Naprawdę ważny tydzień już trwa w najlepsze. To ciekawe, że - choć co roku ten sam - co roku jednak inny. Dobrze czuć, że jest ważny. Czuć, że każdy dzień niesie istotną historię, która realnie dzieje się dzisiaj.
Wczoraj zrozumiałam, że jestem tym osłem, którego Pan potrzebuje. Tym, którego polecił odwiązać.
Dał mi wolność, bo mnie potrzebuje.
Nie pierwszy raz okazało się, że jestem takim właśnie osłem.
To ciekawe, że tak dziwny jest ten tydzień w tym roku. Jakieś obce jak dotąd odczucia. Inne słowa. Inna męka i inna nadzieja. Choćby wszystko huczało, ja czuję tę ciszę. Ciszę tego tygodnia.
Nie świętuj Wielkanocy, jeśli nie przeżyłeś tego tygodnia.
Nie zrozumiesz jej.
Nie ucieszy cię, tak jak odpoczynek po leniwym dniu. Tak jak zdrowie osoby, która nigdy nie chorowała. Niczego nie zobaczysz.
Cieszę się, że ten Tydzień jest Wielki.
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek w życiu pokazywali mi jego wielkość.
Tak wiele mam.
wtorek, 27 marca 2018
piątek, 23 marca 2018
Winda dla Szymonów
Ból ma tyle odcieni.
Tylu właścicieli.
Wszyscy niosą swoje krzyże.
Czasem dzielą je z Szymonem.
W ciele i w duszy ból mieszka.
W wielu innych domach.
Mieszkam w bloku.
Tyle tu tych mieszkań...
Sąsiedztwo się dla mnie liczy, bo czasem jestem Szymonem.
Choć zapieram się, jak on - nie umiem nazwać się inaczej.
Dobrze, że mamy windę.
Dobrze, że kiedyś wszyscy wyjedziemy na samą górę.
Tylu właścicieli.
Wszyscy niosą swoje krzyże.
Czasem dzielą je z Szymonem.
W ciele i w duszy ból mieszka.
W wielu innych domach.
Mieszkam w bloku.
Tyle tu tych mieszkań...
Sąsiedztwo się dla mnie liczy, bo czasem jestem Szymonem.
Choć zapieram się, jak on - nie umiem nazwać się inaczej.
Dobrze, że mamy windę.
Dobrze, że kiedyś wszyscy wyjedziemy na samą górę.
poniedziałek, 19 marca 2018
Luksusowa cerata
Stara cerata w biało-czerwoną kratkę. Pomarszczona na stole, postrzępiona na brzegach. Wycierana przez babcię gąbeczką kilka razy dziennie. Pożółkła gdzieniegdzie, przetarta. Przetarta po jednej stronie, bo tam zawsze siedzi babcia. Babcia, która tam jest.
Stara cerata szlachetniejsza niż niejeden elegancki obrus, przy którym siedzi obłuda i udawana gracja.
Przy ceracie siedzi miłość, nad ceratą brzmią najprawdziwsze i najszczersze rozmowy. To nad nią unoszą się myśli, tęsknoty i wspomnienia. To w nią, z każdym kolejnym wytarciem, wcierana jest realna codzienność. Czasem spadnie na nią kilka przekleństw, czasem odbije się od niej kilka westchnień. W kolisty ślad pozostały po kubku czasem wpadnie kilka łez.
Wszystko tam tak domowe, swoje, prawdziwe, tylko nam znajome.
I to jest właśnie luksus.
Stara cerata szlachetniejsza niż niejeden elegancki obrus, przy którym siedzi obłuda i udawana gracja.
Przy ceracie siedzi miłość, nad ceratą brzmią najprawdziwsze i najszczersze rozmowy. To nad nią unoszą się myśli, tęsknoty i wspomnienia. To w nią, z każdym kolejnym wytarciem, wcierana jest realna codzienność. Czasem spadnie na nią kilka przekleństw, czasem odbije się od niej kilka westchnień. W kolisty ślad pozostały po kubku czasem wpadnie kilka łez.
Wszystko tam tak domowe, swoje, prawdziwe, tylko nam znajome.
I to jest właśnie luksus.
czwartek, 15 marca 2018
Szpitalne łóżka, szpitalne przełomy
Czasami, kiedy się staje, czuje się, że to nie tylko nowe miejsce, ale też nowe "ja".
Czasami, kiedy pracuje się nad swoją powagą, staje się, bo w sekundę wraca poczucie bycia dzieckiem.
Wtedy czuje się, że to jedna prawdziwa nasza postać.
Żyje się samo, szybko, ciągle. Nie panuje się nad niczym i bez sensu wszystko analizuje.
Potem wchodzi się do szpitala, patrzy w oczy pani, która przed chwilą straciła siebie.
Nie wie, kim jest, nie wie, co powiedzieć.
Przejmuje ta pustka w oczach. Ta tęsknota jednocześnie.
Przenika na wskroś nienazwane uczucie, kiedy ta właśnie pani z żalem macha ci na pożegnanie. Ty wiesz, że nigdy więcej jej nie zobaczysz.
Ile takich pań, ile takich panów?
Obok łóżka siostrzenica, która przyszła do nowego "ja".
Zmienionego, niedołężnego, pustego (?).
Jej miłość i oddanie jednak w niczym nie jest uboższe. Ubogaciło się.
I to jest właśnie to:
brak wiary w swoją nieprzemijalność, brak stałości, która przecież realnie nigdy nie istnieje; chwiejność i kruchość wszystkiego, a przy nich - stałość i zaskakujący rozwój prawdziwej miłości. Bezinteresownej.
Tej, która znajduje COŚ w pustce oczu.
Tej, która bierze się z dziecka i tej, która w każdym widzi dziecko.
Obowiązkowo:
Czasami, kiedy pracuje się nad swoją powagą, staje się, bo w sekundę wraca poczucie bycia dzieckiem.
Wtedy czuje się, że to jedna prawdziwa nasza postać.
Żyje się samo, szybko, ciągle. Nie panuje się nad niczym i bez sensu wszystko analizuje.
Potem wchodzi się do szpitala, patrzy w oczy pani, która przed chwilą straciła siebie.
Nie wie, kim jest, nie wie, co powiedzieć.
Przejmuje ta pustka w oczach. Ta tęsknota jednocześnie.
Przenika na wskroś nienazwane uczucie, kiedy ta właśnie pani z żalem macha ci na pożegnanie. Ty wiesz, że nigdy więcej jej nie zobaczysz.
Ile takich pań, ile takich panów?
Obok łóżka siostrzenica, która przyszła do nowego "ja".
Zmienionego, niedołężnego, pustego (?).
Jej miłość i oddanie jednak w niczym nie jest uboższe. Ubogaciło się.
I to jest właśnie to:
brak wiary w swoją nieprzemijalność, brak stałości, która przecież realnie nigdy nie istnieje; chwiejność i kruchość wszystkiego, a przy nich - stałość i zaskakujący rozwój prawdziwej miłości. Bezinteresownej.
Tej, która znajduje COŚ w pustce oczu.
Tej, która bierze się z dziecka i tej, która w każdym widzi dziecko.
Obowiązkowo:
poniedziałek, 12 marca 2018
Sentyment do nowotworu
Gdyby potrafił tylko uśmiercić swoje słabości...
Gdyby dało się zabić to, co jest jego, a on wie, że do niego nie pasuje, że nie chce się z tym utożsamiać?
A gdyby tylko wyciągnął wybiórczo te cechy, które go brzydzą, których się wstydzi, których nie lubi?
Gdyby mógł wyrwać to wszystko, zmiażdżyć, podpalić, zdeptać jeszcze sam popiół i zamknąć w metalowej skrzyni. Zamknąć, a kłódkę wyrzucić do oceanu. Nie podpisywać jej.
Gdyby taką skrzynię zakopał pod ziemią, co napisałby na nagrobku?
"Tu spoczywa zbędna część mnie."
Przychodziłby na cmentarz. Przychodziłby, jak do najbliższej rodziny.
Nieskazitelny on przychodziłby, bo miałby sentyment.
Coś ciągnęłoby go do jego martwej chorobliwej nieśmiałości, której dopiero co uciął głowę. Ciągnęłoby go do jego nałogów i lenistwa. Odwiedzałby swój brak stanowczości i interesowność. Stawiałby kwiaty na grobie pychy. Paliłby znicz u słabej woli i kłamliwości. Pochylałby głowę nad niezdecydowaniem i użalaniem się nad sobą.
Brzegi rany, która została w nim po wyrwaniu tego wszystkiego, zostały zakażone.
Zostały zakażone tą właśnie ludzką substancją, która ciągnie do zła.
I nigdy nie będzie nieskazitelny. Nigdy nie będzie taki, jakim chciałby być, bo nawet jeśli wytnie cały guz, on będzie odrastał. Odrost będzie tęsknił za "zbędną częścią mnie". Będzie wzywał.
Skomplikowany ten człowiek.
Gdyby dało się zabić to, co jest jego, a on wie, że do niego nie pasuje, że nie chce się z tym utożsamiać?
A gdyby tylko wyciągnął wybiórczo te cechy, które go brzydzą, których się wstydzi, których nie lubi?
Gdyby mógł wyrwać to wszystko, zmiażdżyć, podpalić, zdeptać jeszcze sam popiół i zamknąć w metalowej skrzyni. Zamknąć, a kłódkę wyrzucić do oceanu. Nie podpisywać jej.
Gdyby taką skrzynię zakopał pod ziemią, co napisałby na nagrobku?
"Tu spoczywa zbędna część mnie."
Przychodziłby na cmentarz. Przychodziłby, jak do najbliższej rodziny.
Nieskazitelny on przychodziłby, bo miałby sentyment.
Coś ciągnęłoby go do jego martwej chorobliwej nieśmiałości, której dopiero co uciął głowę. Ciągnęłoby go do jego nałogów i lenistwa. Odwiedzałby swój brak stanowczości i interesowność. Stawiałby kwiaty na grobie pychy. Paliłby znicz u słabej woli i kłamliwości. Pochylałby głowę nad niezdecydowaniem i użalaniem się nad sobą.
Brzegi rany, która została w nim po wyrwaniu tego wszystkiego, zostały zakażone.
Zostały zakażone tą właśnie ludzką substancją, która ciągnie do zła.
I nigdy nie będzie nieskazitelny. Nigdy nie będzie taki, jakim chciałby być, bo nawet jeśli wytnie cały guz, on będzie odrastał. Odrost będzie tęsknił za "zbędną częścią mnie". Będzie wzywał.
Skomplikowany ten człowiek.
niedziela, 4 marca 2018
Dojrzały?
Można tak rozmyślać nad dojrzałością, jak nad bytem niematerialnym, który się nagle osiąga i na stałe posiada. Można też przyjąć, że to proces, którego celem jest jego istnienie samo w sobie. Z jednej strony, wszyscy jesteśmy objęci tym procesem, niezależnie od woli. Rodzimy się i wpadamy w niego, nie mając odwrotu. Jakby moment narodzin był dla nas przejściem przez portal mający zastawkę, która nie pozwala wrócić. Jesteśmy już tutaj, na świecie i poczuliśmy smak wzrastania. Fizycznego, psychicznego, duchowego i każdego innego, jakie może istnieć. Czy mimo to, dostając coraz to nowe bodźce, chcemy je przyjmować i przetwarzać? Czy chcemy potem osiągać z nich korzyść w postaci wniosków?
Do pewnego momentu życia nie działaliśmy zgodnie ze swoją wolą. Byliśmy podporządkowani rodzicom i wszystkim/wszystkiemu, co nas otaczało. Potem ciekawość trzylatka pchała nas ku poznawaniu i doznawaniu, aż tu nagle, nastał moment, kiedy zauważyliśmy pewną zależność Małego Księcia: jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
I BUM!
Ja nie chcę! Boję się! Wolę, by inni zrobili to za mnie!
Nie wiem. Nie wiem, gdzie jest granica dojrzewania, i czy w ogóle taka istnieje. Można dojrzewać w tak wielu sferach. By to zrobić, najpierw musimy w tę sferę wejść. Poznajemy ją zazwyczaj nieświadomie, by potem móc wiedzieć coraz więcej, zagłębiać się i próbować samego siebie. Ile razy muszę nadepnąć mojemu psu na ogon, by się zdenerwował? Po próbach wiem, że potrzeba było siedmiu razy. Jestem dojrzały w tej dziedzinie! Aż tu nagle okazuje się, że na świecie jest więcej psów.
Na uniwersytecie powtarzają często, że dla nauczycieli celem wychowawczym jest doprowadzenie delikwenta do stanu pod tytułem: "wiem, że nic nie wiem". I to jest moja definicja dojrzałości.
Potrzeba ciągłego wzrastania.
Tu mowa akurat o świecie nauki, ale przecież każdy świat jest światem nauki.
Świat zmysłów, uczuć, relacji - wszystko to nauka, tylko czasem tak wysoka, że poprzez swoją nieuchwytność i niedefiniowalność została przez człowieka uznana za nienaukowy komponent życia.
Wszędzie, w każdym położeniu, świadomość swojej małości pośród ogromu jest kluczem. Dojrzałym jest człowiek, który wie, że nie osiągnie dojrzałości np. w wierze tu, na ziemi. Wie, że nie może wszystkiego. Wie, że nawet jeśli może wiele, to nie wszystko przynosi korzyść. W efekcie, próbuje, ale ostrożnie, przezornie, odpowiedzialnie.
Pięknym i potrzebnym zjawiskiem jest nasze istnienie w pajęczynie międzyludzkiej, która, chcąc nie chcąc, żyje, a więc wpadła już w proces dojrzewania. Nieskończona różnorodność ludzi sprawia, że każdy pociąga innych ku innemu rodzajowi dojrzałości. Jakąż wielką nadzieję na przyszłość niesie ten fakt! Będzie jeszcze bardziej różnorodnie, jeszcze wyżej się wzniesiemy. Jak skutecznie uczy to pokory i chroni przed egocentryzmem. Jak bardzo pokazuje każdemu, że jest potrzebny.
Pamiętajmy jednak, że chodzi tylko o pajęczynę, którą wije Ktoś Trzeci - Pan Bóg. Czy chcemy, czy nie. Tak, to tylko pajęczyna, a nie wieża Babel. Spróbujmy tylko ją budować, a popiszemy się skrajną niedojrzałością.
Jak pomóc tym, którzy są wokół mnie w pajęczynie?
Po pierwsze, najpierw sama muszę poddać się wyżej opisywanemu procesowi, by wzrastać i żyć coraz bardziej świadomie. A potem?
A co robię, bo dojrzały pomidory?
Daję im CZAS i WARUNKI - słońce, wodę, ciepło.
Jaki skutek przyniesie stanięcie nad nimi i krzyczenie z góry, by dorosły?
Zatem, czym jest ta dojrzałość?
Chyba jednak procesem, jedynym sensownym na tej ziemi. Czymże jednak byłby proces bez celu? Cel, choć nieosiągalny tutaj, dobrze, by przyświecał każdemu. Tu kluczowa jest perspektywa życia wiecznego.
***
Przyszedł taki moment, gdy pewnie stanęła na nogach.
Pomyślała, że to już ten moment;
Że rozpoczyna się czas, gdy jest prawowitym mieszkańcem ziemi.
Już teraz wie, jak trzeba żyć.
Rozróżnia, co jest dobre, a co złe.
Znalazła cel, obrała azymut. Idzie.
Przebiegle ustaliła plan B i C, a nawet cały alfabet planów.
Wiedziała, jak trzeba rozmawiać z ludźmi.
Wiedziała, kim jest dziecko, kim starzec.
Kiedy wiedziała już wszystko i szła tak żwawo, poczuła, że jest tu sama.
Dostrzegła, że wszystko, co osiągnęła funkcjonuje tylko w jej świecie.
Jaki on okazał się wąski i samotny!
Jak dojrzale bezsensowny...
Do pewnego momentu życia nie działaliśmy zgodnie ze swoją wolą. Byliśmy podporządkowani rodzicom i wszystkim/wszystkiemu, co nas otaczało. Potem ciekawość trzylatka pchała nas ku poznawaniu i doznawaniu, aż tu nagle, nastał moment, kiedy zauważyliśmy pewną zależność Małego Księcia: jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
I BUM!
Ja nie chcę! Boję się! Wolę, by inni zrobili to za mnie!
Nie wiem. Nie wiem, gdzie jest granica dojrzewania, i czy w ogóle taka istnieje. Można dojrzewać w tak wielu sferach. By to zrobić, najpierw musimy w tę sferę wejść. Poznajemy ją zazwyczaj nieświadomie, by potem móc wiedzieć coraz więcej, zagłębiać się i próbować samego siebie. Ile razy muszę nadepnąć mojemu psu na ogon, by się zdenerwował? Po próbach wiem, że potrzeba było siedmiu razy. Jestem dojrzały w tej dziedzinie! Aż tu nagle okazuje się, że na świecie jest więcej psów.
