Jakimś sokiem, roztworem goryczy.
Miała przestać je obgryzać.
Przywiązywali pasami do łóżka.
Jakimś wżynającym się w skórę paskiem.
Miała nie rwać włosów.
Blokowali jej nogi.
Jakąś nierozciągliwą szarfą.
Miała nie wychodzić przez okno.
Przecież to dziesiąte piętro.
Na tym dziesiątym piętrze,
bronili ją przed nią samą.
A ona?
Ona nie wiedziała, kto jest jej wrogiem.
Ona sama? Oni?
Trochę kwasu i pasów.
Dla bezpieczeństwa.
Dla podtrzymania egzystencji.
Powrozy jak tlen. Jak pokarm.
Wokół ściany wyłożone gąbką.
Podobno byli przyjaciółmi, choć ona nie rozumiała tej instytucji.
Lepiej by jej się żyło w powietrzu, bez włosów i paznokci.
Mogłaby latać bez oporów, bez myśli, bez zdarzeń i ścian.
Bez ciała.
No i bez uczuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz