Nie ukrywam. Nie ukrywam, a wręcz mówię wprost - za dużo już. Za dużo już we mnie obojętności. Tak, jakby wszystko odbywało się w obrębie naskórka. To, co mnie dotyczy, w czym biorę udział. Kiedyś wnikało głęboko w skórę, jak najlepszego gatunku tatuaż. Dużo tych tatuaży zostało. Kilka spraw wniknęło głębiej, aż go wnętrzności podtrzymujących życie. Nagle te sprawy, które wytatuowały wnętrze, stały się integralną ich częścią. Od wtedy krew doprowadza tlen i składniki odżywcze także do nich. Duże, przełomowe wydarzenia. Niespełnione, bądź spełnione w nieoczekiwany sposób wyobrażenia. Wszystko, wszystko. Każda głupota, każdego dnia, w każdym czasie. Wszystko jakoś miało tendencję do lokowania się w różnych tkankach. A teraz? Idę, idę, idę i przymykam oczy na chmarę tego, co mnie otacza. Jak gdybym wchodziła w skłębione stada owadów. Ocierają się o mnie, połaskoczą, a czasem nawet ugryzą. Upiją trochę krwi, może wpuszczą jakiś jad. I tak jednak cały ból i swędzenie, które fundują, wszystko to odgrywa rolę w warstwie naskórka. Radości i doczekane końcówki etapów. Spotkania i pogody. Wiatr sprawił we mnie erozję. Z dnia na dzień przybieram coraz bardziej opływowy kształt, a tkanki zbijają się coraz szczelniej. Zbijają się tak, że uszczelniają różne pory i szczelinki. Nic nie wnika głęboko. Idę i wzruszam ramionami. Z ładną skórą lub z pogryzioną twarzą. A sprawcą wszystkiego jest czas. Tak bardzo obojętny, jednostajny, niezmęczony. Niewrażliwy na wszystko. Każdym wschodem i przychodzącym po nim zachodem przeciąga po naszych grzbietach, jak papierem ściernym. Wygładza i szlifuje. On chyba chce zniwelować w nas wszystkie opory. Pragnie, byśmy poddali się jego nurtowi, przyjęli jego tempo. Tak, że żadne okoliczności nie złapią nas w garść, bo będziemy jak wysmykujące się z dłoni mydło.
Dopiero między jednym a drugim pędem, gdy przychodzi chwila na to by usiąść i zmienić treść myśli odczuwa się ból brzucha. Odczuwa się ból serca i umysłu. Tak, bo mimo szczelności ciała, rzekomej obojętności, zapomnieliśmy, że wszystko, co się nam zdarza i zdarzało piliśmy w pośpiechu, jak zapomnianą przy porannym ubieraniu kawę. Taką zaraz przed zamknięciem drzwi. Taką, o której potem myślimy rozważając, czy w ogóle ją wypiliśmy.
Nie da się być całkiem obojętnym, znudzonym. Zmienia się tylko kanał przyjęcia. Częstotliwość, miejsce, pole absorbowania. Może zmysły, które są bramą. Nie wiem...
Przechodząc przez ogień z zamkniętymi oczami i korkami w uszach nie unikniemy poparzenia. A będąc zalewani miłością ze wszystkich stron, nawet w czasach zniechęcenia, nie unikniemy roztopienia serca. Choćbyśmy chcieli od niej uciec i gdybyśmy udawali, że nas nie interesuje.
Ciekawe, ile jeszcze w życiu będzie tych typów przyjmowania. Na ile sposobów będzie dało się do nas dostać. Ile odporności na dobro i zło w sobie wyrobimy, ile skorupy?
Wszystko to mnie ciekawi. Jacy jesteśmy i jacy będziemy? Jaka jestem i jaka będę?
Dobre są takie dni, gdy bada się siebie i swój świat. Dobrze zaktualizować swój stan, przygotować się do dalszej drogi. Dobrze uporządkować wspomnienia do odpowiednich szuflad i zdobyć nad nimi panowanie. Dobrze nie zestarzeć się w młodości.