niedziela, 13 grudnia 2015

Złudne zastosowanie, złudna wielofunkcyjność.

Gdy była mała, malutka, ktoś dorosły włożył jej do rąk linijkę.
Była porządna, taka na lata.
Na początku potrafiła ją tylko brać do buzi, uderzać nią o stół i własne palce.
Z czasem zmieniała się, dorastała.
Uczyła się coraz to nowych rzeczy z linijką.
Dowiedziała się do czego służy.
Zaczęła rysować piękne, proste linie.
Poznała wiele zastosowań linijki.
To, że wzdłuż niej można przesuwać ekierkę i rysować równoległe proste - w ramach sprytu.
To, że można zrobić z niej wyrzutnię - w ramach zabawy.
To, że można nią mierzyć odległości - w ramach zaradności.
To, że można podkreślać tekst za jej pomocą - w ramach pomagania sobie samej.

Powstawały piękne rysunki. Im później, tym bardziej skomplikowane.
Najpierw zwierzątka, potem trudniejsze obrazy. Wszystkie z prostych kresek.
Rysunek techniczny.
Przekroje.
Rzuty prostokątne.
Perspektywa.
Wszystko.

Kiedyś upadła.
Linijka się złamała.
Załamała się ona.

Nic już nie mogę...
- Możesz - powiedział głos z obcego obszaru.
- Możesz, tylko o tym nie wiesz.
Myślałaś całe życie, że masz tylko jedno narzędzie. Że tylko takie istnieje.
Myślałaś o sobie, że jeśli jesteś mistrzynią tego narzędzia, to jesteś mistrzynią wszystkiego.
Proszę, weź pędzel i farby.

Nie z pędzlem i paletą farb nie wiedziała kim jest. Była dla siebie obca.
Trudna sprawa.
Ale chciała.
Wiedziała, że chciała.
Przestała słuchać dorosłych, przestała słuchać świat, przestała słuchać dawną siebie.
Dała się ponieść prawdziwemu ja, które dotąd nie mogło być uwolnione.
Namalowała obraz.
Cudowny obraz.
Obraz, na którym nie znajdziesz żadnych prostych...





Bądź sobą.

Wyrzuć z rąk to, co włożyli w nie inni.

Bierz to, co sam chcesz brać.

Tak. Jest tego dużo!







piątek, 11 grudnia 2015

Uszatek bez uszu.

Miała misia. Misia Uszatka. Nazwała go tak, bo tradycja głosiła, że klapnięte ucho niesie takie miano. Miał klapnięte.
Imię to coś wielkiego - pomyślała. Musi być wyznacznikiem ciebie, mój misiu. Długo szukała właściwego, aż wreszcie doszła do wniosku, że "Uszatek" będzie najtrafniejsze.
Był nowy, świeży. Plusz jeszcze pachniał. Był miękki jak nigdy potem. Prosto z półki sklepowej. Ideał.
Kochała go. Bardzo się do niego przywiązała. Przytulała go, spała z nim. Gdy miała problem mówiła do niego, jak do najlepszego przyjaciela.
Kochała go. Kochała.
Właśnie. Kochała go?
Kochała misia, czy kochała Uszatka?
Kochała samego misia, czy to że go posiadała?
Kochała misia, poznając go, czy zauważyła u niego tylko klapnięte, urocze uszko, przez co stał się Uszatkiem.
Uszatek miał wiele dobrych cech. Najważniejszą była ta, że słuchał. Zawsze słuchał. Jak mało który przyjaciel.
Ona jednak patrząc na niego, widziała jego piękne uszka, które były przecież jego imieniem.
Czas mijał. Miś spłowiał. Ona wydoroślała.
Misia dorwał pies. Oderwał uszy.
Miś był. Uszatka nie było.
Uszatka nie było - nie było miłości.
Zapomniała, że słuchał. Zapomniała, że był.
Zapomniała, jaki był.
A czy kiedykolwiek to wiedziała?

