środa, 18 stycznia 2017

Zimna nauczycielka

Nie lubię zimy. Momentami piękna, nieuchwytnymi momentami zachwycająca, ale w gruncie rzeczy przeszywająca do kości, szara i krnąbrna w swej zawziętości.
Wydaje się, że trwa pół roku.
Kiedy już cię zachwyci, złapie za serce, zaraz uderza lodowatym wiatrem zawiei. Tworzy zaspy nie do przejścia, zawęża horyzont. Wieczory zaciemnia, poranków nie rozjaśnia. Zima stoi nad tobą i mówi ci: trwaj we mnie! Teraz jestem! Jestem inwazyjna! Jestem, bo tak chciał porządek świata!
Stoi nad tobą i mówi: żyj! Tu, we mnie, żyj!

Nie lubię takiej surowości. Na wybranych zdjęciach pięknej, a w rzeczywistości zabójczej.
Surowi nauczyciele jednak, to najlepsi nauczyciele.

Zima uczy czekania na wiosnę. Zima swoim byciem mówi, że wiosna przyjdzie. "Wiosna przyjdzie i tak".
Potrzebne ci takie przemarznięcie. Potrzebne zmrożenia krwi w żyłach. Potrzebne czerwone policzki. Potrzebne czekanie na światło. Potrzebne stanie w wichrze naszpikowanym lodem. Potrzebne.
Zima jako dobra nauczycielka daje wytchnienia - przynosi święta i odpocznienia. Potem znowu ładuje potrzebną dawkę cierpienia. Potrzebnych przeżyć. Żeby wzmocnić, żeby zahartować, żeby uczyć.

Czekam na wiosnę. Naprawdę, czekam na wiosnę. Każdą możliwą wiosnę. Na nowy powiew, na powrót życia. Tego dawnego. Na dawną lekkość oddechu, zwiewność sukienki, wypływający z głębi uśmiech i nowych pięknych ludzi na ulicach.

Wszystkie zimowe tęsknoty, nawet gdy zimę masz w lecie, topnieją z nadejściem wiosny.
Czekam z przemarzniętymi dłońmi. Z przemarzniętą duszą. Z przemarzniętym wszystkim.
Czekam.


1 komentarz:

Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...