niedziela, 22 czerwca 2014

Co dwie drogi, to nie jedna.

Bardzo poważny i ważny dla mnie temat.
Hmm... Nie wiem nawet od czego zacząć.

Chodzi o coś, co przemawia. Jak przemawia, do kogo przemawia.
Tyle akcji, pogadanek, przemówień, ulotek, spotkań, koncertów, rozmów, modlitw, działań w związku z dzieleniem się Dobrą Nowiną z innymi.
Ewangelizacja.
Wszystko to jest piękne, dobre, sama biorę w tym udział, ale...
Słyszałam w życiu wiele świadectw, przeróżnych (i za te wszystkie chwała Panu), tylko zauważa się w nich pewien schemat. Częsty schemat.
Wiecie co? zbyt dużo świadectw dla jednego słuchacza w krótkim czasie to nie jest dobra rzecz.
Siedzisz i słuchasz dziesiątej z kolei osoby, która naprawdę miała zrujnowane dzieciństwo lub inne ogromne problemy. W każdym z tych przypadków dowiadujesz się o ogromnych cudach. Zaraz, zaraz...
Czy przypadkiem Ci to nie spowszedniało?
Właśnie.
Piszę o tym po to, by zachęcić do trenowania swojego myślenia. Wielką umiejętnością jest wczuwanie się w czyjąś sytuację. Każda historia ludzka jest bardzo odrębna, choć niekiedy podobna, całkiem inna. Przenigdy nie można patrzeć na takie historie schematycznie.

Co jednak jest dla mnie najważniejsze w dzisiejszym wpisie.
Z moich dogłębnych obserwacji wynika, że są dwa główne rodzaje takich świadectw.
Pierwsza kategoria to te wszystkie, które prowadzą od "podziemia" na powierzchnię.
Co to znaczy?
Chodzi o wszystkie opowieści, historie życia, gdy ktoś stoczył się na dno, a potem nawrócony dotarł do czegoś dobrego, a teraz zaczyna się wznosić coraz wyżej i pracować nad sobą.
Oczywiście, nie uogólniam, nie zrobiłabym tego. Jednak te świadectwa, choć mocne i dosadne nie zawsze są w stu procentach trafne dla przeciętnej osoby.
Zaraz wyjaśnię o co mi chodzi.

Jestem sobie Jan Kowalski. Chodziłem do szkoły, coś tam się uczyłem, orłem nie byłem. Potem były studia, trochę się uczyło, w sumie to się piło. Potem łapałem jakieś tam prace. W międzyczasie pojawiła się rodzina, żona, którą kocham, ale w sumie nie wiem dlaczego i dzieci, które codziennie odwożę do szkoły choć w sumie nie wiem po co.
O to właśnie chodzi.
Co takiemu Kowalskiemu z dziesięciu świadectw o wielkich dziełach Bożych, skoro zachwyci się nimi parę sekund i zapomni, bo nie są one adekwatne do jego codzienności.

"Ach, ten to miał przerąbane, dobrze że się tak nawrócił i dobrze, że ja nie muszę..."




BŁĄD! Oby nigdy żadne świadectwo nie doprowadziło nas do takiego myślenia! Każdy musi się nawracać w każdej chwili, wiem to na pewno. 


Tutaj pojawia się potrzeba na świadectwa z drugiej kategorii.
Te są dla mnie ogromną motywacją każdego dnia.
Od razu podam przykład: Kamil Stoch.
Człowiek, który mówi niewiele, za to wiele robi.
Ktoś kto nie musiał stoczyć się na dno by odnaleźć Boga, za to jest tak Nim przepełniony, że otwarcie przed całym światem, TAKIM światem mówi po otrzymaniu dwóch złotych medali, że dziękuje za to Bogu, który tak wiele dla niego uczynił.
Jedno zdanie.
Jedno zdanie płynące z ust kogoś, kto tyle osiągnął.
To świadectwo całego życia w kilku słowach. Takie głębokie!
Zobaczcie, to świadectwo "z poziomu zero, na najwyższe piętra".
Dziś może żyję przeciętnie, normalny dom, normalna szkoła, normalni rodzice, normalne rodzeństwo, zwykła praca, normalna żona, przeciętne dzieciaki. Do takiego życia bardzo trzeba Pana Jezusa!
On je ubogaci! I wszystko to, co było szare i nie miało sensu, nagle stanie się wielką misją!
Mówię o tym, bo dziwne dla mnie jest myślenie, że wiara musi być tylko dewotycznym przesiadywaniem w kościele i bezmyślnym klepaniem różańców. Wcale tak nie jest.
Każdy jest powołany do życia. Do życia, nie do stagnacji.
LemON śpiewa: "istnieć nie znaczy żyć". 

Chciałabym dziś, żeby jak najwięcej osób pomyślało o życiu takich ludzi jak Kamil Stoch. O tym się nie mówi, ale wiele sław bierze udział w akcji "Nie wstydzę się Jezusa", dzielą się swoim doświadczeniem, życiem wiary i są w pełni rozwinięci zawodowo. Artyści, którzy tworząc wiedzą, że ich talent jest darem Bożym.


Spójrz na wiarę dziś trochę inaczej. Tak czysto, świeżo, bez stereotypów. Osobiście polecam :)
Jest to dla mnie ważne, bo sama swoje życie buduję na takiej podstawie.
Polecam własnie, by spojrzeć na życie jak na misję. Polecam też, by spełniać swoje pasje, szczególnie oddając się Panu Bogu, bo to przecież od Niego dostajemy talenty, zainteresowania. To wszystko wtedy ma sens i rację bytu.
Jestem pewna, że warto spojrzeć na życie tak jak patrzy na nie Kamil Stoch, by kiedyś stać na najwyższym stopniu podium, ze złotem na piersi i móc dumnie powiedzieć, że zawdzięcza się to wszystko samemu Stwórcy!


***
To naprawdę już prawie dwa miesiące od zakończenia roku szkolnego? NAPRAWDĘ?!











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...