sobota, 30 maja 2015

Sonar Soul.

Może sens wszystkiego nie jest wypisany wytłuszczonym drukiem.
Może trochę trudu włożyć trzeba.
Może czasem sensem jest jego szukanie.

***
Słońce potrafi razić nawet przez zamknięte powieki.
Interpretuj.


Wtedy, kiedy wydaje się, że życie już niczym nie zaskoczy, BUM! I zaskoczyło.

piątek, 29 maja 2015

Efekt tupotu małych nóżek.

Wszystko takie przemyślane, ułożone. Teraz kariera, potem dzieci.
Teraz jestem własnym bogiem. Ja ustalam. Teraz lubię to, potem może tamto.
Ja tu rządzę. 
Szukam mieszkania bez efektu tupoty małych nóżek. Z góry. Żeby zapewnić sobie spokój.
Zwierzę? Nie. Może za 50 lat.
Wyjazd do rodziny na wieś, na wakacje, przy zwykłym kompocie i kotlecie twardym jak podeszwa. Tak po prostu, żeby pobyć z najbliższymi? Nie. Najpierw na Kanary.
Teraz nie mogę spotykać się z tym, bo tamten pomyśli, że ten, to nie ten.
Potem spotkam się z tamtym, by udowodnić temu, że tamten, to jednak tamten.
Uczucia? Tak, uczyli mnie o nich w szkole. To jakieś przepływy elektryczne w naszym mózgu, prawda?
Chyba muszę wymienić komputer. Ostatnio koledzy z pracy kupili nowsze. Od początku wydawało mi się, że ten mój, choć całkiem nowy, jest jakiś nieodpowiedni.
Sprzątanie sprawia mi frajdę, lubię w ten sposób odpoczywać - tak mówię koleżankom. Wiadomo, że brudną robotę odwala sprzątaczka, przecież nie bulę na nią tyle bez powodu.
Poza tym, da się wymienić sąsiadów? Ile kosztuje taka transakcja? Ostatnio jeden z nich chodził w jakichś tanich dziwnych butach. Wiocha. Oby tylko nikt nie zobaczył mnie, jak wychodzę z nim z jednej klatki.
Wspominałem już coś o rodzinie? Tak, kiedyś na pewno ją odwiedzę.
Matka ostatnio dzwoniła. Nieee, nie rozmawialiśmy. Po prostu dzwoniła. Jak zwykle, jakieś 6 razy z rzędu.
Oddzwonię. Mówiłem już, że oddzwonię?
Oczywiście w pracy wszystko na wczoraj.
Wszystko na wczoraj.
A starość? Może akurat nie przyjdzie... 





EGOIZM TYLKO BURZY. TYLKO BURZY.




piątek, 15 maja 2015

I dalej nie rozumiem...



Dość ważna noc. Mija dwa lata od kiedy zaczęłam tworzyć to miejsce.
Miejsce to tylko jest symbolem. Minęło już trochę czasu, od kiedy uświadomiłam sobie w pełni, że nie potrafię żyć inaczej, jak tylko w swoim chaotycznym, artystycznym świecie. Nigdy przez nikogo do końca nie poznanym. Znam go tylko ja i Bóg.
Nazbyt emocjonalne i sentymentalne moje wnętrze, za głębokie.
Od czasu założenia bloga, tyle obserwacji, tyle zmian we mnie, tyle dobra i trudności.
I to niewytłumaczalne uczucie pisania tu bez przygotowania. Bez pomysłu, bez pisania na brudno, bez planów. To uczucie, kiedy przez tak trudne chwile w szkole średniej, nocami, przy muzyce, mogłam siadać i po prostu pisać...
Może to banalne, może głupie, może dziecinne, może nic nie daje... Nic? Mi osobiście pozwala rozlewać się, gdy jestem przepełniona. Tak niewiele, a tak sporo.

Czytając poprzednie wpisy, sprzed roku, często odbieram je, jakby pisał je ktoś inny. Po prostu ich nie znam. Nie pamiętam. Dlaczego? Dlatego, że były pisane pod wpływem impulsu. Właśnie.
Tylko to, co zaczyna się pod wpływem 'tego czegoś' ma u mnie sens.

Co po dwóch latach? Karcę się z lekka. Zmieniam się tu. Zmieniam się tu, w mieście, na studiach, bo wszystko jest obce i "niemoje". Trudno tu być sobą, pielęgnować swoją wrażliwość. Nerwy, zbyt szybki ciąg zdarzeń itd. próbują zabić we mnie moje ja. Muszę je bronić! Postanawiam je bronić!
Trudno sprawić, by cały twój świat nieodłącznie związany z ludźmi i miejscami, przenieść w inne miejsce i nadal czuć się sobą.
Skazanie na budowę od nowa. Czy chcę, czy nie.
Zbuduję. Zbuduję nowy dom myśli i wrażeń, jednak ciągle na tych samych fundamentach. Najpierw tylko nauczę się zmieniać.
Będę tu. W wyimaginowanym kuferku. Nawet jeśli kiedyś przepadnie, zniknie. Będę.

