poniedziałek, 13 października 2014

Klimat i Inka.

Tak ciężko jest się zaklimatyzować...
Miasto wydziera jakoś dziwnie każdą wenę. Brak jej.
Mimo wszystko, nie niknie ona całkiem, a ja obiecuję: NIE DAM SIĘ!

Przyzwyczajam się do inności. Tu ludzkie twarze są inne. Inne są też ich oczekiwania i przysposobienia.
Wiecie, że muzyka brzmi tu inaczej?
Jestem inna i inaczej odbieram.
Przechodząc proces zmian, zmieniam powoli swój odbiór, mam nadzieję - na jeszcze głębszy.

Dziś o klimacie.
Cudownie jest czuć klimat.
Każde miejsce ma inny, cudowny klimat.
Człowiek ma duszę, miejsce ma klimat.
Często jest tak, że kierujemy nim delikatnie sami, zabierając odpowiednie osoby ze sobą w to miejsce, lub wkładamy do uszu słuchawki z odpowiednią muzyką.
Spróbuj jednak bez słuchawek, bez rozmów, bez książek, gazet, polityki, problemów, udać się w piękne miejsce. Chłonąć je.
To cudowne! Niesamowicie rzeźbi nasze postrzeganie.
Żaden park nie jest taki sam, żaden las nie jest taki sam, żadne osiedle, żaden skwer, żadna alejka.



Jesień w tym roku stanęła w delikatnych czółenkach, zwiewnej spódniczce nad kolano, jasnej, delikatnej koszuli i kolorowej chusteczce na głowie i dygnęła przed nami. Jakoś zgrabniej niż co roku.
Może coś zawiniła? Niesamowicie się podlizuje. Pozwoliła liściom tak cudownie zażółcić się, zaczerwienić, zbrązowieć... Dziwnie, gdy realia na parę tygodni stają się bajkowe. Niesamowity ukłon natury.

***
Inka miała zły dzień. No tak, gdy ma się depresję, żaden dzień nie jest dobry...
Szła ze spuszczoną głową nie wiedząc, o czym myśleć, byle nie myśleć...
Nowe trzewiki, które dostała od cioci błyszczały w słońcu. Ludzie mijali ją patrząc zazdrośnie.
Ona tego nie widziała... Użyła butów jako małych pługów do liści pokrywających alejkę parku.
Nie było wiatru, niebo pozostawało bezchmurne.
Słońce przeciskając się przez resztki liści miało wielką frajdę, bo nie musiało się wysilać aż tak, jak w lecie, by łaskotać nosy i policzki przechodniów swoimi promieniami.
Inka czuła te pulsujące napływy ciepła. Ignorowała je.
Jakiś chłopak zmęczony po całej nocy pracy w barze przykucnął i wyciągnąwszy skrzypce zaczął grać. Parę osób wrzuciło jakieś monety do futerału. To jego rekompensata za całą noc bez żadnego napiwku.
Tak zmęczony, a zarazem pochłonięty muzyką, czuł, że żyje.
Inka nie rozumiała tego szczęścia. Co to da? Jaki w tym sens?
Ona tylko szuka. Szuka szczęścia.
-Ciężko znaleźć szczęście w takim parku... W końcu to depresja... Tak mi się wydaje. Ja przecież nie potrafię się cieszyć. Nikt nigdy nie pokazał mi, jak się cieszyć...
Starsza pani przycupnęła na ławce i otworzyła książkę. Książka była tylko pretekstem. Za czasów jej młodości nie można było w południe siedzieć i nic nie robić. Ciągle praca. Teraz była już sama. Bez męża, z dorosłymi dziećmi, mieszkała w pustym domu, nie miała obowiązków. Szła do parku, by zabić czas i obserwować szczęście innych. Nie mogła jednak pozwolić sobie na bezczynne siedzenie. To jej przyzwyczajenie... Rozłożona książka leżała na jej suchych kolanach, a wzrok uciekał ponad tekst spoglądając na spacerujące młode pary.
Inka nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w takim wieku.
-Jak ja wytrzymam na tym złym świecie tyle lat?
Zgarniając suche liście z kamiennego murka, usiadła.
Usłyszawszy szelest odwróciła się i ujrzała małego chłopca stojącego przed nią. Uśmiechnięty od ucha do ucha, trzymał w rączce kilka czerwonych i żółtych liści.
-Plosę, to dla ciebie. Chcę zebyś się uśmiechnęła, bo z taką miną nie pasujes do tego parku. Teraz juz będziemy śmiać się lazem, dobze?
Ince łzy napłynęły do oczu. Tym razem były to łzy wzruszenia. Wzięła bukiecik z liści, jak gdyby był to wielki bukiet róż, przytuliła chłopca i rozejrzała się po parku.
-Przecież on ma rację... To nie otoczenie ma się dopasować do naszej depresji... To nasza depresja musi przetransponować się w szczęście, by wpasować się w otoczenie.

Uczmy się od dzieci.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...