Wiedziałbyś, gdzie wysiąść?
Gdybyś wysiadł, wiedziałbyś gdzie jesteś?
Czy na pewno znasz swoją codzienną trasę?
Jeden wielki automatyzm, a my w nim, jak woda kręcąca się w wirze, gdy ucieka do odpływu.
Na północ od równika w jedną stronę, na południe - w drugą.
My też.
Rano w jedną stronę, wieczorem w drugą.
Byle spłynąć.
Czy wiem, że wiosna schodzi codziennie o jeden schodek niżej, by do nas dotrzeć? Czy może zjeżdżam na krytej zjeżdżalni od stycznia, całkiem obok? W ciemnej rurze, w której nie słychać kroków.
Może nawet, gdyby nie zmieniać miejsc przystanków, nie wiedziałbyś, gdzie wysiąść, gdyby ktoś zmienił same nazwy?
W trampkach od grudnia do grudnia, z domowego garażu wprost do podziemnego pod pracą.
W tych samych trampkach.
Z przetartą dziurą w podeszwie, choć boli, gdy idziesz.
Trampki na cztery pory roku i brak przystanków po drodze.
Jakoś tak wygląda to w praktyce.
A w metrze takie piękne widoki za oknem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz