czwartek, 31 lipca 2014

Niepełnosprawny.

Mały kamyk. Po tych latach jego czubek tylko.
Wbity w ziemię. Tyle widział, tyle odczuł.
Tyle pokoleń ujrzał, tyle słów usłyszał.
Tak sędziwy kamień, doświadczony.
Tylko skała, nie ma duszy. Tyle widział.

Albo drzewo. Tyle pokoleń wiatrów zapisane w osobnych słojach.
Krzesłem się stało, tyle pokoleń na nim się wsparło.
Z niego kratka konfesjonału, tyle słyszała.
Tylko drewno, nie ma duszy. Tyle słyszało.

Mała ścieżka, wydeptana, tyle właścicieli miała.
Czyja teraz? Już państwowa. Tyle stóp nosiła śmiało.
Kiedyś powódź unosiła, potem dziecko porzucone,
Ktoś je znalazł i przygarnął, ona z dzieckiem się cieszyła.
Wydeptana, jak klepisko, lecz uważna, widzi wszystko.
Tylko ścieżka, nie ma duszy. Tyle widziała.

Albo woda ze strumienia. Ciągle płynie, ciągle zwiedza.
Najpierw deszczem słonym była,
Potem w ramiona koryta wstąpiła.
Odżywiła kwiatów wiele, dzieciom dała orzeźwienie.
I przyjęła w siebie krople, te czerwone, krew przelaną.
I słyszała szum zabawy i płynęła przez udrękę.
Bo nie w latach ją oceniać, wiek wiekami zaś się chlubi.
Tylko woda, nie ma duszy. Tyle przeżyła.

Nagle człowiek, duszy pełen. Rodzi się z wachlarzem zmysłów.
Ale cóż to, on nie widzi?
Ślepy, głuchy, na nic nie czuły.
Zmysły ignorując jakby, idzie szybko naprzód.
A to niewidzenie chore, tak przewlekłe.
Przecież nieuzasadnione.
Aż człowiek, z duszą prężną. Nic nie przeżył. Nie chciał.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...