Trzymam delikatnie cienką nitkę życia
Za końcówkę
W dwóch palcach ją trzymam
Zwisa gdzieś
Czuję, że jest przez węzełek
Ten na dole
To urodzenie, obciążenie
Początek.
Nawlekam ciągle koraliki
Jak przez sen już
Kiedyś wielkie, wyczuwalne korale
Po jednym dniu
Po kolei
Teraz małe koraliki, szybkie
Tydzień po tygodniu
Chyba po kolei
Wszystkie tak podobne
Za szybko na rozróżnianie barw
Struktura czasem tylko zatrzymuje opuszki
Czasem się wyróżnia
Trochę korale
Trochę różaniec
Trochę ozdoba
Trochę żmudność
Nawlekam, nawlekam
Same wpadają
Ja patrzę w okno
Już się wyłączam.
I czekam.
Na co? Na kogo?