czwartek, 27 czerwca 2013

Alarm anty-autodestrukcyjny.


Upragniony dzień zakończenia roku szkolnego nadchodzi. Nareszcie. Któż nie lubi tak odetchnąć z ulgą. Czasem nie mam już siły zbierać wszystkich szczątków życia do jednego, wielkiego kawałka. Wszystko jest takie wyrwane z kontekstu. Nie potrafię już tego nawet nazwać. Miliony głosów, miliony uwag, miliony twierdzeń, tez, założeń. Nieskończenie wiele poglądów, haseł, charakterów. Gdzie w tym wszystkim odnaleźć siebie, żeby nie zatracić własnego 'ja'? Szukanie siebie jest najtrudniejsze. 
Życie jest prostsze jeśli mamy konkretne pragnienia, dążymy do pewnych celów. Najgorzej jest nie mieć tych celów. Nie wiem czego chcę. Co z tego, że kocham muzykę, kocham śpiewać, jak się do tego nie nadaję... Nie mieszczę się w ramach szkolnych przedmiotów. Matematyka, historia, języki - to nie dla mnie. I co tu robić? Artystyczna dusza dusi się i dusi. 
Ostatnio dostałam paroma pociskami w duszę. Dla innych może błahe rzeczy, patrząc z boku. Mnie dziwnie przeszyły. O, jak ciężko jest być twardą, gdy w środku jednak jest się wrażliwym...
Mimo wszystko, na pewno będę szanować moją wrażliwość. Tak, doszłam do tego, że jest godna pielęgnowania...

Co dziś jeszcze powiem? Ludzie, którzy stwarzacie sobie sami problemy, których NAPRAWDĘ nie ma, wiedzcie, że irytujecie środowisko. Co ważniejsze, niszczycie samych siebie. AUTODESTRUKCJA. Wszędobylska autodestrukcja. Błagam o opanowanie.

Jutro po pseudo-świadectwo i z wielką radością podziękować Panu, że to już koniec tego ciężkiego roku. Tak, mimo wszystkich "przeciw" ja będę "za" i podziękuję również za Was. Za tych, którym przecież 'wszystko się należy" a na honory i rezultaty 'sami zapracowali'. 

Jutro też podsumowanie całorocznej pracy w RAMie. Za cały rok, chwała Panu!



Kawałek odkopany gdzieś z dalekiego archiwum. Przywołuje wspomnienia.







sobota, 22 czerwca 2013

Długo opracowywana faktura wnętrza, czyli wydziarane serce.

Codziennie patrzyła w lustro. Zastanawiała się, czego jeszcze jej brakuje. To nie takie, tam za dużo, tam za mało. Jej skóra była jasna, gładka, jednolita i miękka. Wiele osób jej zazdrościło, jednak pomyślała, że to przecież nie jest piękne. To nudne. Musiała coś ze sobą zrobić. Przecież, to, co mają wszyscy jest nudne. Postanowiła zająć się swoim ciałem. Włosy zafarbowała na trzy różne kolory, z każdej strony przycinając inaczej. Ciągle coś było nie tak. Postanowiła zrobić coś odważniejszego. Przekłuła uszy w wielu miejscach. Dalej nuda. Postanowiła przekłuć także nos, brew, wargę i pępek. Nic się nie zmieniało. Kilka dziwnych spojrzeń, kilkusekundowe zainteresowanie dwóch znajomych, które dla niej nie miały przecież znaczenia. Tak, pójdę dalej! - pomyślała. Zrobiła tatuaż. Jeden, potem dwa i cztery. By zamanifestować swoje NOWE piękno, zdjęcie wrzuciła na facebook'a. Dziwne. Tylko 89 like'ów? No nie, nie tak to miało wyglądać! Przecież miała poruszyć serca wszystkich znajomych, a miała ich 1000. Życie jest niesprawiedliwe... - stwierdziła. Niestety, nawet górnolotnie brzmiące hasła wytatuowane na plecach, nadgarstku i za uchem nie pozwoliły znaleźć jej przyjaciół o podobnych poglądach. Może nawet nikt nie zdążył przeczytać owych złotych myśli. Przecież tak bardzo się zmieniła, tak bardzo chciała zaimponować innym, pokazać się. No cóż, jakoś nikt się nie przejął. A ona została, taka oszpecona. Zapodziała swoje prawdziwe piękno, piękno, które już przecież dostała. Tak, pewnie myślała, że jest lepszą kreatorką, a od wyglądu zależy wszystko.

Historia tej dziewczyny to historia większości z nas. Jedni podjęli już kroki, inni zapewne trwają jeszcze przed lustrem zastanawiając się, co zmienić, by zostać zauważonym.

