Do pewnego momentu życia nie działaliśmy zgodnie ze swoją wolą. Byliśmy podporządkowani rodzicom i wszystkim/wszystkiemu, co nas otaczało. Potem ciekawość trzylatka pchała nas ku poznawaniu i doznawaniu, aż tu nagle, nastał moment, kiedy zauważyliśmy pewną zależność Małego Księcia: jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
I BUM!
Ja nie chcę! Boję się! Wolę, by inni zrobili to za mnie!
Nie wiem. Nie wiem, gdzie jest granica dojrzewania, i czy w ogóle taka istnieje. Można dojrzewać w tak wielu sferach. By to zrobić, najpierw musimy w tę sferę wejść. Poznajemy ją zazwyczaj nieświadomie, by potem móc wiedzieć coraz więcej, zagłębiać się i próbować samego siebie. Ile razy muszę nadepnąć mojemu psu na ogon, by się zdenerwował? Po próbach wiem, że potrzeba było siedmiu razy. Jestem dojrzały w tej dziedzinie! Aż tu nagle okazuje się, że na świecie jest więcej psów.
Na uniwersytecie powtarzają często, że dla nauczycieli celem wychowawczym jest doprowadzenie delikwenta do stanu pod tytułem: "wiem, że nic nie wiem". I to jest moja definicja dojrzałości.
Potrzeba ciągłego wzrastania.
Tu mowa akurat o świecie nauki, ale przecież każdy świat jest światem nauki.
Świat zmysłów, uczuć, relacji - wszystko to nauka, tylko czasem tak wysoka, że poprzez swoją nieuchwytność i niedefiniowalność została przez człowieka uznana za nienaukowy komponent życia.
Wszędzie, w każdym położeniu, świadomość swojej małości pośród ogromu jest kluczem. Dojrzałym jest człowiek, który wie, że nie osiągnie dojrzałości np. w wierze tu, na ziemi. Wie, że nie może wszystkiego. Wie, że nawet jeśli może wiele, to nie wszystko przynosi korzyść. W efekcie, próbuje, ale ostrożnie, przezornie, odpowiedzialnie.
Pięknym i potrzebnym zjawiskiem jest nasze istnienie w pajęczynie międzyludzkiej, która, chcąc nie chcąc, żyje, a więc wpadła już w proces dojrzewania. Nieskończona różnorodność ludzi sprawia, że każdy pociąga innych ku innemu rodzajowi dojrzałości. Jakąż wielką nadzieję na przyszłość niesie ten fakt! Będzie jeszcze bardziej różnorodnie, jeszcze wyżej się wzniesiemy. Jak skutecznie uczy to pokory i chroni przed egocentryzmem. Jak bardzo pokazuje każdemu, że jest potrzebny.
Pamiętajmy jednak, że chodzi tylko o pajęczynę, którą wije Ktoś Trzeci - Pan Bóg. Czy chcemy, czy nie. Tak, to tylko pajęczyna, a nie wieża Babel. Spróbujmy tylko ją budować, a popiszemy się skrajną niedojrzałością.
Jak pomóc tym, którzy są wokół mnie w pajęczynie?
Po pierwsze, najpierw sama muszę poddać się wyżej opisywanemu procesowi, by wzrastać i żyć coraz bardziej świadomie. A potem?
A co robię, bo dojrzały pomidory?
Daję im CZAS i WARUNKI - słońce, wodę, ciepło.
Jaki skutek przyniesie stanięcie nad nimi i krzyczenie z góry, by dorosły?
Zatem, czym jest ta dojrzałość?
Chyba jednak procesem, jedynym sensownym na tej ziemi. Czymże jednak byłby proces bez celu? Cel, choć nieosiągalny tutaj, dobrze, by przyświecał każdemu. Tu kluczowa jest perspektywa życia wiecznego.
***
Przyszedł taki moment, gdy pewnie stanęła na nogach.
Pomyślała, że to już ten moment;
Że rozpoczyna się czas, gdy jest prawowitym mieszkańcem ziemi.
Już teraz wie, jak trzeba żyć.
Rozróżnia, co jest dobre, a co złe.
Znalazła cel, obrała azymut. Idzie.
Przebiegle ustaliła plan B i C, a nawet cały alfabet planów.
Wiedziała, jak trzeba rozmawiać z ludźmi.
Wiedziała, kim jest dziecko, kim starzec.
Kiedy wiedziała już wszystko i szła tak żwawo, poczuła, że jest tu sama.
Dostrzegła, że wszystko, co osiągnęła funkcjonuje tylko w jej świecie.
Jaki on okazał się wąski i samotny!
Jak dojrzale bezsensowny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz