W co my brniemy?
Mylą mi się ważności.
Mylą mi się dystanse.
Mylą mi się imiona.
Imiona tego, co bliskie z tym, co przecież obce.
Gdzie kończy się obcość a zaczyna bliskość?
Wszystkie nieważności, wszystkie okruchy składają się na wypiek. Całe nasze życie, czasem marna posypka, gdzie trudno znaleźć stały ląd, czasem zakalec, przez który trudno przebrnąć. Czasem puszysty biszkopt, o który odbijamy się z taką lekkością. Zawsze jednak z drobnostek. Nieważnych? Skoro cały wypiek jest ważny, każdy okruch ma takie samo znaczenie. Zakupy bez listy, zgubiony bilet, zapomniany telefon, szybkie niespodziewane spotkanie, zanikanie byłych dusz, zjawienia nowych, bliskość nowych. Zachodzenie starości na nowość i ten bezmiar półkolorów. Półtonów.
Wszystkie plecione głupoty, jak wianki na Wiśle płyną. Płyną i nawet nie wiesz kiedy budują stały ląd. Życie. Wszystko ma sens.
Tylko dlaczego tak trudno w tym wszystkim się odnaleźć?
Nieskończone dzieciństwo, rozpoczęta, nie wiadomo kiedy, dorosłość.
Cztery etapy życia na raz. Nie. Nie ma etapów.
Głęboka tożsamość, ta już odnaleziona i wypracowana w zderzeniu z nowymi, skrajnie innymi.
Nieodkryta.
Wieś w mieście i miasto we wsi.
Muzyka w sercu, odbita od ludzkich skał.
To co wewnątrz rozdarte z tym, co na zewnątrz, ale spójne.
Serce wszystko łączy.
Serce łączy obcości.
Serce łączy czasy.
Serce łączy oboczności.
Serce łączy skrajności.
Serce łączy niewiadome.
Już teraz wiem. Zagubiona, a kochająca - nie jestem zagubiona.