wtorek, 25 sierpnia 2015

Wymazanie czy zamglenie?

Jak powinno wyglądać prawdziwe wybaczanie?
Wybaczyć jest tak trudno.

Często komuś wydaje się, że inna osoba nie wiadomo jak go skrzywdziła, a w gruncie rzeczy wszystko jest wyolbrzymione. Niejednokrotnie bywa tak, że jedno mało znaczące przykre słowo ktoś uznaje za wielką obrazę, wielką krzywdę.
Źle być takim nietykalnym. Takim człowiekiem, któremu nie można nigdy powiedzieć czegoś uszczypliwego, a czasem niechcący wyrządzone małe krzywdy odbierać jako wielkie zranienia.
Nie jest dobrze.
Ja jestem człowiekiem i inni są ludźmi. Zdarzają nam się wpadki, w złości wypowiedziane zbyt wiele słów.
Takie nadwrażliwe osoby wiele potrafią snuć teorii a propos wybaczania.
Jak to ono nie jest trudne, jak godzi w ich honor i dumę. Jak jest niesprawiedliwe, niepotrzebne, kościółkowe, żałosne, przesłodzone i niemodne. Ono przecież NIC MI NIE DAJE.

A co, kiedy istnieją osoby, które są prawdziwie ranione. Ciągle niesprawiedliwie oceniane, osądzane, źle traktowane, bez szacunku, okłamane, zdradzone, oszukane, od których coś wyłudzono, których wydano, których opuszczono, których obmawiano, niezgodnie z prawdą itd.
Tak wielu z nas jest mocno skrzywdzonych. Permanentnie. Na co dzień. Nie tyle skrzywdzonych, co wciąż krzywdzonych.
Mimo wielu zranień takie osoby potrafią przebaczyć. Prawdziwie przebaczyć. Po co, spytacie. Dla wolności. Dla swojej wolności.

Przebaczyć, nie znaczy zapomnieć, wymazać.
Przebaczam, nie znaczy: pokazuję krzywdzącej mnie osobie, że nic się nie stało.
- A, bij mnie dalej, rań, rób ze mną co chcesz, ja jestem szmatą do twojej dyspozycji. Ja ci przebaczam.
Nie. Nie tak.
Nie ma bowiem w tym wolności, dla żadnej ze stron.
Każdy człowiek ma nieskończoną wartość i godność i nigdy jego krzywda nie może być słuszna.
Moje przebaczenie nie ma mówić komuś: twoje zło jest dobre, nie rusza mnie.
Przebaczając, nie mówię: "Wisi mi to, co robisz. Jestem kamieniem, nic nie czuję,"
Otóż nie.

Przebaczając, muszę pokazać, że zło wcale nie jest mi obojętne.
Przebaczając, nie zapominam.
Przebaczenie to zrozumienie tego, że krzywdzący mnie jest tylko człowiekiem i popełnia błędy.
Przebaczenie to dawanie drugiej szansy.
Przebaczenie to nie wdawanie się w odwet, który nie przynosi ulgi.
Chęć odwetu zawsze kusi. Myślisz, że gdy komuś oddasz, bo on też mi tak robi, wtedy ten ktoś zobaczy, jak to jest, niech też cierpi.
I co? Błędne koło.




Nie można dawać sobą pomiatać, ale nie można też pomiatać kimś w zamian za pomiatanie mną.
Wtedy obie strony będą pomiatane.

Przebaczając, nawet 77 albo i 777 razy, pokazujemy krzywdzącemu naszą siłę. Tak. To jest właśnie siła.
Oddać może każdy prostak. Przebaczyć może tylko wielki człowiek.

Może warto nauczyć się przebaczania?
Ja właśnie zaczynam naukę...




Poznałam w życiu wielu ludzi, którzy przebaczyli największe krzywdy, jak np. zabójstwo własnego dziecka. I co?
Mówią, że są całkowicie wolni i potrafią znowu cieszyć się życiem.
Nie ma co myśleć ciągle o tym, jak inni źle mnie traktowali/traktują, niesprawiedliwie, niesłusznie.
Zostaw to. Z tym jest tylko ciężej.
Ja właśnie zaczynam naukę...




sobota, 15 sierpnia 2015

Nakruszyć.

Nie potrafię opowiedzieć tego, co we mnie.
Nie potrafię podać całości.
Nie potrafię przytoczyć osobie trzeciej, nie potrafię powiedzieć Tobie.
Nie potrafię się przyznać na głos przed sobą.

Całe życie wyciągam ze swego wnętrza jak najwięcej. Aby dawać. Aby się dzielić.
Całe życie próbuję ubrać to w słowa, wydać w całości.
Całe życie próbuję wygłosić myśli, ukształtować uczucie, narysować pragnienia, wypowiedzieć życzenia, podarować miłość, jako obiekt fizyczny.

Chcę dawać siebie.
Wypowiedzieć.
Wykrztusić.

Ale co?
Jako człowiek mogę tym wszystkim tylko przed Wami, przed sobą nakruszyć...





Psycho soul dla zmęczonych artystów.
Zmęczonych niewypowiedzeniem.



sobota, 1 sierpnia 2015

Dumna z obszaru.

Jestem dumna z obszaru, na którym mieszkam. Z ziemskiego obszaru.
Dlaczego?
Bo dostęp do piękna mam wszędzie.
Wystarczy mi niebo.
Wiele razy mówiłam o nocy, o gwiazdach. Tak, bo to to, co mnie raduje, otwiera moje oczy. Wszystkie. Nie tylko te fizyczne.
A za dnia?
Tak. Kiedy dzień jest zasnuty biało-szarym niebem, ja śpię. Śpię fizycznie, śpię duchowo.
Każdy zaś przejaw dynamizmu i piękna, gdy niebo "podniesie się", rozjaśni, intryguje mnie.
Kocham niebo.
Kocham błękit południa.
Kocham zorze zachodu.
Kocham nieskończoność palety barw.
Kocham to, że niebo mam zawsze i wszędzie.
To, że nawet, gdy płyną łzy, a gardło ściska żal, mogę podnieść głowę i patrzeć.
Czy jestem na wsi, czy w mieście.
Czy jestem sama, czy z kimś.
Czy mam ochotę na życie, czy akurat trochę mniejszą.
Niebo jest.

Uwielbiam jego niepowtarzalność. Niepowtarzalność kompozycji obrazu.
Wszystko w HD. Wszystko w 3D.
Dynamizm, ogrom, nasza bezsilność wobec niego.
Zaskakiwanie, różnorodność form.
Malowane nieznanym pędzlem.
Nieprzewidywalnym.
Dalekie nad horyzontem, jeszcze dalsze prosto nad nami.
Bliskie zarazem poprzez oddziaływanie.
Współgranie ze Słońcem, współgranie z Księżycem.
Z ich światłem.

Czy też kochasz niebo? Czy też zauważasz to dzieło sztuki?

Niby dla wszystkich, niby nad każdym, ale ja wierzę, że było już wiele momentów, które widziałam tylko ja.
Które były prywatnym prezentem. Nad którym zachwyciłam się ja. I nikt więcej. I żadne zdjęcie, żaden opis, żaden rysunek nie odda tego, co widziałam.
Cieszę się, że potrafię stanąć i patrzeć. I widzieć. I chłonąć. I cieszyć się tym.
Tak, bo właśnie tyle potrzeba do szczęścia w zwykłych chwilach dnia. Tylko? Aż.

Cieszę się z obszaru, na którym mieszkam. Z ziemskiego obszaru. Z mojej własnej, codziennej, wszechstronnej galerii sztuki, gdzie codziennie jestem obdarowywana.
Naucz się patrzeć.
Bądź dumny z obszaru.

Ja wiem, że tę sztukę Ktoś tworzy. Wiem, że dla mnie.
Dla nas.


Zachwyć się:
https://www.youtube.com/watch?t=200&v=mi-xSAUSFFA










Orkiestra nurtu rzecznego

Czas to z jednej strony coś niewidzialnego i nieuchwytnego, coś co mogłoby stanowić definicję abstrakcji i antonim namacalności. To coś, co ...