Tyle różnych sfer w jednym człowieku, w grupie, w całym społeczeństwie. W ciągu dnia codziennego i na przestrzeni dłuższych okresów. O, jak wiele razy na to wszystko patrzyłam, tylko dlatego, że MUSIAŁAM się wszystkiemu przyjrzeć. Musiałam, bo przymuszało mnie do tego coś, co we mnie jest. Do dziś nie wiem, co to. Patrzę na, nawet bliskie, osoby i widzę, jak wiele rzeczy przyjmują, ot tak. Chciałabym tak umieć. Przyjąć coś, bo tak. Bo tak jest, tak się robi, taka kolej rzeczy.
Wszystkie, nawet najmniejsze rzeczy, mają czasem znaczenie. Przemawia przeze mnie jakaś głęboka sentymentalność i ciągłe zawieszenia wzroku. Nawet tego wzroku duszy. Wszystko jest pamiętnikiem i wszystko jest wpisem do niego. Wszyscy wokół są tak potrzebni i niepowtarzalni. Tak nieprzezbyci, uparci, zatopieni w swoich światach. A ja patrzę na nich. Są jak przymusowe rozpraszacze, w moim świecie, na którym się skupiam, nad którym muszę tak bardzo się pochylać, żeby go utrzymać w ryzach. Żeby to jakoś szło. A jak już się rozproszę, to wracam potem z trudem do ogarniania. I tak ciągle. I tyle jest chcenia, żeby robić coś dobrze, systematycznie, poświęcić się temu. Ale przecież wokół tyle zamieszania! Tyle zaskakujących rzeczy, dla których potrzeba wieeeele czasu, by je rozkminić.
I tak. Cóż począć z fuzją duszy artystycznej i analitycznej?
A z wiekiem, choć analiz jest wiele, stają się tak rozległe (i to w trzech wymiarach), że aż trudno je zapisać. I im więcej doświadczeć, im więcej suchych obserwacji, czy też emocjonalnych przeżyć, tym częściej wszystkie analizy układają się w coraz to bardziej syntetyczne wiersze.
I są dni, gdy wszystko jest wierszem.
Krótką aprobatą, wykrzyknieniem nieokreślonych emocji, ironiczną przyśpiewką czy najzwyklejszą satyrą. Czasem powierzchownie, dla żartu, bo tego wymaga smutne niekiedy życie. Czasem głęboko, tak, że nawet nie da się tego zinterpretować.
Idę po ziemi w ciężkich butach.
W topornych, ciągnących w dół tak, jak gdyby wypełniał mnie hel, a one były obciążnikami.
Idę tak, że robię to prawie przez całą dobę. Trzymam się kursu i staram się nie wzlatywać.
Lecz cóż....
Dusza i myśli nie mieszczą się w butach.
I uciekają.
Bo jak tu nie uciekać, gdy są kwiatki na niebie.
Kwiatki i statki
I inne przypadki,
W które i tak nikt nie uwierzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz