Była porządna, taka na lata.
Na początku potrafiła ją tylko brać do buzi, uderzać nią o stół i własne palce.
Z czasem zmieniała się, dorastała.
Uczyła się coraz to nowych rzeczy z linijką.
Dowiedziała się do czego służy.
Zaczęła rysować piękne, proste linie.
Poznała wiele zastosowań linijki.
To, że wzdłuż niej można przesuwać ekierkę i rysować równoległe proste - w ramach sprytu.
To, że można zrobić z niej wyrzutnię - w ramach zabawy.
To, że można nią mierzyć odległości - w ramach zaradności.
To, że można podkreślać tekst za jej pomocą - w ramach pomagania sobie samej.
Powstawały piękne rysunki. Im później, tym bardziej skomplikowane.
Najpierw zwierzątka, potem trudniejsze obrazy. Wszystkie z prostych kresek.
Rysunek techniczny.
Przekroje.
Rzuty prostokątne.
Perspektywa.
Wszystko.
Kiedyś upadła.
Linijka się złamała.
Załamała się ona.
Nic już nie mogę...
- Możesz - powiedział głos z obcego obszaru.
- Możesz, tylko o tym nie wiesz.
Myślałaś całe życie, że masz tylko jedno narzędzie. Że tylko takie istnieje.
Myślałaś o sobie, że jeśli jesteś mistrzynią tego narzędzia, to jesteś mistrzynią wszystkiego.
Proszę, weź pędzel i farby.
Nie z pędzlem i paletą farb nie wiedziała kim jest. Była dla siebie obca.
Trudna sprawa.
Ale chciała.
Wiedziała, że chciała.
Przestała słuchać dorosłych, przestała słuchać świat, przestała słuchać dawną siebie.
Dała się ponieść prawdziwemu ja, które dotąd nie mogło być uwolnione.
Namalowała obraz.
Cudowny obraz.
Obraz, na którym nie znajdziesz żadnych prostych...