Jedziemy pociągiem, w którym troszczymy się o wszystko.
O siebie, o nią, o niego, o nich.
O otoczenie, wygodę, zdrowie, świeże powietrze.
Jedziemy tak szybko, że tracimy rachubę czasu, miejsca i przestrzeni.
Jedziemy wszyscy. Tak, wszyscy razem, może tylko w innych wagonach.
Ci w lepszych myślą, że są tam, bo są lepsi. Nie wiedzą, że po prostu zostali tam wrzuceni.
Równie dobrze mogliby wpaść do innego. Z tej samej gliny by byli.
Duzi troszczymy się o małych, mali jesteśmy zapatrzeni w dużych.
I mkniemy bez opamiętania.
Trochę nie mamy wyjścia, bo trudno wyskoczyć z tak szybko pędzącej maszyny.
Niektórzy wyskakują. Potem chowa się ich za bramami.
Troszczymy się całym sercem o wszystko i wszystkich. O siebie najbardziej.
Jedziemy z dużym ładunkiem alkoholu. Nie tylko alkohol jest na pokładzie.
Niektórzy twierdzą, że wszystko to pomaga, gdy dotrą do granic tej szalonej troski. Mówią, że pomaga wrócić do jej stabilnego poziomu. Inni piją, by po prostu lepiej znieść turbulencje.
Tory nie są równe i każdy o tym wie.
Nie znamy zawartości ludzkiej wagonów, które są najbliżej naszego.
Nie uchylamy też okien, bo to niebezpieczne.
Mkniemy pod wiatr, chociaż pewnie nawet o tym nie wiemy.
Opracowaliśmy dobry system wentylacji. Wewnętrzny. Z własnym powietrzem, sterowanym przez nas.
Czasem donoszą jakieś jedzenie. Mało kto już dziękuje.
Wszyscy twierdzą, że znają maszynistę. Ci, którzy go znają, są za nim, a którzy są przeciwko - też go znają. Im wszystkim się tak wydaje. Głosują na niego, albo na jego kolegę, tak losowo, na przekór tym z wagonu obok. I jadą dalej. Większość z nich nie zauważa, że każdy maszynista wiedzie ich po tych samych torach, w tym samym kierunku. Wektora głosowaniem nie zmienią. Ten, który wygra ma po prostu trochę większą, do niczego niepotrzebną wypłatę, niż ten, który siedzi obok i czeka na swoją kolej.
Oni nawet nie wiedzą, ile osób mają za sobą i za kogo są odpowiedzialni.
I jedziemy tak dalej, zwracając uwagę na zasłonki przy oknach. Patrzymy w te zasłonki, z tą troską w głowie. Nie patrzymy za okno. I jedziemy wszyscy z zafiksowaniem w głowie, które nigdy nie osadza się tam, gdzie powinno.
Nie osadza się na celu. Po prostu jedziemy. Jedziemy, bo się jedzie.
Się jedzie.