Po co to robić? Po co, pytam. Tak przykro patrzeć. Przykro mi jest patrzeć. Często chcę zapłakać patrząc. Nie poznając, a patrząc. Tylko patrząc.

Moje wnętrze się liczy. To ono jest prawdziwe. Dla mnie ważne jest, co wytatuuję na sercu. Najpierw chcę wyrzeźbić serce. Moje własne, od wieków przez Kogoś zaplanowane. Moim zadaniem jest rzeźbić je, przywołać do porządku. Ciągle na nowo przywoływać.


Zaczynam od początku. Początek też jest ważny. Muszę zacząć, by iść dalej. Początki zaś są trudne. Nie chcę rysować tu ręką na piasku. Nie tworzę tak. To nie mój styl. Powiesz mi, że daje to bardzo efektowne rezultaty? Ba, mało powiedziane... Ale zobacz, jakże one są ulotne. Najmniejsza fala ledwie muśnie moje dzieło, a ono nagle znika, zamazuje się i wygładza. Zaraz zaraz, jeszcze przed chwilą tu było!



No tak, przecież Tato już kiedyś mówił mi, bym nie budowała na piasku. Ach, jak ja łatwo zapominam, jak łatwo wszystko ulatnia się z mojej świadomości. Nawet w podświadomości się nie zapisuje. Teraz jednak już wiem, moim fundamentem nie będzie piasek, chcę serce mieć utwierdzone tak, by nic go nie wzruszyło.



Nie chcę mieć serca z kamienia. To nie to. Chronię przed błędną interpretacją. Pragnę siebie głęboko utwierdzonej, zakorzenionej. Właśnie. Jak TO serce. Ono jest wyrzeźbione i ustanowione. 


Tak, od dziś sama pracuję! Nie pozwolę, by fala zmyła to, co kiedyś usłyszałam. Nie pozwolę by jacyś ludzie odebrali mi najwyższe wartości. NIE POZWOLĘ! Właśnie, będę tatuować moje serce Twoim Słowem. Pragnę, by Pan całe moje wnętrze zapisał Sobą. Właśnie, bo czuję, że to dla mnie będzie najodpowiedniejsze. Sama muszę tylko pozwolić. Na tym polega moja praca. Jeśli trzeba, niektóre treści wypal. Po prostu, przyłóż je, jak gorące żelazo. Przez chwilę mocno zaboli, to nic. Wszystko gwoli trwałości. Na tym to polega. A jeśli wypalenie będzie nikłe dla mojego ciągle sprzeciwiającego się środka - wyryj. Wyryj dłutem swoje Słowo. Pozwalam, chcę, pragnę. I już nie chcę zapominać. Nie mogę żyć w taki sposób, by robiąc coś nagle zdawać sobie sprawę, że mój palec znów pisze po piasku, że znów robię coś prostego, łatwego. Nawet nie wiem, kiedy zmieniam materiał pracy. Ta moja dziecinna nieświadomość... Ha, przecież to na moją zgubę. Wtedy fale mnie zabiją, zatopią, a tego nie chcę, bo chcę żyć! Czyż to takie dziwne? Przecież powołałeś mnie do życia, jak każdą swoją oblubienicę i oblubieńca.

Nigdy, przenigdy nie chcę już brudzić rąk w piasku, taplać się w tym, co nie przyniesie korzyści. "Wszystko można, ale nie wszystko przynosi korzyść." Pragnę skupić się na wnętrzu i pozwolić robić sobie tatuaże ;)

Zastanawiam się, jak Bóg musi być wielki, że przez tyle wieków nieustannie pochyla się nad naszą nędzą, a przecież ani trochę nie boli Go kark...


P.S. Dziękuję za drugi tysiąc i Wasze przemiłe komentarze. Jesteście moją codzienną motywacją!
Wielkimi krokami do wakacji ^^

czwartek, 20 czerwca 2013

Najsprawniejszy nie ucieknie.

http://www.youtube.com/watch?v=r5iqNRvmoTY

Nie da się uciec od siebie. Nie da się uciec od rzeczywistości.
Dziś kocha się, uwielbia, wręcz ubóstwia fantastykę, nieistniejący świat, kolorowe pisma, nieprawdziwy obraz ludzkiego ciała. Kiedyś w ogóle nie było telewizorów. Potem małe, czarno-białe. Zobaczcie, dzisiejszy widz, żeby uznać film za 'dobry' musi być w wielkim kinie 5D, a film musi zawierać mnóstwo efektów, mocnych słów, musi być głośny, wulgarny. Cały film powinien być jednym wielkim efektem, WRAŻENIEM. Skupiamy się na wrażeniach, przeżyciach chwili. Przecież one są ulotnie, ale ich szukamy. Właśnie. Dlaczego?