Ciągle mocno szukam siebie i zawsze pragnę większej głębi. Trudno tu rozmawiać z ludźmi, którzy w większości są dziwnie płytcy. Ja lubię oderwać się od ziemi. Popatrzeć z góry.


***
Kiedyś.
Kiedyś wszystko bolało. Ciało było obolałe.
Coś rozpierało je od środka. Każdy ruch powodował ból.
Potem nastąpił wielki przełom.
To dusza pełna muzyki rozpierała tkanki.
Żywe tkanki, ciało.
I nadszedł ten moment. Rozerwała je na strzępy!
Tak. Kiedyś moja dusza napęczniała muzyką i pięknymi uczuciami rozparła ciało. Przedarła i raniąc jeszcze bardziej poczuła się wolna. Nauczyła się wychodzić, by polatać wokół. By poczuć wolność.
Pragnie dzielić się tym co ma z innymi wokół, ale ciągle wraca w wielkim żalu, bo nikt nie rozumie.
Jest sama. Jest moja.

Kiedyś, pewnej nocy, dusza przedarła się z wnętrza ciała. Rozpulchniła je, raniła.
Potem nauczyła się wracać. Bo czasem trzeba. Bo przyziemność. Bo obowiązki. Bo żyć trzeba.
Ciało, tak często naruszane przez wyrywającą się duszę zabliźniało się w wielu miejscach.
Zabliźnione tkanki są mniej elastyczne, mniej podatne. Dusza potrzebuje jeszcze więcej siły, by je rozpruwać.

I żyję tak dotąd. Przez chwilę przyziemnie. Wtedy kiedy trzeba. Wtedy kiedy wnętrze tak mocno napiera na ciało. Od środka, boleśnie. Urażając rany, powodując smutek. Tak trudno być szczęśliwym, gdy jest się przyziemnym.
W końcu przychodzi ta chwila, że wnętrze może wyjść.
Ciągłe przemiany.
Jak czar, który działa tylko w dzień. Nocą się kończy.
Dar i przekleństwo w jednym. A może zadanie?

Kiedyś po raz pierwszy muzyka w w środku przedarła ciało.
Dziś przedziera co dzień.
Czasem nie w porę. Czasem burzy porządek dnia.
Jaki porządek? W moim życiu nigdy nie było porządku.

Tak trudno żyć w dwóch miejscach na raz.
A jednak. Da się.
Trzeba...




***
Jak dobrze, że to co w nas nie jest jak para wodna. Nie ulatnia się małym otworem, małym pominiętym skrawkiem. Dobrze, że potrzebuje rozpychać się na boki, niszczyć przy tym przyziemne ciało. Dzięki temu, czujemy, że żyjemy. Coś nami wzdryga.

Dobrze, że jest garść ludzi, którzy przeżywają to.
Ludzi, których dusze jeszcze żyją.

***
Zbyt dużo myśli, zbyt mało słów.
Dobrze, że jest jak jest.
Dobrze jest kochać.

***
A co do życia... Może kiedyś?
Czekam, staram się.

Dziękuję.






Czego tylko jestem pewna?
Zagmatwanie i bezsens. ~ Ludzie.
Właśnie. Tylko ludzie.
Lecz Bóg wie, co robi.
Tak, tego jestem pewna bardziej niż tego, że wszyscy umrzemy.
Bóg wie co robi.








poniedziałek, 4 maja 2015

Umiejmy.

Tylko pająk może iść po swojej pajęczynie. Inne stworzenia przyklejają się do niej.
Dla niego jest domem, dla innych więzieniem.

Każdy musi mieć własną pajęczynę.
Jak ją utkać? Trudno.
Ostatnio tak wiele obcych pajęczyn wokół. Nie lada sztuka ich uniknąć.
Gdzie znaleźć przyczep dla własnej? Jak ją zbudować?

***
Niektóre uśmiechy nigdy się nie nudzą.
Są rzeczy, które nigdy się nie nudzą.
Tak ma być.

***




Proszę, niech maj trwa! Niech trwa!
Dla nas tutaj. Takich niewiedzących co zrobić.
Takich bezradnych, zagubionych. Takich z niedokończonymi słowami na języku, nieprzemyślanymi w głowie.
Takich bezstronnych i stronniczych. Takich zabieganych, biegających za niczym.
Takich ciągle na coś czekających, wątpiących, by zaraz wierzyć. Wierzących, by zaraz zwątpić.
Niech maj trwa.
Niech ogrom nowego życia, które wychodzi ze wszystkich zakamarków odbija swoje piętno w naszych obumarłych czeluściach.
Niech maj trwa w naszych bólach głowy i naszym : nie-chce-mi-się.
Niech zakwita delikatnie nie czekając na zaproszenie.
Niech maj nawiedza nas swoją pełnią.
Niech trwa dla nas takich ponurych, udających, że lubimy wiosnę, lecz nie patrzących wokół.
Niech trwa jeszcze mocniej.

Wiosna jest dla nas.
Umiejmy to widzieć.
Aż mocniej chce się kochać, aż mocniej chce się chcieć.
Rozejrzyj się!
Nie cel niech będzie celem, a droga do celu - celem najważniejszym.
Niech maj trwa.





Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...