piątek, 25 października 2013

Nieustannie zadziwiająca jedyna rzeczywistość, świeżość jedyna, niezapomniana.

Człowiek bez kultury pozostaje małpą.
Człowiek bez piękna pozostaje blady.
Człowiek bez uczuć pozostaje żaden.
Człowiek bez wrażliwości nie ma fundamentu.
Człowiek bez miłości jest tylko szkieletem.
Człowiek bez muzyki ma zamknięte zmysły.

Człowiek bez kultury pozostaje małpą!


Piękno rzeźbi człowieka. Wyżłabia do indywidualności. Odsłania kurtynę osobistego JA.

Od niedawna zaczynam poznawać genezę każdego dźwięku. Szukać, naśladować, a potem tworzyć własne. Jak bardzo nie potrafię wyrazić mocy dźwięku. Jak mocno one drążą, jak bardzo mnie kształtują.

Świat bez muzyki - tej PRAWDZIWEJ kojarzy mi się z suchym, spróchniałym drzewem.
Świat przepełniony nią jest autentyczny i żywy. Jest soczystym drzewem.

Najpiękniejsze jest to, że nikt nie może mi tego odebrać. Nikt nie odbierze mi mojej miłości. Nikt nie wydrze ze mnie tego piękna, nikt nie wykorzeni mojego rusztowania. Tak. Jestem pewna, że nikt.

Wierzę, że kiedyś spotkam ludzi, którzy chorują na to samo co ja, chorują na piękno.



Niesamowite zderzenie pokoleń. Piękna lekcja życia:

Ostatnio przyszło mi na myśl stwierdzenie, iż ręka rzeźbiarza żłobi drewno, pędzel malarza sunie po płótnie, wszystko to jednak, choć nad wyraz piękne, zostaje stałe, pasywne i bierne.
Dźwięk, a najbardziej ten, który wydają ludzkie usta (wraz z sercem!) niesie się w dal.
RZEŹBI POWIETRZE.
Jest to zarazem obraz, malowidło, wiersz i proza.
Charakteryzuje go dynamizm i zmienność. Do końca indywidualna i nigdy nie odkryta przez drugą osobę interpretacja.
Dźwięk penetruje nasz umysł i serce docierając w miejsca, w które nikt i nic nie ma dostępu.
Co za tym idzie, nikt nie może nam go zabrać, a to, co wyrzeźbi, nikt nie może zniszczyć.

Co niematerialne jest najpiękniejsze. Szkoda, że tak mało ludzi to rozumie. SZKODA!!!













A przed T.A.M.Ą. szczęśliwa t r z y n a s t k a.

Czyżby przepowiednia przełomu? Może wreszcie skrawek szczęścia?
Dziś, teraz, uświadomiłam sobie jedno. (Jeśli ktoś śledzi kuferkowe wpisy na bieżąco - tym lepiej mu teraz zrozumieć).

Istnieje TAK OGROMNA MASA przeszkód, tak wielka tama przed nami, że ogranicza nasz wzrok do ZERA. Widzimy tylko beton.

Patrzę w lewo - BETON.


Patrzę przed siebie - BETON. 


Patrzę w prawo - BETON.

NIE WOLNO jednak, NIE wolno, zapominać mi tego, że przed tamą stoję z ludźmi, których kocham, którzy zawsze przy mnie są, a nad nami czuwa Ktoś, kto jedną myślą, może tę tamę i nieskończoność innych zdmuchnąć jak pył.

Teraz potrzeba tylko czasu...


Były dni, kiedy mój kuferek odwiedzało po 100 osób dziennie.
Teraz robi to 13 osób.
Jestem przeszczęśliwa, ponieważ wiem, że zostali najwierniejsi.
To Wam teraz najbardziej dziękuję!
Ta SZCZĘŚLIWA trzynastka, której nie znam, nie mogę sprawdzić, jest moją najukochańszą trzynastką,
która sprawia, że ciągle mogę pisać, ciągle chcę wyrażać, ciągle mogę tworzyć.
Tworzenie zaś jest moją częścią. Czy muzyki czy tekstu, bez tego nie byłoby mnie.
Dziękuję droga Trzynastko!

wtorek, 22 października 2013

Ewolucja w stanie zawieszenia, pole puste mimo zapisania.

Ani ja, ani Wy nie zdajemy sobie sprawy ile prób wpisu do kuferka od ostatniego postu miało miejsce.
Jedne wielkie - spektakularne, inne - ciche, nagłe - córki skrawków emocji. Fiasko.

Teraz jest taki czas, że wszystkie te próby zostały NIEUBŁAGANIE potraktowane klawiszem "backspace", ponieważ to co czuję jest po pierwsze niewyrażalne słowami, a po drugie tak niestałe, że zanim skończę pisać, stwierdzam, że wcale tak nie czuję, nie uważam.

Jedni mogą pomyśleć:
- A, panikuje przed maturą, albo tylko się uczy.
Inni:
-Znów przeżywa jakieś głupie depresje/kryzysy.
Jeszcze inni:
-Olała bloga, znudził jej się.

Pomysłów może być tysiąc: dużo pracy, czas przeznaczony dla znajomych, wyjazdy, pomoc w domu, czytanie...... miliardy.

Obawiam się tylko, że żaden z nich nie jest trafny. Wszystko bowiem, co dzieję się wokół mnie czy ja sama mam w tym udział jest teraz obok. Stoi obok mnie w postaci kobiety ubranej na czarno, w obdartych łachmanach, z pochyloną głową. Kobieta ta nie ma wyrazu twarzy, ba, może w ogóle nie ma twarzy. Tak, jej obliczem jest kamień. Na dodatek stoi ona tyłem, parę metrów ode mnie.

Wszystko, co na tę chwilę powinno być ważne, wręcz przepełniać moją codzienność jawi się jako taka postać. Dlaczego? Dlaczego akurat teraz? O co w tym wszystkim chodzi?


Jestem w stanie napisać na razie tyle, że nie znam osoby, która pisze te słowa - nie znam. Moje ręce są dla mnie obce, głos nieznany, przyjaciele inni, najbliżsi nie ci sami.
Pragnę dodać tylko, że do nikogo nie mam pretensji, nawet tych najmniejszych, od nikogo niczego nie oczekuję ani żądam, nie wyrzucam też nic sobie.

Siedzę nie odzywając się, ufając, że ten stan zmieni się szybko, a ja wrócę do dawnej ja.

Przepraszam.





Kiedyś zastanawiałam się jak brzmi znak zapytania.
Znak zapytania bez poprzedzającego go zdania czy słowa.
Teraz już wiem, bo brzmi w głowie nieustannie.
Słyszę WYŁĄCZNIE znak zapytania.
Mogę zdradzić to, że jego brzmienie podobne jest do dźwięku dzwonka.
Stwierdzam jego obcość. Wywołuje gęsią skórkę.




*Uwielbiam fotografować, najbardziej niebo.
Oto kilka z moich ostatnich zdjęć:








środa, 16 października 2013

Wyrastają z podłogi. Gwoździe. Gwoździe jak kwiaty. KOLIZJA MYŚLI.


Bose stopy. Bose stopy a skóra miękka, gładka - zaraz po kąpieli. Nogi wypoczęte - wydaje się - gotowe do drogi. 
Stawiam pierwszy krok, nie mogę. Jakby na całej powierzchni dostępnej do chodzenia ktoś złośliwie powbijał gwoździe szpicami w górę. 
Mam wąskie stopy - myślę - przecisnę się. Ależ nie! Każdy z możliwych sposobów kończy się niepowodzeniem. 
Jeśli stanę równomiernie, ciężar ciała rozłoży się na większej powierzchni i to spowoduje mniejszy ból! A zatem, spróbujmy.
Nadal stoję, krzyczę z całej siły, ale tak, że nikt nie słyszy.
Tylko ból, ból i ból. W miejscach, w których nie spodziewałabym się, że może w ogóle istnieć.
Nagle każda rana, nawet ta zabliźniona zaczyna krwawić, ropieć, ból zaczyna przeszywać na wskroś.

Od dłuższego czasu próbuję znaleźć powierzchnię bez gwoździ.
KTO JE PRZYBIŁ? PO CO?
Myślę, podczas gdy głowa opada mi raz na jedno raz na drugie ramię.
Nie umiem krzyczeć bezgłośnie. W końcu rozpadnę się na kawałki, których i tak nikt nie pozamiata.
Próbuję krzyczeć na głos... Nie, nie, nie!
Już tego nie potrafię! Tak długo tłumiona, skulona do granic wytrzymałości, związana wewnątrz łańcuchami - straciłam głos. Moje gardło w swych czeluściach nie wie, jak ma wibrować, nie wie jak ma służyć.


Oczy też. One też zawodzą. Już nawet nie próbuję płakać. Po co? 
Oczy, przecież i wy mnie zawiedziecie.

Nie ma przystani, w której mogę spocząć, by zabandażować stopy. Nie ma. 
Nagle kolana zaczynają mięknąć, biodra uginają się pod ciężarem ciała.

Niby tak, niby się troszczą, niby się troszczy, chociaż... ja wcale nie potrzebuję ich troski. Ona męczy mnie!
Męczy mnie dlatego, że jest jak praca Syzyfa - bezużyteczna. 

Tak trudno dobrnąć do cna. 
"Trzeba odbić się od dna, by w górę lecieć". A gdy dna nie ma? A gdy człowiek nawet gdy zdoła uchylić powieki, przed oczami nadal emanuje ciemność?



Tak, idąc drogą, gdzie jesień pięknie przyozdobiła pola i drzewa, myślę sobie - jeszcze to, jak dobrze, że mam te małe pocieszenia.



Odkryłam, że stare szwy z ran nie zostały wyjęte. To one, które miały ściągać brzegi rany nagle stały się przeszkodą, ogniskiem zakażenia.
Wyobrażam sobie wielki okrąg ludzi, którzy na odwrocie głowy mają nowe twarze. Twarze nieznane dotąd, może ukrywane pod czuprynami. Oczy może nigdy nie otwierane. Teraz otwierają się, zaczynają patrzeć i śledzić.
Jak ciężko wyrazić to, co trwa wewnątrz. To, co jest moje i tylko moje i nigdy w pełnym świetle tego nie wyłożę. A jednak, szarpie się i próbuje wydostać.

Moja skóra musi być teraz twarda, by to dzikie stworzenie z wnętrza nie wydostało się nieokiełznane w nieodpowiednim momencie i po to, by stopy były choć odrobinę odporniejsze na wbijające się zawzięcie szpikulce...




Wszystko, co dzieje się teraz zapewne ma swój cel i jest zamierzone, jednakże mój uciśniony umysł nie rozumie niczego. Taki jest. Nie skupia się już nawet na tym, co wewnątrz, lecz na tych właśnie niedobrych wiadomościach, o których pisałam wcześniej.




Tak drogi jesteś dla mnie. Tak cenna jesteś dla mnie. Jesteś.
To, co cenne, tak dalekie, nieosiągalne.
Zamawiam białą laskę. Teraz jestem zmuszona wydać na nią ostatnie pieniądze.

Mój szał uniesie się na wodzie i dopłynie tam, gdzie natura będzie chciała. Może się ujarzmi?

Zaciskam zęby. Nie chcę już słyszeć - zamykam uszy. Zamknięte dawno oczy - niech odpoczywają.
Teraz pozostaje już tylko Muzyka...



Dzięki za te samotność. Taką samotność, która jest wśród ludzi. Dziękuję za to, że policzkuje.


piątek, 11 października 2013

Oderwanie z napiętej struny. Rozregulowanie. Rozstrojenie. Nietrafiona korespondencja... Coś jeszcze?

Znowu zapomniałeś. Zapomniałeś przesłać list.

Tak dawno nie dostałam od ciebie żadnej dobrej wiadomości. Siedziałam cicho, nic nie mówiąc. Z oczyma otwartymi, jednak nie patrzyłam. Wzrok był obojętny, ramiona także. Patrzyłam nie widząc. Stojąc.

Czy limit został wyczerpany? Kiedyś skrzynka była kopalnią. Kopalnią dobra.
Czekam na dobrą wiadomość.

Dlaczego każdy sygnał jest toksyczny? Dlaczego w słuchawce szlochy zamiast sygnału? Dlaczego?
Śmiech płynący od byle kogo brzmi fałszywie. Drga. Gdzie jest szczęście?


                                                 

Czekam na dobrą wiadomość. Stojąc.

W akcie desperacji odkopuję najstarszą korespondencję. Jak na złość! Gdzież się podziały moje pocieszenia?
Całą godzinę zastanawiałam się, dlaczego kartka jest nierówna, papier zmęczony - to przecież nasiąknięcie łzami poturbowało jego strukturę. Nie chcę już patrzeć otwartymi oczami. Stojąc.

Nie piszesz, pusto, nie ma dobrych wiadomości. Obkręcam się na pięcie, wokół własnej osi.
Jak szybko płyną! Jest ich coraz więcej, coraz więcej. Czego? Złych wieści. Od kogo? Od ukochanych.

Ty Muzyko, która byłaś moją pociechą! Gdzie jesteś?
To nierówne brzmienia głosów sfrustrowanych zagłuszają Ciebie w moim sercu.

Boże, a Ty?
Skarbie...Jeden, Drugi, Dziesiąty... Powiedz, że u Ciebie w porządku!













Sygnał urwany, list niedopisany.
Czekam na dobrą wiadomość. Stojąc.







poniedziałek, 7 października 2013

Może paradoksalnie?

Wiecie, że są rzeczy, które nigdy się nie nudzą. Rzeczy, sytuacje, momenty, słowa.
Ważne, by zawsze były świeże.
Uwielbiam świeżość.
Świeżość słów i dźwięków.
Uśmiech jest oznaką świeżości. Uśmiech - każdy inny. Jak płatki śniegu, nigdy nie powtarzalne.
W największym smutku i dziwactwie można odnaleźć odrobinę świeżości. Każda taka namiastka jest jak aktualizowanie życia. Jak pobieranie coraz to nowszej, ulepszonej wersji.


Jak bardzo trzeba nam takich aktualizacji. Ciągle rodzić się. Rodzić się na nowo.
Jeśli przyjrzeć się nam, jest w nas tyle rdzy, pleśni, zakamarków nigdy nie odkurzanych i nie wietrzonych.

Żeby móc się odnawiać, potrzeba nam stymulatorów, bodźców. Do kuferka wrzucam wielką zachętę, by stać się takim powodem. Chciałabym być przyczyną odnowienia wielu ludzi, zarazem chciałabym, by wiele takich 'przyczyn' mnie otaczało. To jak domino. Jeden popycha drugiego.

Chciałabym być postacią dynamiczną.
Dynamizm = świeżość = chęci = radość = witalizm.

Cieszę się, że wielu ludzi jest tak soczystych jak lemoniada.
Nigdy nie lubiłam słodkich, waniliowych zapachów, zawsze przyciągały mnie zapachy cytrusów i innych świeżości. Ciekawe dlaczego...

***

Trochę o mojej najlepszej przyjaciółce - Muzyce.
Nigdy nie lubiłam stwierdzenia: "ładnie śpiewać". Co to znaczy: "ŁADNIE śpiewać"?
Powiecie: miło usłyszeć coś takiego. Ja powiem: przykro usłyszeć coś takiego.

Czasem zdarzało mi się usłyszeć podobne słowa. Paradoksalnie one potrafią ranić.
Wrażliwość to moje drugie imię. Moje i wielu milionów ludzi. Jeśli ktoś wykona utwór, który jest jego częścią, wypluje emocje, wrażliwość sprawi, że widzi też swoją niedoskonałość, widzi błędy, a nagle ktoś niby zachwycony podchodzi i rzuca hasło: było ŁADNIE.

To tak jakby najlepszy sprinter świata usłyszał od kibiców: "fajnie biegasz".
Otóż, takiego stwierdzenia można używać odnosząc się do trzylatków z przedszkola muzycznego.

Tutaj mówię stanowcze: NIE.




