Pewien kompozytor zauważył, że nasze życie jest jak jadący pociąg. A w nim płynące jednostajnie myśli, ich cykl. Płyną raz szybciej, raz wolniej. Różne mamy widoki za oknem, różnych współpasażerów. Nawet kierunki czasem się zmieniają. Ciekawe są stacje, bo czasem pociąg zatrzyma się na krótki momencik, drzwi otworzą się i za moment zamkną, dlatego, że nikogo nie było na peronie. Na innych stacjach sporo osób wysiada i wsiadają nowi, do których niekiedy tak trudno się przyzwyczaić. Niektórzy mają w sobie coś intrygującego, co chce się opisać w swoim podręcznym notesiku. Chcę się, lecz się nie umie, bo przecież nie ma w naszym języku słów, które pasują odpowiednio do wszystkich wrażeń i myśli. Nie raz dostaje się mandat za brak biletu. Zdarzają się opóźnienia i odwołane kursy, ale to tylko chwilowe zakłócenia. Przecież i tak za moment pojedziemy dalej. Wiosna jest ciekawym czasem, bo mija się zażółcone rzepakiem pola, a przy stacjach ogląda rozkwitnięte, jeszcze nietknięte chorobą kasztany. Niektórzy rozmawiają o maturze, która tak mocno trwa. Mocno tak, że wydrąża stanowcze piętno we wspomnieniowej części mózgu. Inni już o niej nie pamiętają, bo są w innych przełomowych momentach. Nie powiem, od czasu do czasu urywa się film i przegapia się niektóre stacje. O widokach nie wspomnę. Zdarza się też zasnąć na ramieniu obcego człowieka i wcale nie jest nam z tym źle. Ha, bywają też dni, kiedy kładzie się brudne buty z pełną premedytacją na siedzenie naprzeciwko, a zużytą gumę przykleja pod fotel. A co!
Można zauważyć, że banalna to metafora, ten pociąg. Lecz cóż, wybitnie pasuje.
Dziwne to uczucie, gdy widzisz na horyzoncie ostry zakręt i nie masz pojęcia, dokąd pojedziesz dalej. To mieszanka ekscytacji i lęku, niecierpliwości i radości, bo przecież ten zakręt to znak rychłego rozbicia monotonii. A gdy ma się już wiele zakrętów za sobą, nagle każdy kolejny staje się jakby obojętny, a informacja o nim przyjęta przez nasz wzrok, w mózgu nie powoduje wzburzenia. Nagle okazuje się, że wszystkie zakręty są elementem monotonii. Nawet ludzie wymieniający się na stacjach. Także ci, na których ramieniu spałeś przypadkiem lub wręcz przeciwnie. Zepsuta klimatyzacja czy jej brak latem, długi odcinek w nieoświetlonym tunelu i problemy techniczne tablicy informującej o stacjach. Braki żywności w wagonie restauracyjnym, czy gumy do żucia zostawione przez innych na podłokietniku. I choć tyle już było tej wzburzonej krwi, i choć przychodzi, choć o wiele rzadziej, nowa, i choć jedziemy przed siebie, jakoś wszystko nagle jest powszednie. Przed sobą w siatce na oparciu fotela mam jakiś magazyn informacyjny, obok niego plotkarski. Wszystko tak ekscytująco codzienne. Śmierć, zdrada, niewola, niesprawiedliwość, wielkie szczęście, nagła wygrana, nadzwyczajne piękno, zmiany w prawie, wyższe podatki i obietnice wyborcze. Świeżo zmutowane dziecko, które nie ma prawa zachorować i to nieszczepione, które przecież też nie miało tego prawa. I znowu zaskoczenie. A potem inny skandal i kolejna wygrana, która ma wzbudzać zazdrość. Narodziny potomka królewskiego i śmierć wielu nieważnych ludzi. Ilu ich było? Cóż.
Nie dziwi też śnieg latem i burza zimą. Nie dziwi, że boli kręgosłup po niezaplanowanej drzemce w pozycji pijącej żyrafy.
I tak jedziemy, jedziemy.
I nie wiem, dokąd jadę i mało mnie już obchodzi.
I powiedzcie, co w tym wszystkim jest, że przychodzi jednak nowe zdziwienie, ekscytacja i chęć. I nagle znowu pojawia się ktoś, na którego ramieniu chce się przypadkiem zasnąć. Dlaczego w tym mule przyzwyczajeń nagle gaszę światło lewą ręką. Z którego otworu w ścianie wylatują przełamania schematów i te szybkie cięcia stereotypów. Nawet, gdy nie chce się już rozmawiać, będąc znużonym podróżą, dlaczego tak dobrze milczy się z niektórymi. Skąd biorą się te wspaniałe dni, w których nie dzieje się nic wspaniałego, a wciąż są wspaniałe. Skąd bierze się ta chęć i siły do pracy, by opłacać nowe bilety? Ciekawi mnie to i głęboko intryguje. Jadę jakimś pociągiem życiowej hipokryzji, która, bez wątpienia, cholernie przyciąga. Momentami. Krótkimi momentami, ale przyciąga.
Czasem myślę... nie. Często myślę, dokąd, z kim i w jakim stanie dojadę. Na razie jadę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Orkiestra nurtu rzecznego
Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...
-
Stara cerata w biało-czerwoną kratkę. Pomarszczona na stole, postrzępiona na brzegach. Wycierana przez babcię gąbeczką kilka razy dziennie. ...
-
Najświeższe wspomnienie o dniu Wszystkich Świętych w blasku choinek i ozdób bożonarodzeniowych. Tylko 24 godziny w dobie. Za mało. Tylko m...
-
I choćby nie wiem, co mówili ludzie, choćby nie wiem, co wymyślały najbardziej kolorowe środowiska - nie mogą mężczyźni żyć bez kobiet, a ko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz