piątek, 29 grudnia 2017

Waga urodzeniowa

Północ. Poświata choinek w pięciowiecznym drewnianym kościele. Jeszcze ciemno. Początek pasterki. Każdy śpiący po wigilii. Półmrok sprzyja ziewaniu, pełny brzuch - senności. Każdy jednak cieszy się na swój sposób. Jedni ze spotkań rodzinnych, inni z tego właśnie pełnego brzucha. Część wiernych próbuje jednak, nieudolnie - bo po ludzku, cieszyć się przyjściem Jezusa Chrystusa. Patrzą na drewnianą szopkę, na figurkę małego Jezuska, którą kapłan zdążył przenieść przez całą długość kościoła w świątecznej procesji. Jednym miło na myśl o bajce o Maryjce, Józefku i Jezusku, bo opowieść tę znają od najmłodszych lat. Przypomina im się dzieciństwo. Czekali cały adwent. Codziennie zjadali jedną czekoladkę z adwentowego kalendarza, zbierali obrazki na roratach.
Miło tak wyrwać się z tej codzienności do tych przytulnych wspomnień. Uśmiechnąć się tak pod nosem, czasem pod wąsem, by przypadkiem nikt nie zauważył.
Inni, wszedłszy wcześniej bardziej świadomie w istotę adwentu, próbują powitać Jezusa, który przychodzi też dzisiaj. Przychodzi - cokolwiek to znaczy.
Czczą Go jako Dziecię, czczą Go jako teraz obecnego wśród nas, czekają na powtórne przyjście. Kilkoro z nich może naprawdę chciałoby, by paruzja nastąpiła teraz. Większość o tym nie myśli, a ci, którzy myślą - boją się. Boimy się, bo każdy bałby się złodzieja. Jezus nie będzie dla nas jak złodziej, którego się boimy, tylko wtedy, gdy będziemy Go znać. Nie balibyśmy się, gdybyśmy czekali na Kogoś, kogo znamy, kochamy. Za kim tęsknimy.
Ilu z nas tam tak czekało?

Tak głośno wybrzmiało "Chwała na wysokości Bogu", świątynia rozbłysła światłami, a my nadal w większości uśmiechamy się do drewnianej figurki bobasa. Czekamy trochę na sen, bo dzień przygotowań dał w kość niejednemu. Im żwawiej osoba obok śpiewa kolędy, tym bardziej chce nam się śpiewać. Śpiewamy z uniesieniem. Ciekawe, czy wszyscy mają w intencji uwielbienie Przychodzącego. Ciekawe, ilu z nas ma w sobie krztę autentycznej wdzięczności za to, że kiedyś przyszedł.
Uśmiechamy się do figurki.

Homilia. Ksiądz Proboszcz skończywszy czytanie Ewangelii, staje przed nami. Musi coś powiedzieć. Słowa Ewangelii opowiedziały historię, której mało kto słuchał. Przecież wszyscy to znamy od tylu lat. Trochę śpimy. Nadal uśmiechamy się do figurki. Pięknie, naprawdę pięknie przystrojona w tym roku nasza świątynia. Jest przytulnie i odświętnie. Cóż, ksiądz już mówi. Chcę słuchać. Ciekawi nas, co On może dopowiedzieć do tych wszystkich treści, które otaczają nas w ostatnie dni. Co powie? - że żłóbek, że uniżenie, że cud przyjścia, że początek dzieła zbawienia, że pokora, że Bóg - Człowiek, że odwaga Józefa, że oddanie Maryi, że trudne warunki, że podziw, że dziękczynienie. Wszystko to pewnie powie. Padnie pewnie też jakiś slogan o narodzeniu w naszym życiu, dzisiaj. Pójdziemy potem do domu, bo jutro przecież trzeba siedzieć przy stole pełnym przysmaków i świętować. Świętować rozmowy o polityce, świętować nadmiar jedzenia i czasem fałszywą uprzejmość.