Człowiek jest istotą, której zawsze mało. Nie potrafimy cieszyć się z tego, co mamy, ale ciągle: więcej, więcej, więcej!

Jakie dziwne uczucie ogarnia nas po skończonej przed chwilą książce. Dziwnie nam wrócić do rzeczywistości po obejrzanym właśnie filmie. Niestety. Kiedyś bardzo denerwowało mnie to, że w bajce każdy ma takie ładne kolorowe ubranka, trawa jest taka jednolita, miękka, na niebie są trzy równiutkie chmurki, które nigdy nie przynoszą deszczu. Wszystko jest takie jasne, ładne, kolorowe. Nagle wszyscy śpiewają piosenkę, którą 'wymyślają na bieżąco' a i tak każdy zna tekst. Kończy się bajka, patrzę za okno: Ej! Dlaczego 'nasze' niebo jest takie szare!?

Tak łatwo jest dać wciągnąć się w nieprawdę. Żyć iluzją. Ja widzę, ja wiem. Fajnie byłoby czarować, robić co tylko się chce, latać, leniuchować. Chcę powiedzieć, że prawdziwe życie nie ma w sobie EFEKTÓW specjalnych. Nie, bo nie na tym życie polega. Naszym problemem jest to, czy całe ziemskie życie będziemy uciekać do fikcji, czy odnajdziemy się w rzeczywistości i będziemy ją czynić swoją i coraz lepszą.

Ciężko jest zadomowić się tam, gdzie jesteśmy posłani. W każdej sekundzie życia, w każdej, mamy w głowie obraz, jaki chcielibyśmy mieć. Nie umiemy stanąć w prawdzie o sobie, w prawdzie o tym, co nas otacza. Wszystko interpretujemy tak, jak podpowiada nam nasza intuicja, nasze chęci, marzenia, pragnienia i co ważne, przekonania. Całe życie szukamy odpowiedniej perspektywy, znajdujemy ich mnóstwo, ale skąd mamy wiedzieć, która jest właściwa?

Na pewno nie możemy żyć fikcją, nieprawdą. Ooo, można nieźle upaść. Można upaść nosem na chodnik. Bo nagle to, co przed chwilą było tak prawdziwe, okazuje się złudzeniem. Oczywiście, książki, filmy, są wspaniałe, cudowne. Budują wyobraźnię, ale trzeba się mieć na baczności, by zachowywać trzeźwość, by wiedzieć, co jest prawdą. Zachęcam do ciągłego szukania prawdy, do doświadczania rzeczywistości. Może i piszę skomplikowanie, ale tego nie umiem wyrazić inaczej. Po prostu, świat wydaje się szary, nudny, przykry, kiedy właśnie wyrywamy się co chwilę z innych, nieistniejących światów, które na własne życzenie sobie fundujemy. Warto oderwać się od czasu do czasu, ale we wszystkim zachować też umiar. Nigdy nie doświadczymy piękna prawdziwych relacji przez czat internetowy, nigdy nie odkryjemy, że ten szary z pozoru świat jest piękny, gdy nasze zmysły będą otumanione bajkowymi obrazami. Rozglądnij się, zapragnij odkryć piękno rzeczywistości. To bardzo trudne, ale myślę, że życie w dzisiejszych czasach właśnie na tym polega, by utrzymać w ryzach emocje, naszą podatność na impulsy wrażeń, naszą wyobraźnię. Zabrnąć za daleko jest NIESAMOWICIE łatwo. Ale wrócić jest gorzej. Tutaj, teraz. Tu nie ma dodatkowych żyć, nie ma kodów na zastrzyk gotówki, nie ma nic na skróty. Lepiej się z tym pogodzić, niż szukać po omacku, by nigdy nie znaleźć.



Wyobrażam sobie ciąg wydarzeń jako krew płynącą w żyle życia. Wszystko, co dopuściliśmy do siebie, płynie do serca. Również fikcja, jako infekcja. Fikcja może być bardziej toksyczna, niż sobie wyobrażamy. Dlaczego trudno wrócić, to co było? Bo w żyle życia są zastawki, które uniemożliwiają lub utrudniają odwrót. Dlatego warto kontrolować to, co do siebie dopuszczamy.




niedziela, 16 czerwca 2013

Kowal losu, kowal codzienności. Potrzebny doktorat?

Mówiłam niedawno o prostocie. Jest ważna, potrzebna i piękna, ale...

Lubię miłe zagmatwanie. Co przez to rozumiem? Chodzi tu o urozmaicanie. Chcę zająć się tym słowem. Uwielbiam jako artystyczna dusza urozmaicenia. Czasem delikatne, czasem z pazurem. Urozmaicić można zwykłą rozmowę, spacer, przyrządzane danie, czas pracy, czas odpoczynku. Myślę, że to ważne.
Lepiej zmywać podłogę przy ulubionej muzyce, przy rozmowie rzucić kilkoma żartami, zrobić coś 'z jajem'.
Bardziej zachęca danie podane w ciekawy sposób, przyozdobione, niż rzucone jak psu do miski. Otóż to, my jesteśmy ludźmi. Jesteśmy WRAŻLIWI, potrzebujemy bodźców piękna, potrzebujemy czegoś, co zaciekawi naszą duszę, nie tylko zaspokoi ciało. Nie samym chlebem żyje człowiek (czasem się jeszcze wody napije).
Męczą mnie ludzie nudni, ludzie, którzy żyją według schematów, ułożeni, wiecznie na wszystko przygotowani, ubrani zawsze stosownie i bez zastrzeżeń, z idealnym makijażem, z 'gadką na karteczce', z notesem planów na przyszłe 5 lat. Człowieku, nie wiesz przecież, czy dożyjesz jutra!
Męczą mnie sytuacje właśnie schematyczne.

Codziennie rano, gdy w głowie zarysowany mam plan dnia, w ogóle nie chce mi się żyć, bo wiem, jak to będzie wyglądało. Wiem jaka będzie moja droga na przystanek, podróż autobusem, wiem dokładnie, jak w nieszczęsnej szkole będzie wyglądała każda lekcja, powrót ze szkoły, potem każda inna sytuacja. Jesteśmy stworzeni po to, by ŻYĆ! W pełnym tego słowa znaczeniu. Nie tylko odbębniać schematy, wypełniać plan, jakoś przemęczyć, przeczekać...
Tylko od nas samych zależy, czy urozmaicimy sobie rzeczywistość, bo ta narzucona, zawsze sprowadzi się do melancholii. Codzienność nas nie rozpieści, a nawet możemy rozczarować się nieprzyjemnymi wypadkami.

Kocham niespodzianki, miłe niespodzianki. Zabawne dwa słowa rzucone 'ot tak' śmieszą dłużej i bardziej niż wyszukane sztucznie dowcipy w sieci, nieprawdaż? Dlatego tak bardzo lubię spontaniczność, koloryzowanie. Cenię poczucie humoru moich przyjaciół, ludzi, których spotykam na co dzień.

Pewnego dnia, jeszcze w zimie, cały czas od rana spotykałam ludzi, którzy byli bardzo zabawni, mili. Zupełnie mi nieznani. Zagadali, UROZMAICILI powszednie czynności i choć dzień był szary, zachmurzony i smutny, wieczorem zdałam sobie sprawę, jak był wspaniały. Pani przyjmująca zlecenia u fotografa, pan w kawiarni, ludzie na przystanku. Szacunek dla nich tutaj. Proszę, ludzie, nie bądźcie zmuleni. Nie zawsze temat polityki, nauki, rozwodów, ciąży, katastrof itp. jest ciekawy. Liczy się podejście z dystansem do samego siebie, podejście z uśmiechem do innych, otwartość.

Powtórzę: PROSTOTA w potrzebach, relacjach, charakterze; UROZMAICENIE codzienności, zwykłych czynności. Ot, taki przepis na szczęście :)

A tutaj przykład na to, jak można urozmaicić zwykły cover bardzo znanej piosenki. Wystarczyłaby jedna perkusja i klawisze, ale wtedy, czy odnieśliby taki sukces? Właśnie.


Kocham pozytywne zakręcenie!!!
Pozdrawiam Was baaaardzo słonecznie:)


sobota, 15 czerwca 2013

Wypracowane paragrafy.

Wyobrażam sobie życie bez pomyłek. Życie bez błędów. Życie idealne, nieskazitelne, każdy na swoim miejscu, jak w zegarku. Ale nuda! Ja nie jestem robotem. Ludzie nie są robotami.
Doceniam błędy. Ach, cenię błędy. Każde niepowodzenie jest jak esencja życia. Z niej staram się wyciągnąć jak najwięcej. Wszystko, czego doświadczam uczy mnie.
Cały dydaktyzm niepowodzeń jest właśnie czymś, z czego powinniśmy czerpać. Istnieją jednak pewne warunki:

§ Zdać sobie sprawę, że jeśli jest źle, tzn, że żyjemy. Życie nie jest utopią. Ciesz się, że żyjesz!

§  Mieć wokół ludzi, którzy pozwolą na sytuację rzucić inne światło i z głazu, który masz na plecach, zrobią   kolorowy kamyczek do zachowania na pamiątkę.

§  Wiedzieć, że nic nie jest bez powodu.

§  Za wszelką cenę starać się wyciągać wnioski, szukać sensu, bo on zawsze jest.

§ Pokochać rzeczywistość i przyjąć do siebie to, że każda sytuacja jest dla naszego dobra, ma nas uczyć.

Kolejny punkt w moim niematerialnym notatniku życiowym to umiejętność cieszenia się z małych rzeczy.
Ha! Banalne. Niesamowicie potrzebne. Cieszę się z tylu rzeczy, że naraz wielkie smutki stają się małe i śmiesznie nieważne. Cóż teraźniejsze, głupie problemy przy wieczności. Moje szczęście jest gdzie indziej. Nie w sukcesie w nauce, nie w sławie, nie w wyglądzie, nie w pieniądzach. O, bardzo szczerze to wypisałam.
Moje szczęście jest gdzie indziej. Nie widać go, ale jest bardziej prawdziwe, niż to 'NA JUŻ'. Dążę do tego szczęścia, moim przewodnikiem jest nadzieja, moimi drogowskazami - słowa, moimi przystankami - ramiona przyjaciół, moim katharsis - proste, ciche łzy.

Hmm... Skąd u mnie ta pewność? A właśnie! To sekret. Uwielbiam ten SEKRET. Kocham tę tajemnicę.






czwartek, 13 czerwca 2013

Sałatka owocoooowa.

Pomyślałam, że przez natłok wrażeń, obowiązków, zdarzeń, szkolnych poprawek, chwilę tu nie zaglądałam. Wszystko w koło bardzo mnie inspiruje! CZERWIEC, ach jak kocham ten miesiąc. Naprawdę, tak kocham. Można kochać miesiąc, choć w tym roku nie rozpieszcza. Maj i czerwiec są rodzeństwem, wszyscy ludzie wtedy są inni, piękniejsi, jaśni. Dlaczego ludzie są tak jaśni? Obcy ludzie uśmiechają się do mnie, dorośli na rynku w Krośnie nagle stają się dziećmi bawiąc się wokół fontanny. Zaznaję tyle życzliwości. Dziękuję za tę życzliwość. Nie pozwolę też, by ta karuzela ocen zepsuła mi czas wchodzenia w dorosłość, czas pięknego słońca i najlepszych chwil w życiu. Przeżywam to gdzieś obok. Jest bo jest, trochę martwi, ale DYSTANS jest moim nowym, dobrym kompanem.

Usiąść chwilę i oddać się nurtowi muzyki. To warte chwili. To warte dłuższej chwili. Nawet kosztem krótszej nocy. Pamiętam, że cisza też jest muzyką. Wsłuchuję się w nią. (Szum liści poruszanych wiatrem i śpiewające ptaki wliczają się do ciszy?)

Hmm... wiecie co zauważyłam? A to, że jeśli wpartujemy się zbyt w swój nos, widzimy tylko swój nos, nasz nos jest punktem kulminacyjnym, urośnięty do rozmiarów nadnaturalnych, powoduje pewne schorzenie. Egoizm i pycha, tak głęboko w nas zakorzenione, tak pielęgnujące nasz nos, właśnie ten, który pielęgnowany rośnie, staje się coraz ważniejszy, wywołują chorobę oczu. Oczy ducha, oczy osobowości.
Tak, nie patrz na swój nos, bo nabawisz się ZEZA.
Są też inni ludzie warci uwagi, nie istniejesz tylko ty, a okuliści niech idą na emerytury.

Wcinam czerwcową sałatkę owocową i dziękuję, że zaglądacie :)



sobota, 8 czerwca 2013

Wielcy.

Po przed chwilą zakończonym dniu urodzinowym nie jestem w stanie napisać nic konstruktywnego. Może i za dużo się dzieje, może za szybko, może się spalam. Jeśli tak, to... kocham się spalać!

Jeden, zwykły dzień, a tyle może pokazać. Niby się wie, że jest się kochanym. Nie wie się. Tak dobrze, kiedy inni to pokażą. Moja miłość chyba wyszła poza zenit.

Jedno słowo, w którym zawrę wszystko: DZIĘKUJĘ.

Jedno słowo, w którym zawrę więcej niż wszystko: KOCHAM.

Apel: Mówcie tak często, jak się da o swoich uczuciach. Dla innych może to być niesamowite usłyszeć coś miłego, o czym wiedzą, lecz... nie wiedzą!






czwartek, 6 czerwca 2013

"Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki (...)"

Szczęście w pigułce? Raczej w wieeeeeelkiej, gorącej pigule. W sercu układu słonecznego.
Słońce. Ileż szczęścia daje. Niesie ze sobą życie, dobre samopoczucie, jaśniejsze włosy, ciemniejszą skórę. Jest dawcą energii, radością po burzy.

Pamiętam historię z zerówki. Namalowałam obrazek, z którego byłam bardzo dumna. Nad każdym szczegółem pochylałam się dłużej, niż inne dzieci nad całością. Skrupulatnie kolorując obiekty, uważałam, by "nie wyjechać poza linię". Udało mi się wymusić na kimś najładniejszą błękitną kredkę, więc moje niebo wyglądało jak lazur. Wszystkie dzieci zazdrościły mi mojego dzieła. Przyłożyłam się. Twarze były wyraźne, kolory dokładnie dobrane, wszystko wydawało mi się wspaniałe jak na 6 lat życia malarki. W końcu podeszła do mnie pani. Uniosła obrazek wysoko i powiedziała do dzieci: "Zobaczcie, jaki brzydki obrazek!"
Oburzyłam się, myśląc jeszcze przed chwilą, że wkrótce zostanę pochwalona i doceniona wśród rówieśników. Miałam ochotę tupnąć nogą i wyjść. Byłam pewna, że mój obrazek trafi na klowna (brakowało miejsca na tablicy, więc najładniejsza praca zostawała przypinana szpilką do głowy wielkiego pluszowego klowna).
Pani mówiła dalej: "Zobaczcie, czegoś tu brakuje." Dzieci zgadywały, nie wiedziały już, o czym pani myślała, więc w końcu poddały się. "Ten obrazek jest smutny, bo nie ma tutaj słońca!"
Zdałam sobie sprawę, że pani ma rację. Tak brakowało czegoś, co wywoła u obserwatora uśmiech. Dorysowałam słońce. Jak najbardziej promienne, złote i wielkie. Obrazek trafił na klowna.

Właśnie. Kiedyś, gdy każdemu obiektowi dorysowywało się buźkę, słońce nigdy nie było smutne.
Ileż może padać?! Zieleń jest ciemna, chodniki mokre i smutne. Smutne, bo przemoczone.
Najwspanialszy witraż jaki w życiu widziałam? Promyki słońca przedzierające się przez liścienną bibułkę. Te witraże są dowodem, że można zachwycać się jedną rzeczą nieskończenie wiele razy.
Tak, wody już wystarczy.

Ostatni dzień formalnego dzieciństwa. A tak tego nie chciałam...



środa, 5 czerwca 2013

Myśli rozwinięcie.

W jednym z ostatnich postów napisałam: "Przeszłość ma wpływ na teraźniejszość, teraźniejszość ma wpływ na przyszłość. Ale czy na pewno? Jeśli wiemy, co robić, uda nam się uniknąć tych wpływów."

Na życzenie - rozwinę myśl :)

Po pierwsze, jak nietrudno się domyślić istnieją wpływy pozytywne i negatywne. Wszystko to, czego uczymy się, odkrywamy, doświadczamy i jest to dla nas dobre, ubogaca nas wewnętrznie i sprawia, że dojrzewamy jest dla nas czymś potrzebnym. Wręcz niezbędnym! Człowiek jest istotą, która ciągle się zmienia. Każdego dnia jesteśmy inni. I dobrze, to jest życie. Róbmy wszystko, by takie wpływy istniały. Istnieją również wydarzenia przykre, wypadki, choroby, etc. Naszym zadaniem jest wytrzymywać wszystko to, co przynosi nam los. To uczy cierpliwości, męstwa. Jednym z głównych zadań w życiu człowieka jest obracanie każdego zła (od najmniejszego po to największe) w dobro. Wtedy czerpiemy korzyści.

Wpływać na przyszłość może także styl życia. "Czym skorupka za młodu...". Właśnie. To, jak żyjemy, jakie dopuszczamy do siebie tezy, rozwiązania, filozofie, wpływa potem na całe nasze życie. Nie można o tej 'odpowiedzialności chwili' zapomnieć. Słowa mają moc. To co mówimy, również wpływa na to, co będzie kiedyś.

