środa, 13 czerwca 2018

Nocna ławka i diagnostyka zapętleń

W skali dnia jest tego dużo, w skali życia więcej. Tyle się tworzy w nas zawiłości, przemyśleń, natchnień, wrażeń, nadziei, problemów, ambicji, tęsknot, nieporozumień, poczucia winy, radości i bezsilności.
Wszystkie te zapętlenia ważą odpowiednio i przytłaczają umysł. Przytłaczają mi serce. Tak jest tu na ziemi. Tak jest każdego dnia.
Wielki zapętlony kołtun pływa we mnie jak płód, który nigdy nie może się urodzić. Jest nieregularny i każdego dnia przybiera inną pozycję. Czasami jego środek ciężkości znajduje się w takim miejscu, że jakoś lżej iść. Czasami ciągnie do przodu jak parkinsonika.

Kilka lat temu, podczas nudnych zajęć, znajoma zapytała mnie niespodziewanie: co zrobić, żeby iść jakoś prosto? Co zrobić, by żyć tu i teraz mimo wszystkich przeciwności i trudności? Nie znałam odpowiedzi, ale automatycznie wyobraziłam sobie to wizualnie. Narysowałam jej.

Wszystkie te zapętlenia są w nas, są naszą częścią, ALE nie są nami. Wszystko, choćby nie wiem jak mocno się wrosło w nasze tkanki - przemija. Coś co w nas, nie jest nami.
Ja też tęsknię, ja też cierpię, ja też nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Tak bardzo wszystko się we mnie kłębi i kotłuje. Lecz cóż...
Przystaję, na chwilę wyciągam wszystko z siebie, staję obok i patrzę.
Patrzę z boku.
To tylko zaplątane nici doświadczeń, zewnętrznych problemów i wewnętrznych odczuć z nimi związanych. Dzisiaj takie, jutro inne.
Staję obok i przez chwilę patrzę na nie, jak na nieujarzmione dziecko, niesforne zwierzątko.
Tu jest klucz.
Dystans.
Tak trudny i tak nierealny do osiągnięcia.
By stanąć obok, potrzeba czasem pomyśleć o swoich przeszłych wnętrznościach. Nie tak dawno jeszcze wyszarpywały ci tkanki, odbierały chęć do życia, pobudzały nocą śpiący mózg, zacierały oczy. Były jak nowotwór karmiony twoją krwią. A dzisiaj? Nawet nie wiesz, kiedy zmienił się skład twoich zapętleń.
Wszystko szybko przemija.

Staję obok, choć wiem, że zaraz będę musiała wrócić, wrzucić je z powrotem w siebie i iść dokąd szłam. Idę jednak inna, po biopsji.

Z daleka wszystko wydaje się mniejsze. To, co cię dusi, położone obok - śmieszy.
Śmieję się z problemów. Czym one są?
Unoszę z powrotem i, choć bolą, dają się nieść.
Na etykiecie moich zapętleń wyczytuję wagę znacznie niższą niż się spodziewałam.

Często staram się wyciągnąć z siebie wszystko, położyć obok ławki, na której przesiaduję nocą, pobyć chwile w błogiej lekkości, by znowu wziąć, co moje i iść.
Warto czasem na takiej ławce usiąść z kochaną osobą, by móc się wymienić swoimi zapętleniami. By je wzajemnie przeanalizować.

Przyjaźń jest cenna. Miłość jest cenna. To one obniżają wagę wszystkiego.
Wagę najcięższych powrozów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...