Nie. Ksiądz w tym roku postanowił postawić nas przed życiowymi faktami.
Jakieś przebudzenie.
Nie mówił o historycznym Jezusie. Mówił o Dziecku.

Mówił, że największe zmiany i dojrzałość w życiu człowieka przychodzą wtedy, gdy pojawia się dziecko.
Jesteśmy gośćmi, odwiedzamy świeżo upieczonych rodziców. Uśmiechamy się do żywej figurki, gratulujemy, nawet szczerze się cieszymy i wychodzimy. Mamy przecież swoje sprawy i swoje życie.
A co wtedy, gdy dziecko jest nasze?
Pierwsze chwile w szpitalu cieszą. Przygotowania napawały optymizmem.
Narodziny kończą się w końcu, a pierwsze dni życia są tylko pierwszymi dniami. Spośród wielu.

Pytał: "czy przyjmujesz Dziecko?".
Z całą jego wagą urodzeniową. Z tym, że będzie potrzebowało twojego CZASU, UWAGI i ODDANIA już do końca twojego życia.
Idziesz do pracy, wiesz, że masz dziecko. Idziesz na uczelnię, wiesz,że masz dziecko. Budzisz się w środku nocy, wiesz, że masz dziecko, a śpiąc nawet, śpisz jakoś mniej głęboko, bo świadomość o twojej odpowiedzialności napawa cię drżeniem.
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu?

Czy w to Boże Narodzenie przyjmujesz Dziecko?
Krzyczysz: przyjdź Panie Jezu!
Chcesz tego?
Kiedy przyjdzie, będziesz musiał Go wziąć na ręce i iść wszędzie tam, gdzie dotąd chodziłeś.
Do tych samym toksycznych środowisk, do tych samych tłocznych miejsc.

Mała figurka, w którą tak się zapatrzyłam, nie jest żadną figurką.
Jest Dzieckiem, które narodziło się nie bez powodu. Co więcej, jeśli by się nie narodziło, sama bym nie żyła.
Dziecko to waży wiele. Dzisiaj jakoś jeszcze więcej.

Nie widzę już choinek. Nie patrzę już nawet na figurkę.
Czuję, że dzisiaj, tutaj, teraz, przyszłam, by wziąć na ręce Dziecko.
Czystą, szczerą Miłość, która wiele waży, a bez której nie można żyć.
Oplata szyję swoimi Najświętszymi Rączkami, a mi miękną nogi.
Czy ja chcę Je ze sobą zabrać?
Czy umiem odpowiedzieć Mu na Jego miłość?
Czy potrafię tak bardzo się uniżyć, jako On sam dla mnie?
Czy potrafię kochać innych, jak On mnie, chociaż, według mnie, na to nie zasługują, tak jak ja nie zasługuję na Jego kochanie?
Czy potrafię nie wstydzić się Go wśród innych?
Czy potrafię wyrzec się wielu rzeczy, czego wymaga Noworodek?
Czy umiem trwać w adwencie cały rok? Tak właśnie, wziąć na siebie nieprzespane noce, których wymaga roratnie, dopiero co urodzone Dziecko?

Nie wiem.
Naprawdę nie wiem.
Nie wiem, czy chcę mieć Dziecko.
Wiem jednocześnie, że nie wyobrażam sobie bez Niego życia.


Ostatnia już kolęda wybrzmiała w świątyni, a my wychodzimy.
Wychodzimy na zimny, ciemny świat, by po nocy usiąść i świętować.
Dalej tu, na ziemi.
Z ludźmi, którzy - jacy by nie byli - trzymają, bardziej lub mniej świadomie, na rękach Dziecko.
Może chociaż przez chwilę usiądą z Nim przy stole.
Może nie zapomnimy zabrać Go po świętach do domów?
Może nie zapomnimy trenować duszy, umysłu, świadomości i ciała, by go unieść?
By nieść Go, w tak gęstej, topornej atmosferze, która ma na Niego uczulenie?
Obym nie zapomniała.
Obym nigdy nie zapomniała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...