wtorek, 20 grudnia 2016

Wąskowzroczność. Jednak w przytuleniu.

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że miłość ma więcej barw i odcieni niż tęcza. To prawda. Można kochać na tak wiele sposobów, tak różnych ludzi, w tak różnych okolicznościach.
A szczęście?
Właśnie.
Szczęście też ma tak wiele odcieni, postaci.
W tak wielu miejscach może się znajdować. W tak różny sposób nas dosięgać i w końcu dotykać.
Dlaczego tak trudno patrzeć równolegle na wszystkie gatunki szczęścia?
Dlaczego łatwo skupić się na jednym i myśleć tylko o nim, podczas gdy wokół dzieje się tak wiele innego.
Żyjemy jakimiś okresami, żyjemy czymś. Zawsze czymś. Ile gatunków szczęścia nie trafia do naszych oczu, bo zakładamy okulary z filtrem.
Tego roku potrzebuję powodzenia w pracy. W tym miesiącu muszę zrealizować projekt. Tego dnia chcę cieszyć się wyjazdem z bliskimi. Tego dnia chcę porozmawiać z przyjacielem.
A po drodze?
Po drodze mijamy tyle innych szczęść.
Dziś słucham jazzu, jutro patrzę tylko na nowoczesne obrazy.
Nie mogę tego dnia zachwycić się pięknem wnętrza starego kościoła, bo czekam na szczęście, które da mi wieczorne spotkanie.

Jesteśmy trochę jak w zoo. Jakbyśmy przyszli do zoo pooglądać psa.
Co z resztą?

Warto zacząć uczyć się patrzeć szeroko.
Dać się dosięgnąć.

Nieskończona ilość rodzajów. Barw.
Dlaczego myślisz, że znasz już wszystko, co może cię uszczęśliwić?
Nie znasz jeszcze wielu rzeczy.
Najbardziej nie znasz tych, które znasz najbardziej.
Naprawdę.


Smutek? Ważny i piękny, jednak wciąż zbyt bardzo okłamujący nas o swojej dominacji. Nad wszystkim.
Niech trwa. Niech uczy. Niech mobilizuje, ale niech nie określa wszystkiego.

***
Kiedy czekasz na zachwyt, jaki ma ci przynieść zachód, nie zapomnij spojrzeć na wschód. Tam niebo jest jeszcze bardziej tajemnicze. Zaniedbane przez obserwatorów. Wołające o uwagę.





***
Piękny czas się zbliża. Już daje o sobie znać.
Już przejawia swoje dobro.
Szczerość życzeń.
Dawanych i przyjmowanych.
Trwamy w przytuleniu.
Chcę tak na zawsze...






niedziela, 11 grudnia 2016

Bez ciała.

Czasem chciałoby się tak po prostu wtopić stopy w ciepły, mokry, gładki piasek na plaży. Przy zachodzie. Ciepłym, świeżym wietrze. Samemu.
Czasem chciałoby się nie mieć żadnych innych myśli w głowie oprócz tej, jak cholernie wspaniały jest ten zachód.
Nie myśleć o tym ile się ma lat, skąd się pochodzi, na czym i na kim nam zależy. Co musimy jutro zrobić, na kiedy oddać pracę. Nie wiedzieć ile mamy pieniędzy, a ile nie mamy. Nie pamiętać o żadnych ludziach i wydarzeniach. Nie zastanawiać się skąd wyszliśmy i jak dostaniemy się do domu.
Iść wzdłuż morza i myśleć o zachodzie.
Tak bym chciała żyć.
Na bezludnej wyspie.
Bez zwierząt.
Bez bożków.
Bez jedzenia.
Bez picia.
Bez ciała.


I bez muzyki.

piątek, 9 grudnia 2016

Osobny byt

Sztuka to osobny byt, który jednym haustem można łapać, którym można się długo delektować, który można wewnętrznie przywłaszczyć lub chcieć się nim wszechdzielić.
Sztuka to byt, który dodaje gęstości naszemu człowieczeństwu.

Sztukę można skrzywdzić.
Sztukę można skrzywdzić nieuwagą.
Sztukę można skrzywdzić zbyt szybkim osądem.

Człowiek to też sztuka. Ta najwyższa.
Człowieka można skrzywdzić brakiem zaufania.
Człowieka można skrzywdzić słowem i czynem.
Powierzchownością.
Nieodpowiedzialnością.
Zamykaniem go.
Przywłaszczaniem.
Człowieka można skrzywdzić oszustwem.
Siebie można skrzywdzić oszustwem.

A tekst?
Tekst można skrzywdzić nadinterpretacją.
Często niewyobrażalną nadinterpretacją.
Przerażającą nadinterpretacją.

Za tekstem zawsze jest człowiek.
Jest sztuka.
To wysokość.
Dla niektórych za wysoka.
Przerażająco za wysoka.
To smutne.












niedziela, 4 grudnia 2016

Puzzle

Świat złożony jest z puzzli. Jest.
Nie jest to jednak jedna układanka.
Miliony trzyczęściowych układanek.
I co?
Nie zawsze pasujesz do tego, co pasuje do ciebie, nie zawsze pasuje do ciebie to, do czego ty pasujesz.
Trudne.
Pogmatwane.
Trochę niejasne w zrozumieniu, a i tak czasem udaje się odnaleźć tę właściwą część.
Czasem.


***
Może te układanki są tylko po to, by nas zmylić?
Po to, by skupić nas na poszukiwaniu pasujących części, na układaniu?
Koniec z tym układaniem!
Stanę i zrobię z moich puzzli konfetti.
Bo tak.





poniedziałek, 28 listopada 2016

Wlec się za czasem. I docenić.

Trudno tak ciągle wpychać uporządkowany czas w swoją chaotyczną codzienność.
Trudno planować - układać tabele czynności do zaliczenia, gdy wszystko w tobie wzywa do czegoś innego.
Trudno żyć w fizycznym świecie, gdy dusza nie mieści się w ciele.
Trudno przywitać jesień u bram nadchodzącej już zimy - trudno być tu i teraz.
Trudno tak kochać kogoś na siłę i wytrzymać w miłości do kogoś, kto nie może/nie chce jej przyjąć.
Trudno tak iść pod górę, kiedy nie ma się tchu.
Trudno uśmiechać się do ściany i smucić w poduszkę.
Trudno zrozumieć siebie. I świat. I ludzi. I Boga.
Tego ostatniego to już w ogóle się nie da. O to w tym chodzi.

Jednych kochać a jednocześnie nie rozumieć.
Innych kochać i nie dostawać niczego wzajem.
Jeszcze innych kochać, choć otwierają w tobie wszystkie okna z niepogodą.


Trudno myśleć o jednym, kiedy myśli wyrywa tysiąc spraw. Tysiąc ludzi. Tysiąc historii.
Trudno myśleć jasno, gdy niebo jest szare.
Trudno myśleć szybciej niż płynie czas.
Trudno tak ciągle dogadniać.
A jeśli chcę być z tyłu?
Jeśli chcę sama pozostać za wami i się delektować?
Nie nadążać, ale smakować?







niedziela, 13 listopada 2016

Świadomość wrośnięcia

Czasem światło przebija się przez zasłonę. Dotąd nieznane - intryguje.
Wpatrujesz się przez dłuższy czas.
Najpierw bezwiednie, mimochodem.
Później zaczynasz zastanawiać się, skąd się wzięło.
Nadal leżysz. Patrzysz.
Światło zmienia kolor, bije coraz mocniej w płótno zasłony.
Nigdy nie było go w tym miejscu.
Znasz tu wszystko przecież tak idealnie.
Całość nie rusza się. Od lat jest taka sama.
To samo biurko, podłoga i lampka. Pozycja lampki niezmienna od lat.
Półki i stosy książek na nich. Nuda.
Stagnacja.
Narzekasz na nie.
Nagle nowe światło.
Z zewnątrz.
Nieznane.
A ty?
Nawet nie podejdziesz sprawdzić, skąd pochodzi.


***
To dziwne, że tak szybko następuje zima. Dlaczego, gdy druga noga jeszcze nie oderwała się dobrze od lata, ta pierwsza robiąca krok stoi już w śniegu? To dziwne, że im starszym się jest, tym szybciej leci czas. Kompresuje się.
Może to coś znaczy? Może to już czas, by przestać w ogóle zwracać uwagę na kalendarz?
Pory roku niech zostaną.

***
Jakaś dziwna tęsknota spowija jesień. Coś jest w tej jesieni. Ta tęsknota.
Za kimś? Za czymś?
Nie wiem. Po prostu jest.
Tęsknota ma cholerną zdolność rozwijania nas i zamykania jednocześnie. Najtrudniejsza do rozgryzienia jest ta niezidentyfikowana. Ciągle chodzi za człowiekiem i przeszywa.
Dobrze, że nie oznacza wykończenia, jedynie ciągłą mobilizację.

***
11 listopada. Długi weekend. Dobry czas. Czas podniosły, czas odpoczynku.
Lubię ludzi z korzeniami.
Kocham ludzi ze świadomością ich wrośnięcia.







niedziela, 6 listopada 2016

Powidła z pościeli

Czasem dobrze dłużej pospać. Dobrze mieć czas dla siebie. Dobrze popatrzeć w sufit, pogapić się w okno. Dobrze przytulić głowę do poduszki i nie myśleć o niczym.

Hmm, jednak czas w tym łóżku jakoś dziwnie lubi się przeciągać.
Zbyt często zbyt niezdrowo.
My to lubimy...
Zakopać się.
Bo jesień?
Zakopać się w słodkości i wygodzie. Zrobić słodkie powidła ze swojej pościeli i ładować je w siebie bez umiaru.
Potem może być niedobrze.
Można nabawić się niestrawności.
Czasem trzeba wystawić twarz na zewnątrz. Na zimno.
Kiedyś i tak życie odejmie nam od ust łyżkę z powidłami.
Może warto na bieżąco się hartować.
Lepszy mały głód od czasu do czasu, niż nagły, niespodziewany, bezlitosny ostateczny głód, który prowadzi do szybkiej śmierci.
Nie udław się.






środa, 26 października 2016

Przyjmij.

A co innego robiła na co dzień?
Przyjmowała brak.
Każdą pełnię, której oczekiwała, która jest tym stuprocentem, która jest definicją siebie samej, musiała poznawać tylko w wyobraźni.
Żadnej pełni tu nie było.
Zawsze przyjmowała brak.
Z zamkniętymi ustami.
Rozłożonymi rękami.
Przyjmowała brak, który uczył ją pokory.
Och, jak on uczył pokory!
Często jakby wielki kciuk miażdżył ją wciskając w ziemię, jak mrówkę, ale nigdy nie niszczył do końca.
Cząstka życia, która w niej zostawała, mały fragmencik, mikroskopijny - odradzał jej własną pełnię.
Najpierw upokorzoną, by potem być odświeżoną.
Moc w słabości się doskonali.
Jak tu nauczyć się przez wszystkie lata przyjmować brak, tak, by przynosiło to owoc?

Przyjmujesz brak - tęsknisz do pełni.
Tęsknisz do pełni - zdobywasz cząstkę.
Walczysz o cząstki - dodajesz je do siebie.
To czyni prężnym.
To uświęca.
To boli.
To jest warte życia.

A pełnie?
Istnieją.




niedziela, 23 października 2016

I co teraz?

"Czas, zabijam tylko czas, bo reszta już umarła..."
Czasem tak jest. Tak, że wszystko umiera.
Czasem żyje w nas tylko jedna rzecz. Jedna sprawa. Jedno uczucie.
Wokół wszystko się dzieje. Tak jak zwykle.
Obowiązki, wstawanie, życie, spanie.
Spotkania, uśmiechy - te szczere i te z przyzwoitości.
Poranne marznięcie na przystanku, wieczorne zmęczenie zbyt długim dniem.
Przyjazdy do domu, powroty gdzieś.
Zakupy, sprzątanie, pranie, prasowanie, ubieranie.
Słuchanie muzyki, wieczory z filmem.
Jedzenie, picie. Znowu jedzenie.
Przyrządzanie jedzenia.
Czytanie, nauka, praca.