Na uniwersytecie powtarzają często, że dla nauczycieli celem wychowawczym jest doprowadzenie delikwenta do stanu pod tytułem: "wiem, że nic nie wiem". I to jest moja definicja dojrzałości.
Potrzeba ciągłego wzrastania.
Tu mowa akurat o świecie nauki, ale przecież każdy świat jest światem nauki.
Świat zmysłów, uczuć, relacji - wszystko to nauka, tylko czasem tak wysoka, że poprzez swoją nieuchwytność i niedefiniowalność została przez człowieka uznana za nienaukowy komponent życia.
Wszędzie, w każdym położeniu, świadomość swojej małości pośród ogromu jest kluczem. Dojrzałym jest człowiek, który wie, że nie osiągnie dojrzałości np. w wierze tu, na ziemi. Wie, że nie może wszystkiego. Wie, że nawet jeśli może wiele, to nie wszystko przynosi korzyść. W efekcie, próbuje, ale ostrożnie, przezornie, odpowiedzialnie.
Pięknym i potrzebnym zjawiskiem jest nasze istnienie w pajęczynie międzyludzkiej, która, chcąc nie chcąc, żyje, a więc wpadła już w proces dojrzewania. Nieskończona różnorodność ludzi sprawia, że każdy pociąga innych ku innemu rodzajowi dojrzałości. Jakąż wielką nadzieję na przyszłość niesie ten fakt! Będzie jeszcze bardziej różnorodnie, jeszcze wyżej się wzniesiemy. Jak skutecznie uczy to pokory i chroni przed egocentryzmem. Jak bardzo pokazuje każdemu, że jest potrzebny.
Pamiętajmy jednak, że chodzi tylko o pajęczynę, którą wije Ktoś Trzeci - Pan Bóg. Czy chcemy, czy nie. Tak, to tylko pajęczyna, a nie wieża Babel. Spróbujmy tylko ją budować, a popiszemy się skrajną niedojrzałością.
Jak pomóc tym, którzy są wokół mnie w pajęczynie?
Po pierwsze, najpierw sama muszę poddać się wyżej opisywanemu procesowi, by wzrastać i żyć coraz bardziej świadomie. A potem?
A co robię, bo dojrzały pomidory?
Daję im CZAS i WARUNKI - słońce, wodę, ciepło.
Jaki skutek przyniesie stanięcie nad nimi i krzyczenie z góry, by dorosły?
Zatem, czym jest ta dojrzałość?
Chyba jednak procesem, jedynym sensownym na tej ziemi. Czymże jednak byłby proces bez celu? Cel, choć nieosiągalny tutaj, dobrze, by przyświecał każdemu. Tu kluczowa jest perspektywa życia wiecznego.
***
Przyszedł taki moment, gdy pewnie stanęła na nogach.
Pomyślała, że to już ten moment;
Że rozpoczyna się czas, gdy jest prawowitym mieszkańcem ziemi.
Już teraz wie, jak trzeba żyć.
Rozróżnia, co jest dobre, a co złe.
Znalazła cel, obrała azymut. Idzie.
Przebiegle ustaliła plan B i C, a nawet cały alfabet planów.
Wiedziała, jak trzeba rozmawiać z ludźmi.
Wiedziała, kim jest dziecko, kim starzec.
Kiedy wiedziała już wszystko i szła tak żwawo, poczuła, że jest tu sama.
Dostrzegła, że wszystko, co osiągnęła funkcjonuje tylko w jej świecie.
Jaki on okazał się wąski i samotny!
Jak dojrzale bezsensowny...
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Orkiestra nurtu rzecznego
Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...
-
Stara cerata w biało-czerwoną kratkę. Pomarszczona na stole, postrzępiona na brzegach. Wycierana przez babcię gąbeczką kilka razy dziennie. ...
-
Najświeższe wspomnienie o dniu Wszystkich Świętych w blasku choinek i ozdób bożonarodzeniowych. Tylko 24 godziny w dobie. Za mało. Tylko m...
-
I choćby nie wiem, co mówili ludzie, choćby nie wiem, co wymyślały najbardziej kolorowe środowiska - nie mogą mężczyźni żyć bez kobiet, a ko...