To dziwne, bo przez całe życie będąc tą samą sobą, ciągle zmieniam proporcje substancji, z których jestem.
Co więcej, zmieniam same te substancje.
Inaczej: one same się zmieniają.
Nie wiem dlaczego i nie wiem kiedy.
Zawsze trudno mi za tym nadążać.
Dobrze znać siebie, chociaż trochę, lecz kiedy tylko znajdę trochę prawdy, nagle czuję, że choć była autentyczna, jest już w przeszłości.
Szukam siebie i szukać będę do końca ziemskiego życia.
Szukam też innych.
Już teraz wiem, że każdy zmienia swoje substancje.
Że te substancje w każdym się zmieniają. Ciągle.
Niektórzy za dużo jednak mają w sobie ciał stałych. Za dużo twardości.
Sama mam ich za dużo.
Potrzeba nam trochę cieczy i gazu, żeby móc przyjmować.
Różne rzeczy. Różne uczucia. Różne zmiany. Środowiska.
Twardości trochę też się przyda, żeby zbyt wysoko się nie unieść.
Jakoś trzeba stąpać po ziemi. Przynajmniej tu.
Jak ważny jest szacunek do różnych proporcji w ludziach, którzy są wokół nas.
Wszyscy w innym stadium, wszyscy w trasie. Do przodu. W fazie przemian.
Czy zbyt dużo stałości, czy rozlewów. Tak bywa, ale...
Czy ja sama kiedykolwiek zachowałam idealne proporcje?
Przecież nawet nie wiem z czego się składam...
Wszystko ciągle jakoś tak "na oko".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz