ona zdała sobie sprawę, jak wielką rolę w jej życiu odgrywała i odgrywa bezsilność. W każdej formie. Ileż to razy czuła ogromny brak sensu, własną niemoc. Niemoc wobec tylu rzeczy, tylu spraw. Niesprawiedliwość.
O nie! Na dziś wystarczy...
Po chwili leżała pod ciepłą kołdrą. Codziennie ten sam monolog. Mówiła w nicość. Bo prawdziwe jest to, czego nikt nie słyszy...
Szkatułkę wzięła ze sobą. Jutro wróci do innych wspomnień.


***

Czas ciężki, codzienność nieco zaczęła przytłaczać, jednak próbuję uruchamiać głęboko zaszyte niegdyś zasoby optymizmu, te 'na czarną godzinę'. Trochę samotności, trochę zagubienia. Wszystko jest ważne!
A wrzesień już prawie za nami.
Odnalazłam parę moich pseudo-wierszy i postanowiłam je tutaj wrzucić. Może dla fanu, może dlatego, że nie chciałabym, by zostały w szufladzie na wieki. Pierwszy dzisiaj. Reszta wkrótce.
Miło wspominam czasu gimnazjum, a te wiersze właśnie o nich mi przypominają.
Dziękuję za 5 tys wejść, jest to dla mnie bardzo budujące.
:)

piątek, 27 września 2013

Część I: "Zdecydowane niezdecydowanie."

-Jest tak późno, tak ciemno i... dziwnie. Po prostu dziwnie - pomyślała. Za oknem pogoda zaostrzała jeszcze bardziej szorstką atmosferę panującą w domu. Deszcz padał już od dwóch tygodni. Bez przerwy.
- Nie wiem, czy chcę tam wchodzić. Boję się. To miejsce jednak dziwnie przyciąga mnie, jakaś siła kieruje moje kroki ku tajemniczym schodom. Zawsze tam były, są niezmiennie, lecz nigdy nie myślałam o ich istnieniu... - myśląc o tym, szybkim, zdecydowanym ruchem czyściła poplamione biurko mankietem koszuli.
-Zrobię to, ale jutro. Odkopię parę tajemnic, wyruszę tam, gdzie nigdy nie byłam. Utożsamiam się teraz z małym, zapomnianym, pluszowym misiem, leżącym na dnie pudełka od dwudziestu paru lat. To tak, jakbym słyszała kroki dziecka, które zaraz odnajdzie mnie i wydobędzie, a ja zachwycę się i uspokoję. Uspokojenie...





Schody zaskrzypiały! Daję głowę, że schody zaskrzypiały!



środa, 25 września 2013

Zdzichu, Zbychu - co na strychu?

W wirze nieodwołalnych, często przykrych obowiązków nie zapominam o kuferku. Pomysły rodzą się między wierszami. Dosłownie. Między wierszami.
Na dziś wrzucam parę muzycznych niespodzianek, bo są one połowicznym sensem tego bloga. Są częścią mnie:




http://www.youtube.com/watch?v=-_rvslVAv8E

http://www.youtube.com/watch?v=A93Uk9yjzhY

http://www.youtube.com/watch?v=wcXAKhwsl6o

http://www.youtube.com/watch?v=FMaK4DS_ulE


"Co na strychu?"
O co chodzi? W najbliższych postach znajdzie się trochę mojej mikroprozy i mikroliryki. Tak to jest z ludźmi z potrzebą wyśpiewania i wypisania się. Cieszę się, że jesteście nadal ze mną i kibicujecie.
Zapraszam do wizyt w najbliższym czasie, do opowieści ze strychu.

Z bloga nie zamierzam rezygnować, co więcej, mimo pracy będzie on moją odskocznią i mam nadzieję, że się rozwinie. Wpisy pojawiają się dosyć często, myślę, że częstotliwość w najbliższym czasie się nie zmieni. Zależy mi na aktualności i świeżości kuferka. Oby było dynamicznie. Ufam, że nie jest zbyt ciężki w odbiorze (jak ciężka jestem cała ja). Nie zabraknie muzyki i mam nadzieję - pomysłów.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam! :)



Zatem, na strych!


poniedziałek, 23 września 2013

Chora, dzika, PSYCHODELICZNA!

Ten kawałek udostępniłam celowo. Zanim zaczniesz czytać - włącz. Cały poniższy tekst, ma sens tylko wtedy, gdy czytany jest podczas gdy ten utwór słyszysz w tle...