Wszystko żyje, dzieje się, a jednak dawno dla nas już umarło.
Jest jak ostatnie podrygi jeszcze przed chwilą żyjącego osobnika. Jak ostatnie impulsy nerwowe, które żyją już w martwym ciele.
Żyje w nas tylko jedno.
Ty wiesz, co w tobie najbardziej żyje.
Żyje, ty tym żyjesz; chcesz lub nie - to żyje.
Przysłania wszystko inne.
Czy jest dla ciebie dobre?
Dzieje się mimowolnie.
Chcesz tego lub nie.
Nie możesz się skupić na wszystkich tych codziennych wydarzeniach, bo one naprawdę jakoś dziwnie wyzionęły ducha. A to? Wręcz przeciwnie! Korzeniami i kłączami wchodzi w codzienność. I żyje.
I co teraz?





wtorek, 18 października 2016

Podchody na mogile

Wszystko szybko płynie, świat dokoła pędzi,
Czas na nas nie czeka, nam wydaje się, że jakoś nieważne są te dni teraz;
Że to przejdzie, że czeka nas POTEM, gdzie będzie czas na błahe ckliwości.
Nam się wydaje, że skoro teraz jest to, co przeszkadza, to w magicznym POTEM tego nie będzie.
I co?
I bawimy się w podchody.
Podchody na mogiłach naszych uczuć.
Nim adresat dotrze do celu, cel jest mogiłą.
Nic to nie daje, ale tacy jesteśmy, tak robimy.
Bawimy się ze sobą w głupie podchody.
Podchody miłości, podchody przyjaźni.
Szkoda, że to podchody na mogiłach tych duchów.
Bawimy się w podchody, które nie mają happy endu.
Bawimy się w podchody, bo taka natura ludzka.


Bawimy się w podchody na mogile tego, co chcemy, by już było.


I tak pewnie będziemy się bawić.
Choć to niemiłe, niezdarne...



czwartek, 13 października 2016

Nieznajomy, jednak to czujesz...

Obcy chłopaku z tramwaju, który jedziesz z uśmiechem, słuchawkach na uszach i pstrykasz palcami do muzyki - jesteś super.
Jakiś obcy chłopaku, którego twarzy nawet nie widziałam.
Obcy chłopaku, który masz pewnie zupełnie inne życie od mojego.
Nieznajomy, który czujesz to.
Chłopaku, który potrafisz się cieszyć tym, co Cię otacza.
Mimo zbyt wielkiego natłoku ludzi, deszczu za oknem, "zbyt niskiego ciśnienia", nieprzychylnych warunków - pstrykasz palcami i żyjesz tym.
Gdziekolwiek jesteś, kimkolwiek jesteś - jesteś super!

***
Choćby dzień miał zbyt szary, ośmiogodzinny poranek, wieczór i tak zakwita jak co dzień.
Po co rano się poddawać, skoro w perspektywie jest wieczór?
Pstrykajmy palcami!




niedziela, 9 października 2016

(Nie)jasny poziom nadziei.

Coś, co z pozoru wydaje się żywe, w środku może gnieździć kamień. Widzę to, zewsząd odnajduję. Wiele tych pseudo-żywych otoczek. Na kamieniach.
Czasem jednak trafiam na żywe ciało. Cieszy to nie tylko oczy.
Ciągle ten sam poziom życia na świecie, a często jakoś go mniej.
Ciekawie jest doświadczyć bijącego serca. Miło poczuć w żyłach puls.
Dobrze patrzyć w zwilżane drżącą łzą oczy. Wspaniale iść obok nóg, które kroczą z ochotą. Tak, takie jest zadanie
i powołanie. Żyć.
Co było ostatnimi czasy?
Właśnie życie.
Momentami otoczkowe, z kamieniem. Częściej jednak z pulsem. Zawsze z innym.
Czas wiele uczył. Inni ubierali w pokorę.
Idę dalej.
Dużo się zmieniło.
Zmieniłam się ja.
Zmienił się świat.
Nie zmieniła się Miłość.
Zawsze jest.
W każdym mieście, w każdej wsi.
Zawsze taka sama.
Wybaczająca. Miłosierna. Przygarniająca.
Taka, która mądrze się uśmiecha i jasno wyciąga ręce.

***
Czasem, gdy upadła, musiała trochę poleżeć.
Przytulić policzek do betonu.
Poczuć to.
Nie bolało, choć dało się we znaki.
Jakie znaki?
Budujące.
Potem, gdy wstawała, światło wydawało się cieplejsze, stopy lżejsze, otoczenie posłuszniejsze.

***
Tyle czasu, ale... Muszę tu wrócić. Wracam.
Co z życiem dotąd? Inspirowało.
Spokorniałam. Jeszcze bardziej kocham...





czwartek, 14 kwietnia 2016

WIĘCEJ niż CHOROBA.

Na co cierpi tylu z Was wokół?
No na co?
Na POWIERZCHOWNOŚĆ.
O jak żałosna jest ta Wasza powierzchowność!
Byle szybko, byle do syta, byle bez zastanowienia.
Bez myśli, bez uczuć, bez duszy.
Bez otwartości, bez zmian, bez zachwytu.
Bez nowości, bez wspominania, bez przeżywania.

W KAŻDEJ MATERII powierzchowność.
Jestem przerażona. Przerażona Wami.
Zszokowana. Skonsternowana.
Jak możecie tak żyć?

Jak możecie tak iść?
Jak i po co? Dokąd?

I dlaczego powierzchowne skłonności, urwane myśli, czy proste instynkty nazywacie uczuciami?

Dziękuję Wam, którzy zachowaliście w sobie prawdę.
Autentyczność, człowieczeństwo, wiarę, piękno i prawdziwe życie.
Wam dziś dziękuję.

***
Do zdrowych:
Zasłuchajcie się w nowej płycie Dawida Podsiadło. Warto!


wtorek, 23 lutego 2016

Prowadzić swoją kukłę.

Macie tak?
Prawdziwe życie odbywa się w środku.
Tętni.
Prawdziwe życie, czyli coś, co popycha do przodu, co sprawia, że oddech sam się nabiera. Coś, co układa twoje dłonie w łódeczkę, by mogły nabrać wody. Krystalicznej wody. Coś, co ściska w brzuchu. Coś, co napędza serce. Coś, co nie jest emocją, nie jest odczuciem. To coś więcej.
W tym jestem ja.

A świat?
Ja nie jestem z tego świata.
Ten świat jest tylko drogą i niestety jego wymagania są obfite. Trzeba. Po prostu trzeba. Trzeba wstać, trzeba ogarniać. Trzeba podnieść ciało z łóżka. Myśleć, o tym, o czym się nie chce. Chodzić tam, gdzie nogi nas nie niosą. Nawet się zmuszać.
Prowadzić swoją kukłę.

Dobrze, że jest dusza.
Dobrze, że jest to prawdziwe JA, które jest w kukle, które pochodzi nie z tego świata. Ono właśnie pozwala z uśmiechem brać kukłę na plecy i nieść ją z nadzieją, że ma to sens.
Prawdziwe życie pozwala stawać koło kukły i patrzeć na nią z boku, a nawet w końcu ją pokochać. Przynajmniej rozumieć.
Daje sposobność do dystansu.

Taka jest codzienność.
Ziemska, teraźniejsza codzienność.
Wielkie tłumy niosące swoje zeprzałe nieraz kukły.

MAM JEDNAK NAJWIĘKSZĄ Z MOŻLIWYCH RADOŚCI.
Mam prawdziwe życie, z którego patrzę na swoją kukłę.
Potrafię się z niej śmiać. Potrafię ją ochrzanić.
Potrafię nad nią pracować. Potrafię ją pielęgnować.
Potrafię wzmacniać swoje plecy, by ją na nie zarzucać.


I tak idę i niosę swoją kukłę, ale nie bez sensu, nie na śmierć.
Niosę ją, by kiedyś mogła zlać się w jedno z Prawdziwym Życiem.


Wszystko, co najlepsze, jest w prawdziwym życiu.
A radością nieodpartą jest to, że jeszcze tu, na ziemi (rzadko, ale jednak) spotykam prawdziwe życia ludzi, którzy niosą swoje kukły. Spotykam ich w całej tej masie nieżywych już dusz, których kukły płyną śnięte z nurtem TEGO ŚWIATA.
Jak się cieszę, że takich spotykam.
Nieśmy tak dalej!
Z głową w górze!


Wiele by tu napisać...
Naprawdę.Wiele.

sobota, 6 lutego 2016

Nawet obrzydliwość robaka. Nawet teraz!

Nie lubię patrzeć na ludzi - maszyny.
Czemu tak wiele maszyn wokół nas?
Gdzie ci wszyscy ludzie, w których pozostała świeżość dziecka?
Gdzie ci ludzie, którzy po prostu są szczęśliwi?
Którzy nie oczekują, tylko cieszą się tym co mają?

