środa, 28 listopada 2018

Wieża melancholii

Chcę, żebyś wiedział. Żebyś wiedziała:
To nie jest tak, że już nie chcę.
Nie tak, że nie chcę być tu i teraz, że nie chcę się śmiać.
Nie jest tak, że nie chcę już mówić o głupotach, że chcę przestać się bawić w środku zabawy.
Wcale nie tak, że nagle tracę humor, nie tak, że jestem "typową kobietą".
Nie zwracam na siebie uwagi, nie jestem smutna.

Nie potrafię po prostu utrzymać się ciągle w jednym rejestrze.
Kiedy dzieje się tak wiele wokół, nie potrafię płynąć na jednej częstotliwości.
Nie mogę, gdy pod spodem tyle dna, tyle dzieje się w głębi.
"Tylko pstryk i już nie ma mnie - czasem tylko tego chcę. I już nie starać się. Siedzę sam w tej wieży bez dna." [Wieża melancholii - Myslovitz]
Tak, to utwór o mnie.
Kocham się śmiać, wygłupiać, tańczyć i rozmawiać. Kocham być z ludźmi, jednak ciągle... No właśnie.

"Smutna twarz - czy to już jestem ja?
Czy to ten, kogo ty tylko znasz?
Ja i tak przecież nie zmienię się,
Choćbym nie wiem naprawdę jak chciał."

Ta wieża melancholii, to moja wieża. Tylko w takiej jestem księżniczką.
Niejeden smok mnie pilnuje, a ja chyba na nikogo już nie czekam. W tej wieży."

Jak można?
Jak można być jednocześnie tak ekstra- i introwertycznym?
Jak można tak pragnąć rozmowy, ale do tej prawdziwej potrzebować osobności, intymności i odpowiedniego momentu?
Jak można tak bardzo kochać człowieka, zupełnie się z nim nie dogadując?

Tak, cieszę się, zawsze prawdziwie i całą sobą. Często, mocno, realnie.
Lecz cóż?
Po prostu.
Po prostu mieszkam w wieży melancholii.
Jej fundamentem oczy, uszy i serce.
Słabo odizolowane fundamenty. Chłoną.
Powiesz: trudny człowiek, mocny charakter, ciągła niewiadoma.
Nie.

Jestem z Wami, a tak naprawdę ciągle Was obserwuję.
Obserwuję, podziwiam i dziwię się. Zastanawiam. Nie oceniam.
Potrzebuję.

Tak bardzo rozumiem artystów. Rozumiem ich potrzebę nowości, tworzenia, ekspresji tego, czego doświadczają. Rozumiem, że oni tego nie wybrali. Tak już po prostu jest.
Bóg nas tak stworzył. Ja nie wiem, czego On chciał. Nie wiem, po co dokleił nam tyle wypustek szukających ludzi, uczepiających się ich. Jednocześnie uczynił z nas samotników. Nigdy Go nie rozumiałam. Po co stworzył w nas tyle autentyczności, głębi, zawirowań. Dlaczego nie mogę spokojnie żyć? Tak normalnie?

"Wszystko drży i przeszkadza mi śmiech.
Lepiej odejdź już stąd, zostaw mnie.
Nic to nic, przecież wiesz, przejdzie mi,
Tylko deszcz zmyje z szyb brudny śnieg."

Tak, nie pocieszaj mnie. Bądź tylko ze mną.
Bądź właśnie z taką osobą, jak ja.
Jeśli tylko taką masz w pobliżu.
Taka właśnie osoba, choć ma wiele warstw,
odpłaci Ci bezgraniczną miłością.
Za tę cierpliwość. Za chęć.

Moja twarz nie jest obrazem wnętrza. Czasem zupełnie nie jest. Zbyt mało ma funkcji.
Dlatego właśnie, to dlatego kocham czyjeś oczy. To w nie kocham patrzeć, bo wiem, że tam jest choćby cząstka prawdy o kimś. Tej prawdy, która jest w nim w danym momencie.

Trudna to umiejętność. Łączyć dwie teraźniejszości.
Trudna, a taka upragniona.

Z listu św. Jana Pawła II do artystów:
Nikt nie potrafi zrozumieć lepiej niż wy, artyści, genialni twórcy piękna, czym był ów pathos, z jakim Bóg u świtu stworzenia przyglądał się dziełu swoich rąk. Nieskończenie wiele razy odblask tamtego doznania pojawiał się w waszych oczach, artyści wszystkich czasów, gdy zdumieni tajemną mocą dźwięków i słów, kolorów i form, podziwialiście dzieła swego talentu, dostrzegając w nich jakby cień owego misterium stworzenia, w którym Bóg, jedyny Stwórca wszystkich rzeczy, zechciał niejako dać wam udział.

***Tych kilka osób, o których teraz myślę. Którzy wiedzą, a którzy pewnie nigdy nie przeczytają tych słów. To oni pokazali mi, że mają też swoje wieże. Mieszkają w nich na zawsze, jak ja i mimo tego, że ustawione są tak daleko od siebie, tworzą osadę.
Dobrze, że możemy przynajmniej słać sobie listy.
Chociaż... no tak, już nie z każdym.

***
Kilka słów z gitarą, a oddają sedno:





 

środa, 7 listopada 2018

Wiekuiste blizny

Jak wytarty prostokąt na nogawce
Telefonem
Tak chcę mieć wytartą pierś
Nadzieją


Jak biały ślad na palcu
Pod obrączką
Tak chcę mieć oznaczoną twarz
Cierpliwością

Jak odgięcia na butach
Po chodzeniu
Tak chcę mieć odgięcia w duszy
Po współprzeżywaniu

Jak zmarszczona skóra przy oczach
Po płaczu i śmiechu
Tak chcę mieć zmarszczoną wolę
Po wstawaniu z upadków

Jak głęboki wdech nabrany mimo złamanych żeber
Po ciosie
Tak chcę oddychać co dzień
Tobą




Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...