I skąd ta pewność?! - zapytała.
Jak zapytała? Podniosłym oburzonym głosem. Powiedziała jakby wydobyta prosto z chaosu, mająca na sobie strój niezaradności.
Skąd ta pewność?! Gdzież ona siedzi? Do czego zmierza? - pytała jakby otumaniona, nie wiedząc skąd pochodzi i dokąd podąża.
Nie wiem! Nie wiem! To mnie przygniata, uginam się. Mój kręgosłup. Ugina się pod naporem pytań. Wygięłam się w niewłaściwą stronę. Stojąc na palcach włosami sunę po ziemi. Może to emocje?

Skąd ta pewność? Ona jest tak autentyczna. Przewyższa, przewyższa niesamowicie wszystkie inne pewności i wątpliwości. Ona trwa. Często chwieje się, lecz nigdy nie odrywa, nie upada. Pewność w fundamencie i w korzeniu.

Skąd ta pewność?! - pytała w takt muzyki otaczającej ją zewsząd, jakby wdzierającej się w nią mimo woli.

Głuchy bęben. Głuchy tętent. Jakby mnóstwo koni biegło wzdłuż bramy zamkowej. Co to za przepaść? - krzyczała? Przepaść głuchych basów, która tak porywa. Porywa, łapie niespodziewanie, atakuje od tyłu, niepostrzeżenie. Łapie, ciągnie w dół i trzyma. Jestem w domu - stwierdziła opierając się o dziwnie wilgotne ściany. Jestem w domu!
Oddychała w rytm muzyki. W głowie wraz z basami dudniło jedno pytanie: "Skąd ta pewność!?"

Jaka pewność? - zapytało wreszcie zniecierpliwione echo.
Echo było pełne nieziemskiego klimatu. Delikatne a zarazem mocne, zdecydowane. W barwie jego głosu dało się słychać delikatne wibracje, które sprawiły, że całe jej ciało zaczęło się trząść. Trzęsło się jak w gorączce zmiksowanej ze strachem. Tajemniczo.

Jaka pewność? - powtórzyło.

Ona opierając się o mur słyszała w myślach fragment "Heavy in Your Arms". To sprawiło, że stała się ciężka. Ciężka od myśli, od zakłopotania. Pytaniami doprowadziła się do stanu wycieńczenia. Opadła na podłogę.

Miała na sobie wysokie, czarne oficerki, granatową, pomiętą koszulę włożoną w ciemnobrązowe, lniane spodnie ze skórzanym paskiem. Chustka na głowie podtrzymywała jej rozwichrzoną fryzurę. Po policzku spłynęła łza.

Skąd ta pewność? Po co mi ona? Dlaczego nie mogę jej wyprzeć? ŻADNA siła nie może jej wyprzeć! Gdybym wydarła z siebie tę pewność, nie zostało by nic z mojego niewielkiego ciała. Zostałyby strzępy ubrania, bo ja jestem tą pewnością!

Nagle poczuła, że jest we własnym pokoju. Stoi przy oknie. Lampka na biurku daje smużkę przygaszonego światła. Za oknem ciemne chmury szybko kłębią się i kotłują. Było prawie ciemno. Dziwna poświata od wschodu, który chwilowo był wolny od chmur dawała niesamowite tło szybko kręcącym się wiatrakom. To dziwne. Tak ciemno, a one takie wyraźne. Po środku każdego czerwone lampki migotały niby wesoło, lecz każda z nich równocześnie budziła grozę.
Przy oknie mogłaby spędzić całe swoje życie. By nic i nikt jej nie przeszkadzał.

Mimo, że stała we własnym, ciepłym pokoju, ten wieczór wrześniowy był jakiś inny. Echo dochodziło nawet tutaj:
-Jaka pewność?

Oparła dłonie o szeroki, drewniany parapet. Spuściła głowę, a włosy otuliły jej smutną twarz. Uspokoiła się.
Dziesięć minut została w bezruchu wsłuchując się w ciszę oraz niekiedy uderzający o ściany domu silny wiatr.
Wiedziała kim jest. Nie wiedziała tylko, skąd ta pewność.

-Pewność, że cokolwiek w życiu bym nie robiła, z kim bym nie przystanęła, czego bym się nie uchwyciła(...)
to MUZYKA będzie tym, co utrzyma mnie przy życiu. To do niej będę zawsze wracać, ona będzie zawsze wierna, a każdy mój ruch będzie jej podporządkowany. Tak, ta pewność to część mnie. Jest nieodwołalna... -odpowiedziała wreszcie, by echo dało jej spokój.

Przynajmniej na jeden dzień.



Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...