wtorek, 30 lipca 2013

Błękitne okiennice.


Błękit. Mój ulubiony kolor. Od kiedy? Od zawsze. 
Pamiętam, że kiedy uczyłam się, że barwa niebieska jest barwą zimną, nigdy się z tym nie zgadzałam.
Myślę, że kiedy widzę niebieski od razu kojarzy mi się z niebem, ale niebem nie pochmurnym, tylko czystym, rozświetlonym przez słońce. 
Lato i takie właśnie niebo kojarzy mi się z charakterystycznym zapachem. Nie chodzi tu o zapach świeżo skoszonej trawy, kwiatów, truskawek... Nie chodzi też o zapach powietrza po burzy, ani o zapach wysokich traw palonych przez słońce. Nie umiem go opisać. Zawsze myślałam, że jest to zapach tego nieba, błękitnego nieba. Dziecinne, ale pozostało do dziś. 

Uśmiecham się do monitora!
Chcę mieć błękitne okiennice. Z szorstkich desek, nierówne, nieidealne. Sama je pomaluję, sama wybiorę farbę. Kupię wielki pędzel i sama pomaluję, właśnie w słoneczny dzień. Aż ciepło robi się na sercu. 
Tak, będę mieć błękitne okiennice!





Zamiast myśleć nad przyszłością, przynajmniej o nią zadbać, ja rozmyślam o tym, jak ładnie na tle takiego błękitu wygląda rumianek i maki. Rumianek chyba jest faworytem. Ot, taka wiejska, prosta dziewczyna, której wiele do szczęścia nie potrzeba, którą zadowala ładna pogoda, ciche, przyjazne miejsce i uśmiech na twarzy przyjaciela. Wakacje są piękne, pełnia życia. Pełnia.


Nie wiem czy to już choroba, ale ten bajkowy kawałek nuci mi się cały dzień. Pozytywny ;)

sobota, 27 lipca 2013

Świetlik w słoiku, który sobą nie jest.

Zastanawiam się...
...
...

Po co tyle błądzić?! Mogłabym przecież iść prostą drogą, w ogóle nie zbaczać, patrzeć tylko w stronę celu, dążyć do niego i tyle.
Już wiem.
Błądzimy po to, żeby było CIEKAWIEJ.
Czy osiągnięcie celu byłoby przyjemnością, gdyby droga była łatwa, gdybyśmy nie czuli piętna drogi?
Kiedy dwukrotnie docierałam pieszo do Częstochowy, byłam tak usatysfakcjonowana tym, że bolą mnie nogi, że czuję ból, że to on był inicjatorem walki ze samym sobą. Tak też jest w życiu. Mówię tu o całokształcie oraz o tych małych, prozaicznych sprawach.
Po co jeszcze zatrzymujemy się i zbaczamy z trasy... A może po to, by zabrać ze sobą innych? Może na jednym z przystanków, tuż za rogiem czeka ktoś, kogo trzeba pociągnąć za rękaw, wskazać palcem i powiedzieć: "Patrz, tam jest droga, a tam masz dojść, bo właśnie tam będzie ci najlepiej. Wiem ze swojego doświadczenia, że ta droga jest jedyna, jest właściwa."

W życiu uczymy się orientacji w terenie. Ciągle, cały czas. Muszę pamiętać, że gdzieś głęboko w kieszeni mam kompas, lornetkę i mapę. Już od dawna tam są. Od zawsze. Moim zadaniem jest je odnaleźć, opanować ich obsługę i używać bez przerwy.
Wiecie co zauważyłam? Przystanki, zaułki, pobocza są potrzebne, ale nie różnią się one od prostej drogi tylko tym, że wyglądają inaczej, znajdują się gdzieś indziej. Różnią się tym, że choć są czasem bardzo kolorowe, wręcz jaskrawe - są ciemne. Mój wzrok chociaż zatapia się w kolorach i błyskotkach, to ciągle odwracam głowę do światła, jakie bije z drogi. Skąd to światło? Kto może być tak jasny, że ostatecznie odwraca uwagę wszystkich ludzi?
Odchodzę od przyciągającego pobocza. Rozdrażniona krzyczę: "Tęsknię! Chcę wrócić tam, gdzie mogłam siedzieć i nic nie robić!" Zaraz potem jednak przyciągnięta Światłem podążam drogą jasności i uświadamiam sobie: "Dziewczyno, za czym ty tęsknisz? To bzdury!" Odwracam się, by po raz ostatni spojrzeć na głupi stragan przydrożny. Jeszcze przed chwilą był dla mnie zaufaną przystanią, odpocznieniem. Teraz widzę, że był tylko FATAMORGANĄ. Zostałam bezczelnie oszukana. Dziękuję Światłu, bo uświadomiło mnie, że tylko w drodze odpoczywam. Ty też.

Droga zazwyczaj usytuowana jest na wzniesieniu. Myślicie, że nasze zbawienie bez powodu dokonało się na wzniesieniu? Nie. Gwiazda polarna też mieszka wysoko, by przyciągać nasz wzrok. Wyjmij lornetkę z kieszeni, ona tam jest.

Ostatnia kwestia.
Wszystko w WOLNOŚCI. Zero przymusu, nic na siłę. Jeśli niechcący zboczysz z drogi i zauważysz tego kogoś, kogo chcesz pociągnąć za rękaw, aż serce wyrywa ci się, by go zabrać, ale on nie chce, nie rób tego.
Dlaczego?

Kocham świetliki nocą. Robaczki świętojańskie radośnie krążące wśród traw po zmierzchu.
Złapałam do słoika. Jakiż piękny witraż uzyskam! Nagle, zdumienie. Świetliki zamknięte w słoiku, obezwładnione, przymuszone, zniewolone stają się szybko małymi, brzydkimi, szarymi robakami.

W słoiku szara ćma. Ktoś, kto nie zna jej natury, pomyśli - no zwykła, szara ćma.
Nie wie tylko, że to ćma z POTENCJAŁEM.


Młody muzyk z potencjałem. Utwór z pięknym przesłaniem :)



P.S. Dziękuję za 3 tysiące i ciągle nowe miłe słowa :) Jak zauważyliście, blog będzie udoskonalony w najbliższym czasie, ale jego żywot zależy tylko od Was. Czy mam dla kogo pisać.
Dzięki za wszystko i powodzenia w trzymaniu się jasnej drogi!

wtorek, 23 lipca 2013

Nigdy nie domknięty.

Mój kuferek nigdy się nie domknie. Nigdy nie będzie dość, nigdy nie będzie końca, nigdy nie braknie w nim miejsca, bo jest cudownym kuferkiem, a inni ludzie z tak dziwną lekkością wrzucają do niego nowości. Sama również je wrzucam. Mówię o kuferku życia, prawzorze tego bloga. Tydzień w Bieszczadach, tydzień z ludźmi, o których nie miałam pojęcia, tydzień tak obfity, że brak słów, by go opisać.

Jestem dwiema osobami. Naraz. Dwa w jednym - tak chyba widzi mnie Pan Bóg. Osoba pierwsza, to ta, która ciągle musi się nawracać, odkrywać, szukać, jeszcze więcej szukać, poznawać, uczyć się. Osoba druga, to ta, która choć tak niedoskonała, już stanowi narzędzie w Jego rękach. Jakiż to wielki dar!
Zawsze chciałam być narzędziem. Któż by nie chciał? Taki ZASZCZYT!

Podczas ewangelizacji Bieszczadów Pan posyłał mi przeróżnych ludzi, Duch Święty wkładał w moje usta Jego słowa. Ach, najbardziej jednak zmieniłam się sama. To na razie bardzo świeże, ciężkie do opisania. Takie właśnie są zmiany. Dłużą się, ale są potrzebne. Czekam na wielkie owoce, których jestem pewna. Nie umiem wyrazić wdzięczności za moją przemianę, za poznanych ludzi, za dzielenie się spostrzeżeniami.

Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1Kor 10, 31). 

Jeśli wydaje Wam się, że Wasze życie jest bez sensu, nikt się nim nie przejmuje, nikomu na Was głębiej nie zależy, a nuda to Wasze drugie imię... powiem jedno: mylicie się! I nikt i nic nie sprawi, że zmienię zdanie.
Przekonałam się, że Pan Jezus tak niesamowicie na nas liczy, tak na nas czeka, tak bardzo chce nas przemieniać, ogarniać, pokazywać nam sens, wylewać na nas niezliczoną ilość darów. Tylko my jesteśmy obojętni! Tylko my się bronimy! DOSYĆ! Ogłaszam wielki czas zmian.