Unikanie. Unikanie wpływów jest czymś trudnym, ale jesteśmy ludźmi, istotami myślącymi, racjonalnie myślącymi, potrafiącymi dysponować całym bagażem swoich myśli, doświadczeń. Nasza historia jest niezmienna. Nie odwrócimy czasu, ale tylko od nas zależy, jak odczytamy każdy punkt na naszej osobistej osi czasu. A więc, wpływy są, mogą być pozytywne oraz negatywne, ale jeśli widzimy, że coś jest neutralne, nie potrzebne, starajmy się zostawić to, co było. Neutralizujmy. Wymazujmy z pamięci. Co ważne, jeśli jest źle, nie załamujmy się, nie koniecznie MUSI wpłynąć to na naszą przyszłość. Zależy to właśnie od nas.

Moim zdaniem dobrze jest codziennie stawać się świeżym. Nowym. Nowy zapał, nowe chęci, nowa motywacja. Gdybym żyła przeszłością, może już bym nie żyła, albo byłabym rośliną egzystującą gdzieś w szklarni natłoku wydarzeń. Wszystko, co dzieje się wokół odbijałoby się ode mnie jak bile o brzegi stołu bilardowego. I gdzie w tym sens? Dopuszczam do siebie tylko dobre wpływy.



Bieszczady... ;)




Fot. Karol Kocaj




wtorek, 4 czerwca 2013

Między ciszą a ciszą.



Mowa wspólnego milczenia. Jest tak bardzo potrzebna. Potrzebuję milczenia! W samotności, z tobą, z nią, z nim, z nimi, z wami, z Nim. Zaczynam uczyć się powstrzymywać potoki słów - stawiam tamy, od ZERA. Może ich paść zbyt wiele, ranię nimi, ranię nawet siebie samą. To, co chcę powiedzieć ma się nijak do tego, co mówię. Jaki ogrom uczuć, jaki ogrom uczuć szczerych, ogrom myśli, intencji, miłości, złości. Wielka, nieskończona ilość tego, co we mnie. Ubieram w słowa - nie wychodzi, nie da się! Nie ma języka, który zawierałby wystarczającą ilość słów. Gesty też nie pomagają? Nic tu nie pomaga...

                                                   Szept jest największym krzykiem!

Mów do mnie szeptem. Mów do mnie trzy treściwe słowa, unikaj potoku bezładnej gadaniny. Teraz tak mocno potrzebuję wspólnego milczenia. Tylko bądź. To takie ważne! TAK WAŻNE! Nie pytać - przytulić, nie wołać - przybyć, nie wzdychać - kochać, nie współczuć - trwać, nie śmiać się - współweselić, nie płakać - przycisnąć do serca.

Cisza krzyczy.
Wyłącz telefon, odstaw muzykę, oddal się od ludzi, bądź sam ze sobą...
Krzyczy, prawda?
Posiedź z nią trochę, posłuchaj. Pokłóć się z nią, pobij. Ona i tak zwycięży. Największego twardziela położy na łopatki. Powali na kolana, przyciśnie ci twarz do ziemi. Ależ dziwnie zaczynasz się męczyć sam ze sobą. Męczy cię własna osoba. Jesteś cwany? Masz przecież tyle do powiedzenia! Powiedz to ciszy, powiedz to pustkowiu, pustyni, gdzie twe słowo nawet nie ma od czego się odbić, by do ciebie wrócić. Sam nie wiesz od razu, co jeszcze przed chwilą powiedziałeś. Własny głos brzmi obco, nawet sarkazm, który jest przejawem twojej inteligencji na co dzień - nic tu nie daje. Cisza się nie śmieje. Jest inteligentniejsza od najsprytniejszego sarkazmu.

Czy tylko mówię, czy chcę coś przekazać...?

Głupoty, głupoty, głupoty. Mówię za dużo, mówisz za dużo. Wiesz jaki kolor oczu ma Twój przyjaciel?


P.S. Podziwiam i dziękuję, że czytacie. Przyjaciołom dziękuję za to, że są.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Waluta.

Wspaniały czas za nami. Dziękuję za niesamowite przeżycia na koncercie Jednego Serca Jednego Ducha w Rzeszowie w czwartek oraz niezapomniane wrażenia z Bieszczadów. Piękne widoki, wspaniała pogoda, dużo uśmiechu, szczypta wiatru i baterie ładują się na full (a i nawet więcej!).


Ludzie tym m.in. różnią się od zwierząt, że posiadają umiejętność abstrakcyjnego myślenia. Potrafią wyobrazić sobie coś przed oczami, podczas, gdy tego nie ma. Zatem ukształtuj w tym momencie w wyobraźni wszystko to, co poniżej wymienię:

Wszystkie pieniądze świata, posiadłości ziemskie z najdalszych, najwspanialszych zakątków planety, największe honory, światowej klasy nagrody, umiejętności ponad możliwości, ubrania o jakich tylko zamarzysz, sława, wygoda, wszystkie banki, zamki, drogocenne kamienie, uznanie, najwyższe poważane stanowiska, monopol na najwspanialsze nowinki techniczne, dostatek dostatków, przychylność ze strony każdego żyjącego na świecie człowieka, wiedzę sięgającą wyżej i dalej niż wiedza jakiegokolwiek człowieka...

A teraz uświadom sobie:  JESTEŚ NIESKOŃCZENIE CENNIEJSZY OD TEGO WSZYSTKIEGO.

sobota, 1 czerwca 2013

Mocno związana chustka na oczach. Tak naprzód.




Dlaczego przyszłość wydaje nam się taka straszna?
Nie wiemy, co nas czeka. Jest tajemnicza, nieznana, czarna, zamglona, nieprzewidywalna, trudna.

Czas jest materią, która przyprawia o dreszcze, zwłaszcza, gdy wspominamy coś, co było dla nas ważne. Pewne wydarzenia z życia, które różnie nacechowane egzystują gdzieś w naszej pamięci, czasem w podświadomości, żeby w najmniej odpowiednim momencie wejść w strefę stuprocentowej świadomości i zasmucić nas, przybić. Często jednak cieszą, jakby ktoś wylał wiaderko ciepłej wody na nasze serce. To wspomnienia. Zauważcie, jak bardzo czas jest pojęciem względnym. Często wydarzenie, które jest najważniejszym w życiu, miało miejsce wiele lat temu, a jakby było wczoraj. Czas, patrząc wstecz zacieśnia się. Każdy na pewno odczuwa czas inaczej podczas odpoczynku, zabawy, przyjemnych spraw. Inaczej, gdy na coś czeka. Inaczej, gdy cierpi. Niektóre okresy chciałoby się przespać. Stanąć obok i przeczekać jak huragan w schronie. Niektóre okresy mogłyby nas przeniknąć, nie możemy się nimi nacieszyć, są tak wspaniałe, że mogłyby się nie kończyć. A jednak, kończą się. Przeszłość ma wpływ na teraźniejszość, teraźniejszość ma wpływ na przyszłość. Ale czy na pewno? Jeśli wiemy co robić, uda nam się uniknąć tych wpływów.
Sama boję się przyszłości. Co tam jest? Gdzie jest mój cel? Czy jestem w odpowiednim miejscu teraz? Sama nie wiem, dlaczego tu jestem, przecież tak bardzo nie pasuję... Przecież wszystkie ostoje w moim życiu jakoś dziwnie się mijają. Teraźniejszość jest tak chaotyczna! Nic nie jest stałe, nic nie jest stałe.

Wierzę jednak, że czas jest jak róża. Wszystkie wydarzenia, które dzieją się teraz są zewnętrznymi płatkami, które uniemożliwiają dostrzeżenie środka, sedna. Z czasem jednak, one opadną. Przeminą. Aż zobaczę środek, zobaczę, do czego to wszystko zmierza.



Ciągle mówię tutaj o przyszłości teraźniejszego życia. Do czego prowadzi mnie młodość, jaką dorosłość szykuje dla mnie. Wierzę, że trzeba zaufać. Zaufać bezgranicznie. Chociaż jest tak trudno, założyć tę chustkę na oczy, iść ślepo za tym, co jest nam przygotowane. Jeśli zaufamy, nie zawiedziemy się. Nie zawiodę się.


Po omacku szukam ręki, której mogę się uchwycić. Znajduję ją, bo Ona pozwala się znaleźć, daje poczucie pewności, stabilności. Moje słabości sprawiają jednak, że wyślizguje się ona z mej dłoni, znów nie wiem dokąd iść. Życie jest szukaniem tej ręki. Przewodnika. Nie widzę, jaki mam grunt pod stopami, nie wiem, co znaczą znaki, nie dostrzegam ich. Ciernie ranią stopy, bose - bo nie zapracowałam na buty. Gęstwina lasu rani nogi, czasem rzęsisty deszcz zalewa twarz. Ale nie poddaję się, bo wiem, że za przerażającym lasem czeka mnie polana, na której odpocznę. Odpocznę, rany zagoją się, a na twarz padną promienie niegasnącego słońca. Promienie gładkie, miękkie, ciepłe, dziwnie dopasowane do mojej twarzy, tak jakby od dawna mnie znały, jakby na mnie czekały. Ważne, by w lesie nie zaprzestać szukania prowadzącej ręki. Nie poddać się...




Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...