Co ja w tobie kocham? To, że masz ładne oczy?
Co we mnie kochasz? To, że aktualnie zajmuję się ciekawą rzeczą?
Co w tobie kocham? To, że masz na imię "Zdolności matematyczne"?
Co we mnie kochasz? To, że mam ciekawe umiejętności?
Co w tobie kocham? To, że dzwonisz do mnie, bo masz darmówki?
Co we mnie kochasz? To, że nie zdradziłam innym kim jesteś naprawdę?

Za 20 lat będziemy inni.
Będziemy obcy.
Czy nadal będę kochać? Czy nadal będziesz kochać?
Kochasz mnie, czy moje teraźniejsze imię?
Co ja kocham? Czy kocham?


 

Wiem, że życie zaskakuje.
Podobno, gdy wiesz, że coś cię zaskoczy, nie będzie już zaskoczenia.
A jednak.
Ciągłe, najświeższe zaskoczenia.
I wiele, wiele, wiele miłości i piękna.
Tak się cieszę!




wtorek, 8 grudnia 2015

Zło zła? Czyżby?

Zło jest złe. Banalne. Jasne. Czy ostateczne?
Pesymizm zatrzymuje nas na pierwszym zdaniu.
Nie zdoła. Idziemy dalej.

Przed wielu laty złe tabuny piachu, wielkie fale mórz i hulający nimi wiatr, przykryły swoim żywiołem wiele wiosek i miast. Ludzkich dóbr. Domów. Były złem, zniszczyły je.

Podobne żywioły niszczyły życie wielu zwierząt mknąc przez coraz to nowsze tereny, zasypując je kolejnymi warstwami zła.
Kamienny parapet w ponadstuletnim domu, porośnięty mchem, zaniedbany, nieczyszczony mąci nasz zamysł perfekcjonizmu.

Po latach jednak możemy odkrywać historię oglądając warstwy ziemi. Mogąc ukroić kawałek świata jak kawałek tortu i zajrzeć, z czego jest zrobiony. Możemy odkrywać archeologiczne cacka, poznawać zwyczaje.
Warstwy pozwalają poznać nam czas, głębie.

Cóż więc? Czyżby zniszczenie budowało?
W przyrodzie, jak widać, szaleją paradoksy.
A u nas? W nas?

Tylko Bóg może ze zła wydobyć dobro. I robi to.
Nie bez powodu ludzie giną. W Jego planie, to innych ma nauczyć czegoś dobrego.

Nasze odejścia powodują, że On może nas zawołać.
Nasze odejście sprawia, że po czasie odwracamy głowę gu Źródłu i orientujemy się, że mamy do Kogo wracać.
Nasze zło sprawia, że zaczynamy widzieć dobro.
Jest tylko jeden warunek.
Nasza wrażliwość.

Wrażliwy człowiek skorzysta z tych warstw. Jeśli tylko chce przemiany. Jeśli tylko chce lepiej.
To się potocznie nazywa "uczenie się na błędach".
Tylko dla wrażliwych, tylko dla chcących.
Dla takich zło może stać się produktywne.
Staje się punktem odniesienia.


***
Dziwny ten czas. Nie jesień i nie zima. Nie święta, choć świętami krzyczy wszystko. Nie wiatr, choć porywa kapelusze. Nie tworzenie, choć dusza się wyrywa. Nie szukanie, choć ciągle coś odnajdujemy.
Dziwne przypadki, spotykanie ludzi na ulicy, którzy "powinni być" setki kilometrów stąd. Odkrywanie jak mały jest świat. Nie krótsza doba, a brak czasu.
Nie spanie, a noc.

***
Do kolekcji najpiękniejszych chwil doszło ostatnio wiele. Muzycznych, ludzkich, przyjaznych i uśmiechniętych.
Zadziwia mnie to, jak wszystko się buduje. "Samo".
Dziękuję.




Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...