Takie to typowe. Takie typowe pytania, nudne. Cholera, ale prawdziwe!
Kiedyś, wszystko zachwycało: zielona trawa, słońce, przechodzący sąsiedzi, przejeżdżające samochody, ruchome schody, wysokość góry, przejeżdżające pod wiaduktem auta, przepływająca pod mostem rzeka. Szerokość tej rzeki i odnaleziona na mapie jej długość. To, że patrząc z góry, w nocy, prawy pas jest czerwony, lewy jasno-żółty. To, że wszystko płynie. To, że są ludzie uśmiechnięci i nieprzejęci. W ogóle to, że są. Ich różnorodność. Ich sposób uśmiechania się, układ zębów w buzi, sposób zaczesania włosów. To, jak mówią i co mówią, ich głos. To, że niektóre dzieci rozmawiają z rodzicami w trakcie spaceru i to, że niektórzy rodzice traktują dzieci, jak pieski do wyprowadzania. To, że jeżdżą wokół nas kolorowe rowery, i te mniej kolorowe składaki, a na nich starsi, chudzi panowie. To, że kwiaty latem podlewa się wieczorem, bo w dzień słońce spali ich liście, przechodząc przez krople wody. 
To, jak zmieniają się pory roku. To, że jesienią naprawdę liście mają milion kolorów.
To, że kaczki - mężczyźni są ładniejsze od kaczek - kobiet.
To, że dorośli też chodzą za rękę. To, że staruszkowie się ciągle pochylają.
To, że jeżeli porysujemy deskę zgniecioną porzeczką, a potem posypiemy ją piaskiem, piasek przyklei się i powstanie niepowtarzalny wzór. To, że aronia mocno barwi dłonie i trudno je domyć.
To, że grube książki też można gładko czytać. To, że gdzieś jest morze, a gdzieś góry. To, że wychodząc na szczyt w Bieszczadach widzisz taki kawał świata, a to jeszcze nie cały świat.
To, że 12 sierpnia naprawdę spadają gwiazdy. To, jaki śmieszny dźwięk wydaje deszcz kapiący z rynny. To, że kotka naprawdę może naraz urodzić kilkanaście kociaków. To, że gwiazdy wywołują zachwyt i przerażenie równocześnie. To, że muzyka ogarnia sobą każdą część ciała i duszy, gdy się w nią słuchasz. To, że ona jest naprawdę wszędzie. To, że skoszona trawa pachnie i barwi. To, że łąka z daleka wygląda inaczej niż z bliska. To, że owady są takie mądre. I takie obrzydliwe...

Zachwycało mnie wszystko to, gdy byłam dzieckiem. Widziałam to wszystko wszędzie, mocno. Totalnie to czułam, całą sobą. 
I wiecie co?
NADAL TO WSZYSTKO WIDZĘ I CZUJĘ.
I nie mam zamiaru być "dorosłą".
Nie mam zamiaru widzieć tylko zegar, kalendarz, mapę, notes, zeszyt, komputer, asfalt pod stopami.
Nie mam zamiaru słyszeć tylko własnego życia, nudnych rozmów i sztucznych obowiązków.
Nie mam zamiaru być sztucznie poważną, okiełznaną osobą, która "wyrosła z przejmowania się pierdołami".

To wszystko nadal żyje. ŻYJE!
Tak! I to wszystko jest sensem!
Posłuchaj i popatrz.
Inaczej: słuchaj i patrz, bo to dzieje się ciągle.
Kocham życie!












sobota, 30 stycznia 2016

Nie wiesz po co.

Mały różowy płatek kwiatu, który kiedyś włożony był między strony książki, teraz drzemie.
Drzemie w papierze, podczas gdy jego bracia dawno zmieszali się z ziemią.
Płatek zachował kolor, choć nieco przyblakł.
Brzegi mu zbrązowiały. To nieważne.
Żyje samotnie. Żyje samotnie w ciszy, w otchłani samotności, w niezrozumieniu, w tęsknocie.
- Moich braci już nie ma. Żyli krótko, ale intensywnie. W pełnym słońcu, w kroplach rosy, doceniane przez przechodzących ludzi, wabiąc pszczoły, które przylatywały i dotrzymywały im towarzystwa. A ja? Ktoś oderwał mnie od życia, włożył tu i trwam.
Samotność boli.
Jestem nieprzydatny.
Nic nie widzę.
Nie wiem jak wygląda teraz świat.
Zapomniałem o słońcu.
Tęsknię.
Moi bracia żyli w pełni, wywoływali uśmiechy.
Po co tu jestem?
Dlaczego sam?

