niedziela, 29 września 2013

Część II: "Stare, ale jare..."

Boso. Tak jest najlepiej. Chciała uniknąć drzazg powbijanych w stopy, więc jak najdelikatniej stawiała kroki. Schody były drewniane. Przyjemnie drewniane. Mimo rzadko osadzonych drzazg, były gładkie. Nikt nigdy ich nie polerował. Połysk nadały im wielokrotne spacery wielu domowników w skarpetkach. Uchyliła drzwi. Wcale nie był to wielki tajemniczy strych jak z bajki, w którym nikogo nie było od stu lat. Na podłodze kurz nie sięgał do kostek, a jej twarz wcale nie napotykała na pajęczyny co pół kroku. Nie. To zbyt schematyczne, tak jest wszędzie.
Usiadła z gitarą na starym fotelu z bordową tapicerką, który mimo utraty sporej części gąbki, nadal był wygodny. Zamknęła oczy. Miała pewność, że nie słyszy jej nikt...
Minęła godzina. Nawet nie wiedziała kiedy. Po prostu grała i śpiewała to, co miała w duszy.
To, co miała TERAZ. Wymyślała na bieżąco, nic nie planując, a po wyśpiewaniu nie pamiętała, co było przed chwilą. Uwielbiała ten stan. Swoista nirwana. Niebyt.

Po godzinie jej rytuału przyszła jej do głowy pewna myśl:
- Otworzę szkatułkę, do której nie zaglądałam parę lat.
Odnalazła tam swoje wiersze z kiedyś. Ha, one może mało przypominały wiersze, ale wtedy wydawało jej się, że nimi są. Oddawały to, jak kiedyś myślała, co tworzyła.

Jeden z wierszy przypomniał jej wiele sytuacji. Oto on:

"Bezsilność"
Bezsilność niszczy wszystko...
Cały świat, siłę, myśl, nadzieję!
Widnokrąg prosi: IDŹ! - A ty stoisz.
Stoisz na tym nędznym chodniku
pustych uczuć, nie dajesz się porwać
w gąszcz człowieczeństwa...
Jesteś bezsilny! Wzruszasz ramionami na świat,
jednak pragniesz bliskości nieba, Boga i przyjaciela.
Błagasz wzrokiem, krzyczysz! Dalej bezsilność.
Przez nią zawsze się płacze!
Nie ma schowka na zło, sejfu zamykanego szyfrem na wieczne czasy.
Nie ma i nie będzie, a ty do końca zostaniesz bezsilny,
nie przestaniesz wzruszać ramionami,
pozwolisz na to, by każda słona łza spływała swobodnie po policzku...
Przez to zawsze się płacze!
I na nic krzyk, błaganie.
Na nic.


Wyjrzała przez maleńkie okno pod dachem. Deszcz nadal padał. Ona zdała sobie sprawę, jak wielką rolę w jej życiu odgrywała i odgrywa bezsilność. W każdej formie. Ileż to razy czuła ogromny brak sensu, własną niemoc. Niemoc wobec tylu rzeczy, tylu spraw. Niesprawiedliwość.
O nie! Na dziś wystarczy...
Po chwili leżała pod ciepłą kołdrą. Codziennie ten sam monolog. Mówiła w nicość. Bo prawdziwe jest to, czego nikt nie słyszy...
Szkatułkę wzięła ze sobą. Jutro wróci do innych wspomnień.


***

Czas ciężki, codzienność nieco zaczęła przytłaczać, jednak próbuję uruchamiać głęboko zaszyte niegdyś zasoby optymizmu, te 'na czarną godzinę'. Trochę samotności, trochę zagubienia. Wszystko jest ważne!
A wrzesień już prawie za nami.
Odnalazłam parę moich pseudo-wierszy i postanowiłam je tutaj wrzucić. Może dla fanu, może dlatego, że nie chciałabym, by zostały w szufladzie na wieki. Pierwszy dzisiaj. Reszta wkrótce.
Miło wspominam czasu gimnazjum, a te wiersze właśnie o nich mi przypominają.
Dziękuję za 5 tys wejść, jest to dla mnie bardzo budujące.
:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...