sobota, 15 listopada 2014

O charyzmie i o drzewie.

Na wykładzie dowiedziałam się, że charyzmy ostatecznie nie da się zdefiniować.
Czym jest, że tak trudno ją określić, a tak bardzo cenię ją w ludziach?
Osobiście, definiuję ją od zawsze.

Człowiek charyzmatyczny to człowiek.
Człowiek niecharyzmatyczny to żaden człowiek.

Stoją dwa drzewa. Dwie starawe jabłonki w sadzie.
Bardzo podobne, zasadzone w tym samym czasie, żyjące w takich samych warunkach.
Bliźniacze rówieśniczki.
Biegnę pod jedną, wspinam się na nią, zachwycam się pięknem zielonej korony, która bezinteresownie ofiaruje mi parasol z zielonych liści. Jeszcze wiosną pozwalała mi zachwycić się wielością kwiatów, teraz dała mi pyszne owoce, które jem wśród jej gałęzi.
Druga jabłoń stała i patrzyła.
Zrobiło mi się jej żal. Dlaczego mam faworyzować pierwszą?
Zeskoczywszy z drzewa podchodzę do drugiego.
Cóż. Dziwne. Jakieś resztki liści, gałęzie złożone, nie zachęcają do wejścia.
Nie dam rady się wspiąć, drzewo jest dla mnie zamknięte.
Mimo wszystko próbuję. Stawiam stopę na pniu. Drzewo zawala się.
SPRÓCHNIAŁO. Gdzieniegdzie zgniłe w środku, w innych miejscach puste.
Co mi z takiego drzewa?
Patrzyło zazdrośnie na drzewo obok, jednak samo nie zachęcało niczym.
Ależ tak!
Jak ktoś może zachęcać do siebie, dać się lubić, być kimś, skoro jest pusty w środku?
Kora jeszcze błyszczy, pozoruje normalność...
Jeden kopniak  p o w a l a  całość.



Nie bądź spróchniałą jabłonią!
Jeśli zapełnisz dobrem i pozytywną energią swoje wnętrze, zaczniesz wydawać kwiaty, liście i owoce. Będziesz wyglądać, pachnieć, zachęcać. Będziesz po prostu prawdziwy.
To proste!
Liczy się wnętrze.

Znam dziesiątki ludzi bez charakteru, bez pasji, bez marzeń.
PYTAM: Jak tak można żyć?!?!
Jak można żyć ambicją rodziców?
Jak można żyć z dnia na dzień bez celów?
Jak można żyć bez zachwytu?
Jak można żyć bez duszy?

***
Łóżko.
Przytulne, ciepłe łóżko.
Półmrok za oknem, późna jesień, wczesny wieczór.
Cała rodzina wokół łóżka.
A w łóżku ja.
Umieram.
Mam przy sobie bliskich, żyłam ponad sto lat.
Wykształciłam się, pracowałam, byłam grzeczna i uprzejma.
Wychowałam dzieci, mam przy sobie męża.
Umieram w ciepłym łóżku, bo już czas.
Umieram tak jak wielu chciałoby umierać.
Dlaczego nie czuję tej cholernej satysfakcji z życia, na którą przez cały czas pracowałam?
Przecież wszystko jest NA SWOIM MIEJSCU?!
No tak... Za młodości jeszcze zdążyłam wydrążyć swój miąższ, zdążyłam pozbyć się charyzmy, charakteru, poczucia szczęścia z małych rzeczy...
I teraz? Teraz wszystko jest na swoim miejscu. Książkowo. Encyklopedycznie.
Żadnych wpadek, skandali.
Brak prawdziwego przyjaciela, tylko grupka "dobrych znajomych", którym na studiach dawałam notatki, a później przez całe życie pożyczałam pieniądze. Tylko gdzie oni teraz są?
Kilkoro z nich przecież wciąż żyje, ale nie ma ich tu.
Nie ma przy mnie przyjaciela, który powie: to NASZE życie, to było coś!
Nie mam wspomnień.
Każdy dzień był taki sam, dlatego wszystkie dni zlewają mi się w jeden długi, taki sam, szary dzień.
Mąż małomówny. Twierdzi, że kocha.
Dzieci dobre, ułożone.
Umieram.
Przecież ja nigdy nic nie czułam...
Dlaczego to wszystko nie miało duszy?!
Dlaczego w żadnej z ksiąg w mojej idealnej biblioteczce nie ma zasuszonych złotych liści?
Dlaczego każde zdjęcie jest pozowane?
Dlaczego każdy uśmiech był sztuczny?

Czy było w moim życiu coś prawdziwego?
Nie. Nie miałam osobowości.
Wszystko było na swoim miejscu...
Umieram.
Czy to miało sens?

***
To dziwne, ale od zawsze to czuję.
Po pierwszym spotkaniu z obcym człowiekiem czuję, czy ma siebie, czy nie.
Żal mi tych, co udają innych. Żal mi tych, którzy są po prostu mili.
Żal mi tych, którzy nie żyją.
Dobrze, że są jeszcze charyzmatyczni, charakterni, prawdziwi ludzie, który mają swoje zdanie i których można polubić i pokochać za to, że prawdziwie się z tobą pokłócą, że powiedzą prawdę prosto w twarz, że są szaleni, zwariowani, spontaniczni, pozytywni, potrafią płakać, urozmaicają codzienność, są prywatnymi do końca zaufanymi przystaniami.
Nie próchniejcie.
Nie.
Błagam, nie próchniejcie.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...