Mijały lata.
Jakaś drobna dłoń otworzyła książkę. Przez przypadek odnalazła płatek. Ujęła go delikatnie i uniosła. Słońce wchodzące przez okno oblało płatek. Kobieta, która go odnalazła poczuła przeszywające wzruszenie. Dłoń zaczęła drżeć.
Łzy kapały po policzkach.
Kwiat przypomniał jej o miłości.
Przypomniał jej miłość.
Jeden, lekko zaróżowiony płatek czekał w książce kilkadziesiąt lat.
Kilkadziesiąt lat niezrozumiałej samotności.
Kilkadziesiąt lat sztucznie wydłużanego życia.
Kilkadziesiąt lat podtrzymywania.
Na płytkim oddechu.
W ucisku.
Żaden jednak świeży płatek, w powierzchowności swojego życia nie dotknął tak głęboko czyjegoś serca.
Żaden kwiat nie rozbudził tak drogich wspomnień.
Inne cieszyły na moment oko. I umarły.
Ten płatek żył, resztami sił, bo miał zadanie.

Żył resztkami sił.
BO MIAŁ ZADANIE.



sobota, 23 stycznia 2016

To naprawdę dziwne...

To dziwne, tęsknić za sobą z kiedyś.
To dziwne, nie móc doganiać czasu.
To dziwne, że wszystko wokół, choć tak kolorowe, tak prężne, dynamiczne, jednocześnie jest szare.
Jak wiele kolorów plasteliny zmieszanych w jedną szarą bryłę, tak wszystko wokół.
Brakuje łąki, brakuje spacerów. Spacerów nie przez zebry. Bez świateł zielono - czerwonych.
Brakuje gorącego asfaltu wąskich ścieżek przy lekko ochłodzonym powietrzu wieczornym. Po skwarze.
Brakuje wspólnoty. Brakuje horyzontu.
O tak, horyzontu brakuje bardzo.
Brakuje płynności, elastyczności.
Za dużo tu rytmu, biegu, tykania zegarów.
Za dużo anonimowych wymagań.
Robisz coś w celu... nagle: właśnie! w jakim celu?
Zdążyłeś zapomnieć.
Codziennie wieczność pochłaniają rytuały.
Nie te własne, lecz te potrzebne.
Potrzebuje ich świat. Ten już dzisiejszy.
On żywi się naszym czasem.
Dzieci, nie pragnijcie dorosłości! Nie pragnijcie!

To dziwne, kiedy kochasz, a miłość odbija się od tej szarej masy. Odbija się i wraca niepodwojona.
Wraca zmęczona do mnie. Niepomnożona. Jak biblijne talenty w ziemi.

To dziwne, tęsknić za ludźmi z kiedyś.
To dziwne, że wieczór kiedyś był długi.
To dziwne, jeść razem obiad.
To dziwne, rozważać wszystko.
To dziwne, odczuwać i smakować.
Teraz nie ma czasu, teraz wszystko dzieje się za szybko.
Zbyt dużo bodźców, zbyt dużo przeżyć.
Budzą w końcu obojętność.
Nadwyrężają wrażliwość.

Ja chcę do parku. Do mojego parku. Do mojego domu. Patrzeć w wodę. Słuchać piękna. Rozmawiać z pięknymi ludźmi. Słuchać wieczornych ognisk. Obcować z wrażliwością. Bez biletu, bez dowodu tożsamości, bez zaliczania etapów, bez grafiku, bez wyścigu, bez ścisku w brzuchu, bez niezdecydowania.
Bez lęku, bez samotności, bez obcości, bez niewiedzy.

To dziwne, tęsknić za tym, co już nie wróci.
To dziwne być tu i czuć niezrozumienie.
To dziwne, że nigdy nie przestaje się tęsknić.
Nawet tu.





Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...