- Nie lubię mojej wrażliwości. Za dużo widzę. Za dużo czuję. Za dużo myślę. Inni tacy nie są. Na pewno w większości. Wszyscy mają takie grube podeszwy, nie czują nic. A ja całe życie w nibybutach... Jakby boso.
Nawet, gdy śpię, gdy zamknę oczy, ciągle zbyt dużo czuję.
Życie to stąpanie po kamieniach. Idziemy po gruzie, wciąż do przodu. Bo przecież cofnąć się nie da, a tu tyle do zobaczenia...
Nie chciała już być sobą, bo każdy kolec kuł bardziej, każda kropla była bardziej mokra, każda iskra paliła głębiej, wiatr przenikał. Szukała kogoś takiego jak ona. I nic. Byli podobni, ale nie tacy sami. Wszyscy w trepach, nie czuli podłoża. Prosto, szybko, przed siebie, z zamkniętymi oczami.
- Czy to dobrze, czy źle? Chciałabym umieć zmienić buty moje duszy.Nie da się. Kto je tak mocno przytwierdził?! One chyba są zrośnięte. Tak. Tak czuję.
Kiedyś usiadła na ławce i patrzyła wgłąb siebie. Na swoje stopy. Były przezroczyste. Jak meduzy. Delikatne i czułe. Gdy ludzie mijali ją bezwiednie, dostrzegła, że ich stopy są puste w środku. Pozostały w nich tylko ostatki komórek nerwowych. Tych duchowych. Jakoś mało. Pusto.
Jej stopy wypełniały czujki. Mocno już wyeksploatowane, ale nadal działające. Martwe ustępowały miejsca nowym, jak komórki skóry. Reaktywacja, rotacja.
- Po co mi ta rotacja? Może lepiej byłoby, gdyby umarły?! Gdybym nie czuła już nic. Ten świat prosi się o obojętność. Wtedy bym tu pasowała, a teraz? Nie wiem... nic już nie wiem...
Podniosła się delikatnie i ruszyła razem z tłumem. To czas. On płynie. Ciągle. Nie pozwala na takie siedzenie. Ja jednak jeszcze potrafię czasem mu uciec i wejść wgłąb siebie. Zastanowić się. Oni już nie. Płyną z czasem, niejednokrotnie go wyprzedzając. Nie dość, że założyli glany, i trepy to jeszcze włożyli do butów dodatkowe wkładki niwelujące drgania. Oby tylko nic nie czuć! Oczy przed siebie i gruba podeszwa!
Gruba podeszwa na stopach ich dusz!
Idąc czuła jak kamienie ranią jej stopy.
-To życie, to tylko rzeczywistość. Wszyscy idą tą samą drogą. Dasz radę! - powtarzała sobie.
Nagle tłum przyspieszył. Jak prąd w przewodzie. Szybko, wartko, równo, w tę samą stronę, nie zważając na okoliczności. Każdy pchany nurtem tłoku. Oczy wpatrzone we własne nosy, niewrażliwi na nic. Szli!
Ich podeszwy odrywały się od podłoża, jak od odskoczni.
Ona nagle przystanęła. Jej wrażliwa, cienka podeszwa wyczuła wypustki w chodniku. Stała.
Podniosła oczy... Przed nią ukazał się widok krwawych trupów w wielkich butach z grubymi podeszwami. Każdy z nich zginął pod kołami pędzącego pociągu. Każdy oprócz niej...
Ona miała wrażliwą podeszwę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz