środa, 19 kwietnia 2017

"Jestem smutna, niewesoła, bo pisać nie umiem."

Pewnie chciałoby się popisać o tym co jest, co właśnie było.
O domu, o Wielkanocy, o przyjaciołach i tradycji.
O wiośnie, która czasem bawi się w zimę i swoich nowych przeżyciach.
Może jakiś wiersz, albo nostalgia.
Tak. Wielkanoc tu była. Wiele przeżyć. Znowu nowe spojrzenie, Przyjmowanie zmartwychwstania.
Tak. Były też inne przeżycia. Były inne wydarzenia.
Jakoś dziwnie życie miesza ze sobą wątki.
Z profilu jest jak fala, ale jakaś nieregularna.
Tak jak serce z zakłóconym biciem.
Długo linia prosta, nagle przerażająca amplituda.
Od zawsze tydzień miał siedem dni, zawsze takie same, po kolei, ale jakoś dziwnie czasem wydaje się, że mamy sto szarych czwartków po sobie. Potem nadchodzi jakaś sobota, która lekko nas budzi.
Niedziele każą świętować, a my wcale nie mamy ochoty.
Czasem to zastałe serce wyrywa się wśród tych zastałych czwartków do wielkiego świętowania, ale nie! Nie teraz.
Linia prosta, prosta, prosta, horyzont daleki. Potem tyle zakrętów, zmieszanych odczuć. Życie mieszające się ze śmiercią, młodość ze starością. Niesprawiedliwość, którą trzeba sobie tłumaczyć jako wyższą sprawiedliwość.
Trudne to życie.

Zielone pączki i już nie szarą trawę nagle przykrywa śnieg. Nie wiem po co. Po prostu.
Może nasze życie utrzymują paradoksalne wrażenia?
Wielka odległość i samotność nagle zderza się z wielką miłością w przyjaźni. Z przytuleniem.
Tak długo czegoś nie ma, nagle przychodzi. I jak już jest, to tak, jakby było od zawsze.

Już miliony mądrych słów w życiu się słyszało. Niektóre analizowało się setki razy, a wciąż brzmią inaczej.
Stabilizacji nie zaznamy. Fundamentu nie wykopiemy. Nie kopie się ich w piachu.


Szczęście to nie chwilowa radość, radostka. 
Szczęście to nie emocja.
Życie to nie puls.
Uśmiech to nie grymas.
Miłość to nie uczucie.
Przyjaźń to nie słowa.
Czas to nie materia.
Dzień to nie jasność, noc - nie ciemność.
Młodość to nie wieczność.
Starość - nie odległy moment.
Śmierć to nie punkt w grafiku.
Narodziny - niepewność.

Po co mnie wszystkiego uczyli?
Wszystko czasem zdaje się nieprawdą.
"Cóż to jest prawda?"

***
"Jestem smutna, niewesoła, bo pisać nie umiem.":



środa, 5 kwietnia 2017

Na oko.

Tak procentowo. Z czego jestem zrobiona.
To dziwne, bo przez całe życie będąc tą samą sobą, ciągle zmieniam proporcje substancji, z których jestem.
Co więcej, zmieniam same te substancje.
Inaczej: one same się zmieniają.
Nie wiem dlaczego i nie wiem kiedy.
Zawsze trudno mi za tym nadążać.
Dobrze znać siebie, chociaż trochę, lecz kiedy tylko znajdę trochę prawdy, nagle czuję, że choć była autentyczna, jest już w przeszłości.
Szukam siebie i szukać będę do końca ziemskiego życia.
Szukam też innych.
Już teraz wiem, że każdy zmienia swoje substancje.
Że te substancje w każdym się zmieniają. Ciągle.
Niektórzy za dużo jednak mają w sobie ciał stałych. Za dużo twardości.
Sama mam ich za dużo.
Potrzeba nam trochę cieczy i gazu, żeby móc przyjmować.
Różne rzeczy. Różne uczucia. Różne zmiany. Środowiska.
Twardości trochę też się przyda, żeby zbyt wysoko się nie unieść.
Jakoś trzeba stąpać po ziemi. Przynajmniej tu.
Jak ważny jest szacunek do różnych proporcji w ludziach, którzy są wokół nas.
Wszyscy w innym stadium, wszyscy w trasie. Do przodu. W fazie przemian.
Czy zbyt dużo stałości, czy rozlewów. Tak bywa, ale...
Czy ja sama kiedykolwiek zachowałam idealne proporcje?
Przecież nawet nie wiem z czego się składam...
Wszystko ciągle jakoś tak "na oko".


Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...