poniedziałek, 23 lutego 2015

Magiczna książeczka i to, co między wierszami.



Taka zwykła niby książeczka. Wpadła do rąk szalenie przypadkowo.
Leży na półce, przede mną 8 godzin jazdy, wezmę.
Wzięłam nie wiedząc, o czym jest.
Książeczka niemal rozpada mi się w dłoniach. Malutka, niepozorna, stara.
Wydanie z 1965 roku. Egzemplarz mocno wyeksploatowany.
Zachęca.
Czytam.
Analiza literacka "Medalionów" Zofii Nałkowskiej.
Przed analizą (do której nawet nie doszłam) znajduje się opis życia autorki.
Nie nazwę go życiorysem, bo nie jest nim do końca.
Urozmaicony cytatami Zofii Nałkowskiej tekst wydał mi się szalenie autentyczny.
Nawet nie wiem, kiedy go przeczytałam.
Niesamowity tekst.

Ja pozostając sobą, odczytałam z niego to, co między wierszami.
Ile ludzi potrafi był w jednym człowieku!
To imponujące!
Zofia jako dziewczynka wychowana była wśród naukowców, myślicieli, ludzi światłych, mądrych. Była pewna, że cały świat taki jest, że każdy człowiek myśli...
Rzeczywistość wojny, gdy dorastała odmieniła ją totalnie.
Twierdzi, że utwory, które pisała przed odmianą są jej obce. Czuje, jakby pisał je ktoś inny.
Nie o tym jednak chcę mówić.

Skupiam się dziś na postawie autorki sprzed przemiany.
Niesamowity sposób myślenia i niesamowity rodzaj miłości.
Pisałam już, że miłość jak tęcza ma wiele barw i nieskończoną ilość odmian.
Każda relacja jest inna. Jak płatki śniegu. Cudowna, niepowtarzalna.
Poruszyła mnie relacja młodej Zosi z jej tatą.
On, mądry człowiek znający rzeczywistość pozwalał jej żyć wyobrażeniem o pięknym świecie.
Piękno w świecie jest, ale jego dobitna szarość i brutalność często nam je tuszuje. On szczęśliwy, że jego córka patrzy jeszcze naiwnie po dziecięcemu, nie chciał odbierać jej zachwytu. Na pewno czuł, że przyszłość pokaże jej prawdę, może ją to zaboleć. Ból tak czy tak miał nadejść, ale on próbował odsuwać w czasie ten moment.
O jakiejkolwiek głupocie, cierpieniu, nieodpowiedzialności i bólu Zosia dowiadywała się z czytanych książek.

Jedne z piękniejszych słów, jakie ostatnio przeczytałam:

"Ojciec rozmawiał ze mną jak z kimś dorosłym, o wszystkim, o czym chciałam. Gdy coś w życiu lub książkach gniewało mnie lub doprowadzało do łez, jemu robiłam o to wyrzuty. I on godził się na tę rolę, brał jakby przede mną odpowiedzialność za świat." 
                                                                Zofia Nałkowska O sobie. Wiadomości Literackie 1929, nr 47.

Pisarka płynnie zaczęła zderzać się z prawdziwym życiem. Najpierw napotykała zło w książkach, potem małymi etapami w realnym życiu. A ojciec?
Ojciec stał się dla niej amortyzacją uderzeń. Brał "na klatę" to, czego ona nie rozumiała, co ją oburzało i potrafił brać za to odpowiedzialność, choć żadnej jego winy w tym nie było.
Potrafił słuchać. Z troską przy niej trwać.

Tak własnie odnalazłam ostatnio kolejny mieniący się kolor miłości.
Cudownej, niepowtarzalnej i bezcennej miłości.
To własnie jest prawdziwa męskość...






To, że nie widzisz wokół siebie dobra i miłości, nie znaczy, że one nie istnieją.
To, że niebo jest zachmurzone, nie znaczy, że gwiazdy nad chmurami nie spadają.







                                     

środa, 18 lutego 2015

Sypnąć brokatem.

Dobrze czasem tak po prostu sypnąć sobie brokatem.
Dobrze z niebieskiego nieba wyciągnąć jeszcze więcej błękitu.
Dobrze delektować się zanim się połknie.
Dobrze tak usiąść na ganku i zauważyć, że dzień jest coraz dłuższy.
Dobrze mieć dom poza miastem.

No i znowu miasto...



Lubią tulić kotki, lubią pluszaki, lubią małe pieski, lubią chomiki, świnki morskie, malutkie obce dzieci, a ja lubię, gdy mogę tulić jedną osobę często, przez parę lat i czuć w ramionach jak się zmienia.

piątek, 13 lutego 2015

Subtelne niuanse.

Śnieg, kropla deszczu, rzeka, sople, lodowisko, para spod przykrywki, oddech podczas mrozu.
Niby wszystko to woda, a jednak.
Człowiek w dużej mierze składa się z wody i... chyba rzeczywiście nią jest.

Niby tylko to różnice postaci, naoczne, dostrzegalne, bo skład chemiczny ten sam.
Czyżby? Czy świat składa się tylko z praw fizyki?

Jak bardzo jesteśmy podobni do wody!
Możemy kapać, możemy szumieć, możemy płynąć i obijać się o brzegi. Możemy wirować, możemy falować. Możemy twardnieć, zamarzać. Możemy się ulatniać i parzyć.
Możemy mętnieć i klarować się.
Tyle podobieństw!!!

***
Całą noc sypało. Wiatru jakoś nie było, to dziwne, bo ostatnio stałość powietrza była anomalią. Zrywało czapki i mąciło fryzury. A więc sypało.
Lekkim puchem otaczałam wszystko, co spotkałam na swojej drodze. Drzewa, zmrożoną glebę, dachy, pagórki i drogi. Wszystko. Słyszałam, jak ludzie mówili, że jestem piękna. Delikatna.
To chyba dobrze, nie?
Ktoś narzekał, że musi odśnieżać, widocznie mu przeszkadzam.
Przez całą noc nabrałam rozmiarów.
Ptaki nad ranem zostawiły parę delikatnych śladów, były przeurocze, łaskotały. Do rana jednak zdążyłam zasypać je i zatrzeć.
Z każdą godziną robiło się coraz jaśniej, bo chmury zaczęły odpływać. Ja już tylko leżałam.
Wkrótce zaczęły docierać do mnie pierwsze bezpośrednie promienie słońca.
Najbardziej upodobałam sobie miejsce pod przyjaznym, starym, drewnianym domem.
Czułam się samotna. Było wygodnie, dobrze, jasno.
Coś nie było tak.
Byłam samotna.
Postanowiłam znaleźć tu na ziemi bratnią duszę. Podobną do mnie.

Z góry sople zaczęły topnieć. Czułam, że są blisko. Czułam, że mamy ze sobą coś wspólnego.
Widziałam, że wiotczeją i niedługo zechcą spotkać się, tu na dole.
Czekałam.
Wystawiłam swój piękny, niczym nie zmącony policzek.
Błyszczał w słońcu, gładki, nieskażony.
Nagle kropla! Wreszcie!
Leci! Czekam! Przylgnie do mojego policzka! Pocałuje mnie! Pokocha!
Jesteśmy tym samym! Jesteśmy wodą! Czekam, czekam, czeeeekaaaammm!
Kropla z rozmachem zbliżała się. Wpadła.
Przebiła mój policzek. Zmąciła jego ład. Przebiła na wskroś. Zraniła...
Po paru godzinach stopniałam we własnych łzach. We własnych łzach.

***
Jesteśmy tak podobni. Jesteśmy tym samym. Marnymi ludźmi. Złożonymi z tych samych substancji.
Dzielą nas jednak subtelne niuanse.
Stan skupienia?
Bardziej stan ducha. Materia niefizyczna.
Subtelne niuanse.


Strasznie tęskniłam za tym miejscem, ale odpoczynek był zamierzony. Potrzebny.
Jest dobry czas. Pozałatwiane sprawy i wolny duch. Powroty. Dom.
Aż chce się żyć!
Dobrze tu wrócić!




Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...