piątek, 15 maja 2015

I dalej nie rozumiem...



Dość ważna noc. Mija dwa lata od kiedy zaczęłam tworzyć to miejsce.
Miejsce to tylko jest symbolem. Minęło już trochę czasu, od kiedy uświadomiłam sobie w pełni, że nie potrafię żyć inaczej, jak tylko w swoim chaotycznym, artystycznym świecie. Nigdy przez nikogo do końca nie poznanym. Znam go tylko ja i Bóg.
Nazbyt emocjonalne i sentymentalne moje wnętrze, za głębokie.
Od czasu założenia bloga, tyle obserwacji, tyle zmian we mnie, tyle dobra i trudności.
I to niewytłumaczalne uczucie pisania tu bez przygotowania. Bez pomysłu, bez pisania na brudno, bez planów. To uczucie, kiedy przez tak trudne chwile w szkole średniej, nocami, przy muzyce, mogłam siadać i po prostu pisać...
Może to banalne, może głupie, może dziecinne, może nic nie daje... Nic? Mi osobiście pozwala rozlewać się, gdy jestem przepełniona. Tak niewiele, a tak sporo.

Czytając poprzednie wpisy, sprzed roku, często odbieram je, jakby pisał je ktoś inny. Po prostu ich nie znam. Nie pamiętam. Dlaczego? Dlatego, że były pisane pod wpływem impulsu. Właśnie.
Tylko to, co zaczyna się pod wpływem 'tego czegoś' ma u mnie sens.

Co po dwóch latach? Karcę się z lekka. Zmieniam się tu. Zmieniam się tu, w mieście, na studiach, bo wszystko jest obce i "niemoje". Trudno tu być sobą, pielęgnować swoją wrażliwość. Nerwy, zbyt szybki ciąg zdarzeń itd. próbują zabić we mnie moje ja. Muszę je bronić! Postanawiam je bronić!
Trudno sprawić, by cały twój świat nieodłącznie związany z ludźmi i miejscami, przenieść w inne miejsce i nadal czuć się sobą.
Skazanie na budowę od nowa. Czy chcę, czy nie.
Zbuduję. Zbuduję nowy dom myśli i wrażeń, jednak ciągle na tych samych fundamentach. Najpierw tylko nauczę się zmieniać.
Będę tu. W wyimaginowanym kuferku. Nawet jeśli kiedyś przepadnie, zniknie. Będę.

Ciągle mocno szukam siebie i zawsze pragnę większej głębi. Trudno tu rozmawiać z ludźmi, którzy w większości są dziwnie płytcy. Ja lubię oderwać się od ziemi. Popatrzeć z góry.


***
Kiedyś.
Kiedyś wszystko bolało. Ciało było obolałe.
Coś rozpierało je od środka. Każdy ruch powodował ból.
Potem nastąpił wielki przełom.
To dusza pełna muzyki rozpierała tkanki.
Żywe tkanki, ciało.
I nadszedł ten moment. Rozerwała je na strzępy!
Tak. Kiedyś moja dusza napęczniała muzyką i pięknymi uczuciami rozparła ciało. Przedarła i raniąc jeszcze bardziej poczuła się wolna. Nauczyła się wychodzić, by polatać wokół. By poczuć wolność.
Pragnie dzielić się tym co ma z innymi wokół, ale ciągle wraca w wielkim żalu, bo nikt nie rozumie.
Jest sama. Jest moja.

Kiedyś, pewnej nocy, dusza przedarła się z wnętrza ciała. Rozpulchniła je, raniła.
Potem nauczyła się wracać. Bo czasem trzeba. Bo przyziemność. Bo obowiązki. Bo żyć trzeba.
Ciało, tak często naruszane przez wyrywającą się duszę zabliźniało się w wielu miejscach.
Zabliźnione tkanki są mniej elastyczne, mniej podatne. Dusza potrzebuje jeszcze więcej siły, by je rozpruwać.

I żyję tak dotąd. Przez chwilę przyziemnie. Wtedy kiedy trzeba. Wtedy kiedy wnętrze tak mocno napiera na ciało. Od środka, boleśnie. Urażając rany, powodując smutek. Tak trudno być szczęśliwym, gdy jest się przyziemnym.
W końcu przychodzi ta chwila, że wnętrze może wyjść.
Ciągłe przemiany.
Jak czar, który działa tylko w dzień. Nocą się kończy.
Dar i przekleństwo w jednym. A może zadanie?

Kiedyś po raz pierwszy muzyka w w środku przedarła ciało.
Dziś przedziera co dzień.
Czasem nie w porę. Czasem burzy porządek dnia.
Jaki porządek? W moim życiu nigdy nie było porządku.

Tak trudno żyć w dwóch miejscach na raz.
A jednak. Da się.
Trzeba...




***
Jak dobrze, że to co w nas nie jest jak para wodna. Nie ulatnia się małym otworem, małym pominiętym skrawkiem. Dobrze, że potrzebuje rozpychać się na boki, niszczyć przy tym przyziemne ciało. Dzięki temu, czujemy, że żyjemy. Coś nami wzdryga.

Dobrze, że jest garść ludzi, którzy przeżywają to.
Ludzi, których dusze jeszcze żyją.

***
Zbyt dużo myśli, zbyt mało słów.
Dobrze, że jest jak jest.
Dobrze jest kochać.

***
A co do życia... Może kiedyś?
Czekam, staram się.

Dziękuję.






Czego tylko jestem pewna?
Zagmatwanie i bezsens. ~ Ludzie.
Właśnie. Tylko ludzie.
Lecz Bóg wie, co robi.
Tak, tego jestem pewna bardziej niż tego, że wszyscy umrzemy.
Bóg wie co robi.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...