Upragniona niestabilność.
Każdą wielkość i wzniosłość, choćby nie wiem, jaki blask nosiła,
Może jedną kroplą wody cichej zgasić codzienności półmrok, jednym tchem.
Każdy zachwyt i płomień, jakby tlący knotek przytłumiła,
Jednostajność kroków twoich, ludzkich, równych, naprzyziemny motłoch, pusty cień.
Jak latarni promienie, wiązką drżącą muskać łódź poczęły,
Twe wzruszenie wzbiera, daje się zobaczyć, by odpłynąć nagle, w mroki ziem.
Jak niewiedza zwierzęcia o swej sile, czyni go bezsilnym,
Tak niestałość głowy dziarsko uniesionej, nic nie znaczyć może, chwały pień.
Dech zaparty odświętnie, chce ze świstem w próżni wpaść mogiłę,
Tak tu żywy ogień kala się w popiele, niwelując wielkość, brudząc w niej.
I nie wierzysz, nie pragniesz, zacierając amplitudy siłę,
Wszystko prostą linią kreślisz za horyzont, umierając trochę, w blady dzień.
Ale gładkie i proste nie nakreślą życia na tej ziemi,
Która chce odbierać swoim prawem twardym te różnice napięć, różność brzmień.
Sama bowiem stworzona razem z niebem przez nieregularność,
Też pulsować umie, żyć umie – to znaczy, sercem wrzącym bije, goni je.
Więc choć Niebo to przyszłość, wielkość niosąc i uszczęśliwienie,
Wpływa z góry prosto, aż do centrum ciała, dając cząstkę siebie, w ziemi dzień.
Niech więc wielkość i wzniosłość, choćby nie wiem, jaki blask nosiły,
Chroni Serce Ludzkie, jeden kąt w tym świecie, tak wrażliwie czując życia zew.
Każdą wielkość i wzniosłość, choćby nie wiem, jaki blask nosiła,
Może jedną kroplą wody cichej zgasić codzienności półmrok, jednym tchem.
Każdy zachwyt i płomień, jakby tlący knotek przytłumiła,
Jednostajność kroków twoich, ludzkich, równych, naprzyziemny motłoch, pusty cień.
Jak latarni promienie, wiązką drżącą muskać łódź poczęły,
Twe wzruszenie wzbiera, daje się zobaczyć, by odpłynąć nagle, w mroki ziem.
Jak niewiedza zwierzęcia o swej sile, czyni go bezsilnym,
Tak niestałość głowy dziarsko uniesionej, nic nie znaczyć może, chwały pień.
Dech zaparty odświętnie, chce ze świstem w próżni wpaść mogiłę,
Tak tu żywy ogień kala się w popiele, niwelując wielkość, brudząc w niej.
I nie wierzysz, nie pragniesz, zacierając amplitudy siłę,
Wszystko prostą linią kreślisz za horyzont, umierając trochę, w blady dzień.
Ale gładkie i proste nie nakreślą życia na tej ziemi,
Która chce odbierać swoim prawem twardym te różnice napięć, różność brzmień.
Sama bowiem stworzona razem z niebem przez nieregularność,
Też pulsować umie, żyć umie – to znaczy, sercem wrzącym bije, goni je.
Więc choć Niebo to przyszłość, wielkość niosąc i uszczęśliwienie,
Wpływa z góry prosto, aż do centrum ciała, dając cząstkę siebie, w ziemi dzień.
Niech więc wielkość i wzniosłość, choćby nie wiem, jaki blask nosiły,
Chroni Serce Ludzkie, jeden kąt w tym świecie, tak wrażliwie czując życia zew.