środa, 22 października 2014

Dla wytrwałych, blog NIE-instant.

Zatrzęsienie blogów. Wokół zatrzęsienie blogów o gotowaniu, podróżach, poglądach politycznych, własnym dniu, proszkach do prania, płynach do płukania, kosiarkach, fotografii, ubraniach,kosmetykach, itd. Wszędzie pełno obrazków, zdjęć, kolorowych banerów, napisów, migających tekstów. Bywają bardzo przydatne, wartościowe, jak również prowadzone z braku laku.
W natłoku takich stron chciałabym, by mój blog pozostawał bogaty głównie w tekst i muzykę.

Piękne to uczucie wiedzieć, że mój tekst trafia do Waszych oczu, ale jeszcze piękniejsze, wiedzieć, że trafia on do Waszej pięknej wyobraźni. Do serc. Każdy odbiera inaczej, i to jest piękne. Zachęcam więc do tworzenia obrazów w swojej głowie, bo w ten sposób każdy z Was zostaje dla siebie artystą i ubogaca się.

Tak wiele gotowców odbieramy zewsząd. To nie jest blog gotowców!
Zapraszam więc do uruchamiania wyobraźni i czytania wśród muzyki.
Taki jest zamysł.

Linki, które podaję prawie zawsze poniżej wpisu czemuś służą. Zazwyczaj zależy mi na tym, by czytelnik odbierał mój tekst w otoczeniu tej właśnie muzyki. Polecam słuchawki.
Chciałabym wytworzyć tu klimat. Mamy wiele stron poświęconych suchym faktom na białym tle. Zero emocji, a jeśli takowe się zdarzą, dominuje wśród nich frustracja.
Chcę udowodnić, że czasem warto się wyciszyć, wsłuchać, pomyśleć, zmienić.

Czasem zamieszczam tu historyjki, które zawierają ukryty sens. Zachęcam do zastanowienia się.
Ku mojemu zaskoczeniu, tematy nie kończą się, nie wyczerpują. Całe szczęście.

Nie jestem człowiekiem, który pasuje do dzisiejszego świata. Niczego nie wykładam na tacy.
Mój blog jest częścią mnie, dlatego też staram się, by nie był blogiem-instant.
Kochani, we wszystko warto wkładać minimalny choćby trud. Tutaj będzie to uwaga, ale w największej mierze serce...

***
Igor codziennie wieczorem wspinał się w budynku gospodarczym na stare, drewniane schody. Od kiedy pamiętał wchodził na ten sam stopień i rozmyślał. Była to dla niego cicha przystań. Niby przy domu, ale znana tylko jemu. Szczęście, problem, trud, przygoda, choroba, zgiełk, cisza, kłótnia, pocałunek, samotność, impreza, przyjaźń, nauka, wspomnienia. Wszystko to obmyślał na tym stopniu. Nie pamiętał od kiedy zaczął tu przychodzić. Po prostu przychodził.
Miejsce, gdzie siadał wytarte było z farby. Miał stamtąd idealny widok na okno, które przedstawiało całą jego okolicę. Gdy pobliskie drzewo wypuściło swoje gałęzie zasłaniając widok, poprosił tatę o wycięcie przeszkody. Tłumaczył ojcu, że owe gałęzie są niebezpieczne dla przechodzących tamtędy ludzi. Nigdy nie zdradzał swojej kryjówki.
Powierzchnia schodka była chropowata i nierówna (oprócz miejsca, w którym siadał). Wystające główki gwoździ nie przeszkadzały chłopakowi. Gdy był mały zalepiał je plasteliną. Kiedyś ukradł jej brązowy kawałek z przedszkola, by tylko pasowała do drewna.
Obok miejsca gdzie siadał, od lat wystawała gruba drzazga. Igor rozmyślając bawił się nią, patrzył na nią.
Po wielu latach istnienia jego bazy nie wyobrażał sobie swojego stopnia bez tego wystającego kawałka drewna. 
Skończył dwadzieścia lat. Musiał wyprowadzić się z domu. Z ciężkim sercem poszedł po raz ostatni pożegnać swoje ukochane zacisze.
- Nigdy bym nie pomyślał, że tak ciężko rozstać się z jakimś miejscem. Muszę jednak zacząć nowy etap. Muszę... - myślał.
Przejechał dłonią  bo schodku po raz ostatni badając strukturę drewna, kiedy nagle poczuł, że coś uszkodził.
Tak. Wyłamał drzazgę...

***

Od kilku dni zachwycam się dwoma perełkami wrażliwości i indywidualizmu.
Dla ludzi, którzy wiedzą o co chodzi, komentarz jest zbędny:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...