KRÓTKA ANEGDOTKA Z PRZESŁANIEM:
Malutka stokroteczka. Stokrotka o wątłych płatkach, ledwo wzeszła, podczas gdy trawa wokół była jeszcze żółta. Niedawno stopniał śnieg, ona sama rosła pośród tych pachnących śmiercią źdźbeł. Była samotna. Samotna! Myślała, że nikt o nią się nie troszczył, nikt nie dbał.
-Po co rosnę? - myślała.
-Po co mam tu być, gdy nie mam z kim porozmawiać, wcale nie jestem piękna, bo moje płatki są nieco pomarszczone, główka nie jest tak wielka jak w albumach przyrodniczych. Moje płateczki nie są tak pięknie zaróżowione na końcach. Nie! Nie widzę sensu, zimno mi, smutno, nie, nie, nieee!
Nagle odezwało się Słońce:
-Stokrotko, jesteś jedyna w swoim rodzaju. Tak bardzo Mi się spodobałaś, że ciebie, taką małą, niedoskonałą wybrałem jako pierwszą, by otulić cię swoimi promieniami. Jeszcze o tym nie wiesz, ale to ty właśnie jesteś NAJSILNIEJSZA, bo w takich warunkach potrafisz żyć, a cały sens tego wspaniałego życia jest taki, że przetarłaś szlaki innym. Niebawem będzie na tym miejscu cała polana idealnych stokrotek, które również chętnie otulę swoim światłem i ciepłem, ale to o tobie ciągle będę pamiętać jako o wyjątkowej, odważnej, najsilniejszej przewodniczki, która pokazała innym JAK TO SIĘ ROBI. ;)






niedziela, 14 lipca 2013

Przygód ciąg dalszy.

Ogłaszam przerwę w dostawie nowych wpisów. Ale przerwy są dobre dla każdego. Jadę w Bieszczady licząc, że w wolnych chwilach zrodzą się nowe pomysły i zakiełkuje wena. Obiecuję wszystkie jako świeże spisywać, a gdy wrócę, ładnie opiszę.


Trzymajcie się! :)




http://bieszczadydlajezusa.pl/

czwartek, 11 lipca 2013

Zabawa w dom, zabawa w KUCHNIĘ. Bo tak!

Szary dzień. Odpocznienie od upałów. Na wszystko przychodzi czas. Efektem nudy i mojego brzydkiego łakomstwa jest:




Dołączam moje, w sumie nasze (bo moje i Justyny) pyszności do mojego kuferka. W owym, za czasów błogiego dzieciństwa wrzucało się wszystko. Jedzonko również :) Nie wszystko pamiętam, ale wiem, że ciastka też miały w nim swoje miejsce. Wszystko, co dobre jest w kuferku. Uwielbiałyśmy bawić się w dom. Gdy dziś patrzę na moje młodsze rodzeństwo i ich rówieśników - przerażają mnie. Nawet, gdy bawią się na podwórku, to i tak ciągle myślą o jednym - o komputerze. No nic, pozostaje mi cieszyć się własnymi wspomnieniami z najwspanialszego na świecie dzieciństwa.

Szczerze polecam Kochani:





poniedziałek, 8 lipca 2013

Malowane patyczkiem.

Dawno, dawno temu... Nikt tego nie pamięta. Swoją drogą, ciekawe jak wtedy było, kiedy to było, gdzie wtedy byłam. Wiem na pewno, że byłam w Jego planach. To mi wystarcza. Właśnie, dawno temu po drodze  ziemskiej przechadzał się sam Bóg. Szedł delikatnie ze swoją łagodnością. Szedł i pałał miłością. Jak zwykle! Bo taki jest ;)
Nagle schylił się i podniósł spontanicznie mały, gładki patyczek. Patyczek jakby specjalnie na Jego zamówienie obdarty z kory, idealny do uchwycenia. I szedł dalej z tym małym, niezwykle ładnym patyczkiem.
Co by tu zrobić? - pomyślał. Sam nieskończony w Swoim pięknie, rozlewający swą światłość, która mieni się wszystkimi kolorami, chciał podzielić się choćby małą cząstką tego piękna. Moje kochane dzieci, najdroższe istoty, które niebawem się tu pojawią, które powołam do życia, które już znam, będą miały tutaj pociechę z tej małej cząstki. Jedną cząstkę włożyłem w piękno przyrody. Niedawno na przykład pracowałem nad Wielką Rafą Koralową, oj, udała Mi się. Innym razem kreśliłem palcem oceany, zieleniłem łąki, ustanawiałem pory roku. Wszystko to na Moją chwałę i dla dobra człowieka. 
Człowiek - Mój przyjaciel. Zjawi się tu już niedługo. Ja nie mogę się doczekać! Ach, dla niego stworzyłem mnóstwo zwierząt, tak przeróżnych. Tchnąłem w nie życie. Wiem, że wielu ludzi nie uzna Mnie, nie przyjmie, ale w ogóle Mnie to nie zraża. Ja nigdy się nie poddam, zawsze wytrwale będę do ludzi wołał, naznaczał, powoływał, namaszczał, szanując jednocześnie ich wolną wolę. Obiecuję się nie narzucać, tylko czekać.
Ale właśnie, jeszcze, jeszcze chcę podzielić się pięknem!
Przechadzał się nadal Pan Bóg ciesząc się niecierpliwie na nasze pojawienie się tutaj, na ziemi, w tymczasowym domu.
Choć to dom tymczasowy, mała przystań przed życiem wiecznym, czas sprawdzianu, pielgrzymki, to nie pozwolę, by ten tymczasowy dom nie był przepełniony Moim pięknem. Będzie tu wiele zła, ale z Moją pomocą moi przyjaciele poradzą sobie, bo Moja moc będzie się doskonalić w ich słabości. Usiadł Pan Bóg na kamieniu i popatrzył w górę. Akurat na rozkaz Pana niedawno zaszło słońce, które stworzył dla Swoich umiłowanych, więc niebo stało się nieprzeniknione, czarne. 

Pan Bóg nie zastanawiając się długo wziął patyczek w Swe wszechmogące dłonie, umoczył w białej farbie i namalował na czarnej tafli gwiazdy. Mnóstwo gwiazd! Jako matkę wszystkich osadził Gwiazdę Polarną, by wskazywała drogę zagubionym wędrowcom.


Tak, stworzyłem dla Moich dzieci kuzynki Słońca. Uwielbiam ich obdarowywać! Bezinteresownie obdarowywać. Na koniec dużą szczyptą białego proszku przyprószył Pan pas gwiezdny, nazywając go Drogą Mleczną. Potem ozłocił wszytko odrobiną brokatu i uwieńczył pracę tchnieniem życia. Kilka dni w roku przeznaczył Pan na deszcz meteorytów, by zdumienie nasze Jego twórczością było jeszcze większe. 


Oczywiście, Jego hojność jest nieskończona. Następnego dnia znalazł Pan pędzel.
W pewnych miejscach, moje dzieci podziwiać będą zorze polarne, które teraz utwierdzam na niebie, jako kolejny przejaw i dowód Mojej miłości. Uwielbiam dawać, uwielbiam. Zechciejcie tylko brać!
 

Dziękuję za tak piękne niebo, za to, że potrafię się nim zachwycać, ciągle od nowa. Za dnia jego błękitem, w nocy zaś nieprzeniknionym ogromem i pięknem gwiazd. Dziękuję za to, że kiedyś pomyślałeś o mnie i dla mnie uczyniłeś te niesamowite dzieła! Pan jest największym Artystą.

Tutaj też dziękuję za to, co czynisz dla mnie dzisiaj, ciągle. Za to, co uczyniłeś dla mnie wczoraj. Dla nas. Na Stadionie Narodowym w Warszawie. Pokazałeś Swoją moc! Pokazałeś mi, jak wiele ludzi wie, że są Twoimi dziećmi, jak wiele oblubienic i oblubieńców Ciebie kocha i Ciebie chwali. Pokazałeś, że nie jestem sama. Udowodniłeś ludziom, którzy byli tam tylko w pracy, którzy w Ciebie nie wierzyli, że jesteś i również ich kochasz i szukasz! Dziękuję Ci tutaj, za wszystkich tych, którzy czytają tego bloga i dodają mi sił do tworzenia czegoś nowego. Chwała Panu! ;)

czwartek, 4 lipca 2013

Zaostrzona intensywność.

Idę krawężnikiem, podczas gdy każdy stąpa środkiem chodnika, gdzie płyty są równe, a obcas nie ma prawa się wyłamać. Każdy zatracony we własnych interesach. Dąży do szczęścia. Dąży i dąży. Szuka sukcesu, bo tym mianem zastępuje szczęście. Zabiega o stopnie, zabiega o status. Oczy wpatrzone ma w owy chodnik, musi wiedzieć, po czym idzie. Nie widzi innych, idzie prosto, gładko, jak najszybciej, by zdążyć. Gdzie? Chyba sam nie wie.

A ja idę delikatnie krawężnikiem, często mną zachwieje, tracę równowagę. ale jakoś wcale mi to nie przeszkadza. Podnoszę się i kroczę dalej. Zachwycam się łąką obok, która nie może pochwalić się swoimi imponującymi rozmiarami. Jest mała, na innych nie robi wrażenia. Mnie zachwyca. Jest prześliczna. Idę dalej. Słyszę muzykę. Nie tylko śpiew ptaków, który zachwycił mnie już jako dziecko.

Motto z Dukli :)


 Słyszę teraz mnóstwo innych dźwięków. Tak, wy śpieszcie się do wyimaginowanych obowiązków, do swoich fabryk pieniędzy i prestiżów. Idźcie sobie gdzie indziej pokazywać jacy to jesteście najlepsi. Ja dostąpiłam już tego poziomu, że nikomu nic nie muszę udowadniać. Co moje to moje. Ha, oglądam z boku wyścig szczurów zajadając się popcornem i szydząc pod nosem. Kiwam głową z politowaniem i idę dalej. Często też patrzę w górę. Jakże błękit nieba jest przenikający! Przeszywa mnie i zachwyca. Teraz, gdy pogoda w swojej pełnej krasie daje fory słońcu, ono sprawia, iż ten błękit jest jeszcze dotkliwszy. Uwielbiam go, uwielbiam! 

Podróże kształcą. Podróże z Wami, w TYM celu uwznioślają i nieskończenie ubogacają.


A my bawimy się TAK. 


Nie widzicie w tym piękna? Nie uszczęśliwia was? Ach, jak biedni jesteście. Ja moje bogactwo mam wszędzie. Wszystko to jest moje i wiem, że nie ma szans, by ktoś mi to skradł. To jest dar, dziękuję nieustannie za te prezenty. Kroczę krawężnikiem i nie przejmuję się tym, że mogę upaść. Ja nie chcę być jak inni. Ja nie chcę, by niósł mnie tłum. Czy mówię o buncie? Ależ nie, nie ma tu śladu buntu. Ja tylko idę pod prąd, dlatego, że dane mi było przekonać się, iż to co robią i myślą wszyscy, wcale nie jest poprawne. Kiedyś opracuję definicję poprawności.
Nagle - niespodzianka. Gdy mocno zechciałam i rozejrzałam się dokładnie odnalazłam wielu przyjaciół wespół ze mną kroczących po krawężniku. Wiecie, jest jednak wielu ludzi, którzy wiedzą, że poprawnie jest iść pod prąd...




Pierwszy tydzień wakacji. Niesamowicie intensywny. Aż brakuje czasu, by tu zaglądać. Jeden, niecały tydzień, a nogi zdążyły odpaść sto razy. Szybko się jednak regenerują. Czas wspaniały, niezmarnowany. Za dwa miesiące będzie mi ciężko, od nowego bagażu doświadczeń. Polecam dalekie wyprawy, spontaniczne decyzje. A jutro? Jutro wyjazd do Warszawy na stadion na spotkanie z o.Bashoborą. Może się spotkamy? ;)

Jestem zachwycona tym utworem. Polecam wielokrotne przesłuchanie.

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...