Drzemie w papierze, podczas gdy jego bracia dawno zmieszali się z ziemią.
Płatek zachował kolor, choć nieco przyblakł.
Brzegi mu zbrązowiały. To nieważne.
Żyje samotnie. Żyje samotnie w ciszy, w otchłani samotności, w niezrozumieniu, w tęsknocie.
- Moich braci już nie ma. Żyli krótko, ale intensywnie. W pełnym słońcu, w kroplach rosy, doceniane przez przechodzących ludzi, wabiąc pszczoły, które przylatywały i dotrzymywały im towarzystwa. A ja? Ktoś oderwał mnie od życia, włożył tu i trwam.
Samotność boli.
Jestem nieprzydatny.
Nic nie widzę.
Nie wiem jak wygląda teraz świat.
Zapomniałem o słońcu.
Tęsknię.
Moi bracia żyli w pełni, wywoływali uśmiechy.
Po co tu jestem?
Dlaczego sam?
Mijały lata.
Jakaś drobna dłoń otworzyła książkę. Przez przypadek odnalazła płatek. Ujęła go delikatnie i uniosła. Słońce wchodzące przez okno oblało płatek. Kobieta, która go odnalazła poczuła przeszywające wzruszenie. Dłoń zaczęła drżeć.
Łzy kapały po policzkach.
Kwiat przypomniał jej o miłości.
Przypomniał jej miłość.
Jeden, lekko zaróżowiony płatek czekał w książce kilkadziesiąt lat.
Kilkadziesiąt lat niezrozumiałej samotności.
Kilkadziesiąt lat sztucznie wydłużanego życia.
Kilkadziesiąt lat podtrzymywania.
Na płytkim oddechu.
W ucisku.
Żaden jednak świeży płatek, w powierzchowności swojego życia nie dotknął tak głęboko czyjegoś serca.
Żaden kwiat nie rozbudził tak drogich wspomnień.
Inne cieszyły na moment oko. I umarły.
Ten płatek żył, resztami sił, bo miał zadanie.
Żył resztkami sił.
BO MIAŁ ZADANIE.