Zamykając oczy zatapiam się w najskrytszych tęsknotach. To dźwięk obezwładnia mnie. Oni tego nie rozumieją. NIE rozumieją. On jednak łapie mnie za kark i mocno ściska lodowatą dłonią. W głowie tyle kolorów, umiejętności nie wystarczają. No trudno. Nikt jednak nie odbierze mi tego, co we mnie. Nikt nie odbierze mi mojego świata. Tonę w brzmieniu. Tonę, ale nie próbuję się ratować. Uśmiecham się w myślach, że płynę po niestrzeżonym terenie. Nikt mnie nie uratuje!
Oddech pomiędzy frazami stanowi również część wyrazu. Teraz już nie potrzebuję słów. Mówię Muzyką.
Nagle mój nieprzyjaciel - Czas - krzyknie znienacka: HEJ! Włączy się czerwona lampka: koniec, koniec, koniec!
Ależ koniec czego? Koniec mnie? Znów powrót do maski? Znów powrót do czerstwej rzeczywistości?
- Wynurzaj się, wynurzaj!
-Ach, chwilę mogłam być sobą. Taką nierozumianą, ale prawdziwą sobą. Szkoda, że tak krótko to trwało.
Wstałam z ziemi, otrzepałam się z resztek osobowości i poszłam przed siebie.

NAGLE, podchodzi najlepszy z przyjaciół, ktoś wierny sercu i uśmiechając się, w beztroskiej nieświadomości wbija ostry nóż w plecy.
Ciarki przechodzą po całym ciele, łzy cisną się do oczu.

-Ładnie śpiewałaś. - powiedział przyjaciel.
-Dziękuję. -odpowiedziałam przełykając łzy...

sobota, 5 października 2013

środa, 2 października 2013

Część IV - ostatnia: "Schodami w dół, z melodią bez nut..."

Znalazła jeszcze mnóstwo innych tekstów. Swoich tekstów. Większość jednak tylko ponapoczynana, nie zrozumiana przez nią po paru latach.
- Jakie to dziwne uczucie -pomyślała - nie znając siebie samej sprzed paru krótkich lat.

Ostatni tekst, rzucający jej się w oczy (nie będący ani wierszem, ani prozą, jedynie inwalidą tekstowym), nosił tytuł "Troska".

"Troska"
Obłoki troski wznoszą się nad nami ciągle.
Jej nie widać, nie słychać, nie zawsze czuć...  ale ona JEST!
Krąży tu, tam. Jest jak tumany dymu z wielkiego ogniska rodzinnego,
a zarazem jak ciekawy, delikatny dymek unoszący się z kadzidełka przyjaźni.
Myślisz - jestem całkiem sam.
Leżysz bezdomny, może pod drewnianą ławką wyrzeźbioną zębem czasu i magii.
Widzisz szczury w kontenerach pełnych obrzydliwych odpadków...
Odwracasz wzrok w obrzydzeniu.
Ależ nie! To troskliwe istoty opiekujące się swoimi młodymi
w raju przysmaków i szlachetnego im bytu.
Wiedz, że tu jest życie.
Ktoś troszczy się o ciebie ZAWSZE.
Samotność nie usprawiedliwia cię z niczego!
Troska brodzi w rzece pytań, lecz na brzegu słyszysz gasnące głosy nadziei...
Troska JEST.


Gdybym chciała, mogłabym podpiąć te trzy teksty do jednego cyklu. Jakbym go nazwała?
Może i są śmieszne, ale nie odrzucę ich, bo kiedyś wyrażały mnie.
Teraz?


Teraz pozostaje mi opuścić to miejsce. Miejsce z wszystkimi jego zapachami, kształtami, strukturami, przywilejami. Z jego ciszą i akustyką. Z bordowym, starodawnym fotelem, z małym okienkiem spod dachu, przez które widać fragment naderwanej rynny. 
Pozostaje mi zamknąć drzwi, by wrócić tu za jakiś czas...
Może uzupełnić szkatułkę o nowe teksty?
Może odszukać innych skarbów?
Może po prostu zatracić się w ciszy na bordowym fotelu?

Teraz pozostaje mi schodzenie w dół. Po schodach.
Idę w dół, dół, dół....







***
Czasami nie wiem, co przeze mnie przemawia. Co sprawia, że mam siłę w czasie późnych godzin nocnych siedzieć tu i wymyślać nowe teksty. Choć wiem, że do niewielu osób one docierają, że teraz, w roku szkolnym i już akademickim, mało kto ma czas czytać moje bzdury. O chęciach nie wspomnę. Mimo to, widzę, że ciągle jesteście, co dodaje mi nowych sił.

Dodajcie jeszcze POWERA na poranek, bym potrafiła być tam, gdzie nie zawsze chcę być.




Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...