Co widzę.
Jak mydlaną bańkę.
Przecież widzę, że jest.
Widzę, że łapię.
Nie mam nic w dłoni,
Zawsze pusto.
Ani czasy, ani ludzie,
Ani radości, ani ciężary.
Ani twój uśmiech,
A mówi do mnie codziennie.
Ani twój sen, ani mój sen.
Ani rozmowy, ani przedmioty.
Ani pieniądze, ani ceny.
Ani pogoda, ani strach, ani miejsca.
Wszystko jest.
Chyba, jak bańka.
Tak dosadnie istnieje, dzieje się, trwa.
A niczym jest.
Mam tylko własne, marne ja.
Po co mnie stworzono?
Tylko Ten, kto to zrobił, ten wie.
I tylko On naprawdę mnie ma.
Hoduje
Rybkę, która nie umie pływać,
Tancerkę ze sztywnym kręgosłupem.
Mam tylko "jestem",
A i tak wysmykuje mi się z rąk.
Co dalej?
Nie wiem.
Miej mnie.